sobota, 31 marca 2012

I'm back! Paleta Peggy Sage

Witajcie! Nareszcie wróciłam do domu i pomału dochodzę do zdrowia z moim kolanem. Dwugodzinna operacja udała się, mam założone całe 2 szwy (!) i aktualnie czeka mnie jeszcze 4 tygodniowa rehabilitacja, czyli ćwiczenia i kuśtykanie o kulach (swoją drogą nie mam pojęcia jak to wytrzymam, ale jakoś będę musiała).
Bez zbędnych wstępów, chciałam Wam dzisiaj zaprezentować moją ukochaną, ulubioną i jedyną paletę do makijażu marki Peggy Sage zakupioną ok. rok temu w Douglasie. Po rozłożeniu prezentuje się tak:


Paleta jest jak widać mocno przeze mnie eksploatowana, czego nie da się ukryć i jakiś czas temu miała jeszcze lusterko na górnej części, którego niestety w wyniku małego "wypadku" już nie ma (mimo wszystko polecam posiadanie 2 kotów w domu ;)).
Paleta składa się z 32 błyszczących cieni do powiek i 2 matowych. Posiada 4 "pomadki" (które swoją drogą są wstrętne), 2 brązujące pudry do twarzy widoczne dokładnie na środku palety z dołączonymi do nich gąbeczkami i 2 róże do policzków w osobnej rozsuwanej na dole szufladce (ten z lewej rewelacyjnie sprawdza się jako rozświetlacz do ciała).
Jestem z tej palety ogromnie zadowolona, ponieważ cienie są wspaniale napigmentowane i na bazie Art Deco wytrzymują na powiekach spokojnie cały dzień. Nadają się do każdego makijażu zarówno dziennego, jak i wieczorowego ze względu na ich bogatą kolorystykę.



Zdjęcia niestety słabo oddają ich kolory, pomimo wielu prób różnego ustawienia światła :( Niemniej możecie mi wierzyć na słowo, że na żywo prezentują się na prawdę pięknie.
Pomadki niestety pomimo ładnego nasycenia kolorów są okropne, śmierdzą chemią, bardzo się kleją i wg mnie można je wykorzystać jak już, to wyłącznie do makijażu sesyjnego, który zaraz po zdjęciach będzie można natychmiast zmyć. Ja niestety innego sposobu na te paskudztwa nie znalazłam :(
Pudry brązujące przyznam, że używam wyłącznie w lato, celem wzmocnienia opalenizny. Nadają się do tego idealnie! Są mocno nasycone, więc przy opalonej buzi nie będzie widać efektu "maski", niestety do typowo bladej cery się nie nadają i to jest ich główna wada. Niemniej są wytrzymałe, ładnie stapiają się ze skórą (jednak trochę ją wysuszają) i odpowiednio matują cerę.
Róże natomiast nadają się dla brunetek i blondynek. Nawet ten ciemniejszy różo - bronzer z prawej, ponieważ pomimo mocnego koloru w opakowaniu, po roztarciu na twarzy staje się typowo brzoskwiniowy, a dzięki zawartym drobinkom pięknie rozświetla kości policzkowe. Tego z lewej  natomiast używam, jak już wspomniałam wyżej jako rozświetlacza do ciała, ponieważ jego kolor po roztarciu staje się cielisty, a ilość drobinek dość spora, więc bardzo ładnie podkreśli np zadbany dekolt.
Paletka po złożeniu wygląda tak (przy czym podkreślam, że wcześniej była jeszcze obudowa wierzchnia ;))


Moja ocena 0-10 to 9
Czego mnie brakuje w tej palecie? Osobiście uważam, że można było zrezygnować z tych pseudo pomadek i zamiast nich dać np więcej cieni w odcieniach zieleni, których mnie tutaj zabrakło. Niemniej uwielbiam ją  i wykorzystuję wszystkie jej walory przy każdej nadarzającej się okazji. Jest bardzo wielofunkcyjna, wydajna, poręczna (dzięki małym gabarytom można ją zabrać dosłownie wszędzie), ma kilka wersji kolorystycznych, a przy tym cena (ok. 120 zł) jest bardzo adekwatna do jakości. Z czystym sumieniem polecam każdemu, ponieważ nie wątpię, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

niedziela, 25 marca 2012

Chwilowa przerwa :(

Cześć moje Piękne! Mam nadzieję, że wybaczycie mi tygodniową przerwę w prowadzeniu bloga. Niestety jest ona spowodowana operacją mojego kolana, która odbędzie się już jutro (trzymajcie kciuki!!!). Dla pocieszenia dodam, że nadal będziemy w kontakcie, ponieważ postaram się regularnie odpisywać na wszystkie komentarze, o ile w szpitalu nie zabiorą mi lapka :( Pozdrawiam Was wszystkie cieplutko :*

środa, 21 marca 2012

Recenzja: Armani Acqua di Gioia

Ponieważ przed kilkoma dniami otrzymałam z Douglasa bon uprawniający do 20% zniżki na wszystkie oferowane zapachy, postanowiłam nieco zaszaleć i w ramach nagrody za zamknięcie ostatniej ważnej sesji na uczelni, zakupić dla siebie ekskluzywne perfumy, które widać poniżej na zdjęciu.


Mowa o będącym bodajże od zeszłego roku na rynku zapachu Giorgio Armaniego - Acqua di Gioia. Ze względu na fakt, iż nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym produktem, postanowiłam wystawić mu recenzję, która mam nadzieję zachęci Was do kupna.

Moja ocena 0-10 to 10:
Zapach w moim mniemaniu jest świeży, lekki, i orzeźwiający, w sam raz na zbliżającą się wiosnę i upalne dni. Tak szczerze - wystarczy obejrzeć reklamę z przepiękną Emily di Donato która jest twarzą kampanii, by wiedzieć, że perfumy te są inspirowany naturą, kobiecym pięknem i jednocześnie radością życia. Jak dla mnie jest to ideał! Nie dość, że są  bardzo trwałe i typowo kobiece, to w dodatku zapach mimo iż intensywny, nie jest nachalny i nie dusi nawet przy intensywnym spryskaniu odzieży, bądź ciała. Myślę, że polubią go kobiety w wieku 20-35 lat. Jedynie co może odstraszać to cena (219 zl za 30 ml - Douglas, Sephora) i mimo że jest to Armani, jednak niestety nie wszyscy mogą sobie pozwolić na kupno takiego produktu :(

Na koniec zamieszczam link do reklamy Acqua di Gioia - wg mnie jedna z lepszych jakie powstały, a na pewno pierwsza która tak bardzo mnie zauroczyła >>> KLIK <<<

wtorek, 20 marca 2012

Recenzja: Syoss - suchy szampon wersja Anti - Grease

Ponieważ kilka czytelniczek zasugerowało mi zrobienie postu dotyczącego pielęgnacji włosów, dzisiaj postanowiłam napisać recenzję jednego z ciekawszych kosmetyków, które ostatnio weszły na rynek. Mowa o Syoss - suchym szamponie dającym jeden dodatkowy dzień świeżości (ja mam wersję Anti - Grease - do włosów szybko przetłuszczających się, jest jeszcze druga, niebieska Volume Lift).

Wyglądają tak:



zdjęcie szamponu Syoss Volume Lift zostało zapożyczone ze strony www.henkel.pl 

Kupiłam pod wpływem reklamy w tv, ponieważ uznałam że otóż wreszcie znalazłam produkt dla mnie! Często jest tak, że idąc na uczelnie zajęcia mam od godziny 8.00 do 20.00 dwa dni pod rząd, a przychodząc po wykładach nie zawsze człowiek ma już siłę na mycie, suszenie, prostowanie i stylizację włosów, więc uznałam że produkt idealnie mi się przyda.

Zalety:
+ Działa! Faktycznie włosy są znacznie świeższe i można odłożyć mycie do następnego dnia
+ Słyszałam głosy, że niby szampon się ulatnia, wystarczy góra na dwa, trzy razy i po wszystkim. Ja użyłam go już pięć razy i spokojnie jeszcze na jakieś dwa wystarczy (rozpylam szampon na całą głowę wyłącznie u nasady włosów)
+ Cena (ok 15 zł) jak na tyle użyć ile wyszło u mnie, jest jak najbardziej adekwatna do jakości

Wady:
- Po użyciu szamponu na włosach zostaje pyłek, który ciężko później wyczesać pomimo użycia szczotki z gęstym włosiem i suszarki - wg mnie jest to największa wada tego produktu, włosy są jakby siwe, zakurzone, trzeba się namęczyć, by pozbyć się tego efektu
- Zapach - cytrusowy, nie podoba mi się wcale i niestety długo się utrzymuje wrr ;/
- Liczyłam, że może przedłuży świeżość włosów o troszkę dłużej, niż jeden dzień, ale niestety się zawiodłam. Mimo to producent wyraźnie piszę 1 DZIEŃ, więc w sumie nie można tego zaliczyć jako wady ;)
- Nie nadaje się do mocno przetłuszczonych włosów. Poświęciłam się dla Was i wypróbowałam go na włosach po 3 dniach niemycia (proszę doceńcie to, bo uczucie było okropne i z domu nie można było wyjść) i niestety nie sprawdził się tak dobrze, jak na lekko przetłuszczonych.

Moja ocena 0-10 to 6:
Na szczególnie nagłe przypadki, gdy nie mamy możliwości umycia głowy sprawdzi się znakomicie, na codzień w celu przedłużenia "świeżości" włosów raczej nie bardzo. Produkt ni to dobry, ni to zły, ja mam wrażenie że producent nie dopracował go jeszcze w 100%, w każdym razie ja czuję niedosyt stąd taka ocena.
A czy Wy miałyście już do czynienia z suchymi szamponami? Jak u Was się sprawdziły i co z tą wydajnością? Pozdrawiam życząc miłego wtorkowego popołudnia :)

piątek, 16 marca 2012

Marcowe zakupy

Będąc dzisiaj z Tatą w Ustroniu, zachęciłam go do odwiedzenia jednej z moich ulubionych tam drogerii (jakąś nagrodę powinni mi wręczyć, ponieważ zazwyczaj każda moja prośba w tej kwestii kończy się fiaskiem). Oczywiście ja, jak to ja nie mogłam wyjść z pustymi rękoma, więc zdecydowałam się na kilka kosmetycznych drobiazgów, które na pewno przydadzą mi się na coraz cieplejsze dnie :) Oto moje dzisiejsze zdobycze

taaa daaam :)



Pierwszą rzeczą jaka wpadła mi w łapki są oczywiście lakiery - ogromny wybór przeróżnych firm i kolorów, czyli to co każda Asia lubi najbardziej. Ja zdecydowałam się na te, które widać na powyższym zdjęciu, czyli (od lewej):
1) Joko Virtual Street Fashion Vinylmania, kolor nr 13 Lavender
2) Miss Selene nr 150
3) Miss Selene nr 149
W lakierze Joko ujął mnie kolor - piękny, urzekający, pudrowy róż, który po dwóch warstwach (tak, tak wszystkie już wypróbowałam, malując na razie po jednym paznokciu) daje zniewalający efekt. Na zdjęciu tego dokładnie nie widać, ale drobinki w nim zawarte, pod światło jakby delikatnie opalizujące na srebro dają wspaniały efekt w słońcu, lśnią jak po zastosowaniu nabłyszczacza - myślę, że był to baaardzo udany zakup, najlepszy dzisiaj.
Granatowy, elegancki kolor wypatrzył Tata i to on namówił mnie do kupna sugerując, że jemu jako facetowi bardzo się podoba (czasem ojciec na zakupach staje się bardzo przydatny ;)). Mam już sporo lakierów w tonacji niebieskiej, jednak typowy granat urzekł mnie swoją tajemniczością i pięknym wyglądem w buteleczce. Po nałożeniu dwóch warstw kolor jest jednak jaśniejszy, niż widać na zdjęciu co niestety psuje cały efekt. Na szczęście mojej  Mamie się spodobał, więc na pewno będzie go częściej używać, niż ja ;)
Miss Selene nr 149 - takiego kolorku jeszcze nie miałam, lawendowy opalizujący na róż - coś nowego, coś świeżego, dlatego zdecydowałam się na zakup. Jestem fanką opalizujących lakierów, bądź jak ktoś woli - kameleonów i najchętniej wykupiłabym wszystkie możliwe dostępne na rynku (wszystko przede mną ;)). W każdym razie do letniej sukienki jak znalazł.

Kolejnym zakupem jakiego dzisiaj dokonałam jest cukrowy peeling do ciała, tym razem firmy Dax Cosmetics, o zapachu pomarańczy i wanilii.



Złuszczająco - antycellulitowy hmm... skórki pomarańczowej póki co nie posiadam, więc skusiłam się na pomarańczę zamkniętą w słoiczku i chęć przetestowania marki, z której bywałam już wcześniej zadowolona. Czytając pozytywne opinie na wizaz.pl (polecam tam zaglądać - na prawdę warto) uznałam, że być może zakup mi się opłaci. Po otwarciu opakowania ujął mnie niesamowity zapach soczystej pomarańczy przeplatanej nutą czekolady (wanilii jakoś nie wyczuwam). Już nie mogę doczekać się kąpieli z użyciem tego specyfiku, ponieważ mam nadzieję że złuszczanie będzie na co najmniej takim samym poziomie jak zapach, który wg mnie jest fenomenalny. I co najważniejsze producent nie oszukuje dając sól zamiast cukru, co łatwo wyczytać w składzie. Kupując poprzedni peeling z innej firmy niestety nie zauważyłam napisu sodium chloride, co skutkowało ciągłymi podrażnieniami skóry zwłaszcza po zabiegu depilacji, także nie dajcie się dziewczyny oszukiwać i bacznie zwracajcie co jest napisane na etykiecie, ponieważ niejednokrotnie pozwala to uniknąć nietrafionych zakupów, z których część może wylądować później w koszu, razem z wydanymi pieniędzmi :(

Edit: 17.03.2012 użyłam dzisiaj po raz pierwszy peelingu. Jakie wrażenia? Kosmetyk zawiera w sobie parafinę, która ładnie natłuszcza skórę, po użyciu nie trzeba nakładać dodatkowo balsamu, lub masła, chyba że ktoś ma ochotę na spotęgowanie efektu. Konsystencja zwarta, jednak peeling ten jak dla mnie zbyt szybko się rozpuszcza, ledwo zdążę nabrać trochę na palce a już 1/3 z tego znika w kontakcie z mokrymi od wody palcami. Zapach jak już wspomniałam wyżej jest obłędny, mocno pomarańczowy, po kąpieli jest wciąż wyczuwalny na skórze (taki efekt uwielbiam). Co do wydajności, zależy czy stosować go będziecie na całe ciało, czy tylko wybrane partie i jak często. Ja stosuję wyłącznie na nogi i ręce mniej więcej raz w tygodniu, dlatego jak dla mnie peelingi ogólnie są dość wydajne. Opakowanie jest nieco nieporęczne, ponieważ przy nawet najdelikatniejszym zachlapaniu go wodą powstaje biała maź (za to duuuży minus ode mnie), jednakże z kolei łatwo będzie go wydobyć do ostatniej resztki.

Moja ocena 0-10 to 7:
Myślę, że produkt ten jest dobrej jakości, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie każdego ucieszy parafina w składzie, podobnie jak niektóre z w/w przeze mnie cech które powodują, że jedna z Was może być zadowolona z jego stosowania, inna niespecjalnie. Jak każdy produkt najlepiej przetestować osobiście, by wiedzieć czy spełnia nasze wymagania bądź też nie. Ja myślę, że dalej będę poszukiwała swojego ideału (na razie najwyższą notę daję Naturalnemu Peelingowi Cukrowemu z Bielendy - Kokos), jednakże ten wart jest zwrócenia na niego uwagi, więc myślę że z czystym sumieniem mogę go polecić, ponieważ na pewno nie jednej z Was przypadnie do gustu :)

wtorek, 13 marca 2012

"Więc chodź pomaluj mój świat..."

Idzie wiosna, za oknami coraz cieplej. Niedługo będzie można zaszaleć na całego nie tylko zakładając cieńsze bluzki, ale i kładąc na paznokcie lakiery we wszystkich możliwych kolorach tęczy. Nie wiem czy zauważyłyście, ale jakoś tak się u nas utarło, że w zimę najczęściej decydujemy się na bardziej stonowane kolory, niż w miesiącach letnich i dokładnie to samo tyczy się paznokci. Mało kto jest na tyle odważny by pozwolić sobie na pastele, czy przeciwnie - ostre, nasycone kolory. Zazwyczaj dominują szarości, brązy, grafity itp. Przyznam się szczerze, że ja sama w zimę nie mam zbytniej chęci na malowanie paznokci skoro ręce i tak najczęściej są schowane w rękawiczkach. Za to wiosną...

Chciałam Wam przedstawić na dobry początek moją sporą kolekcję lakierów do paznokci i polecić te, które w moim subiektywnym odczuciu sprawdzają się najlepiej. Liczę również na Wasze sugestie w tej kwestii, napiszcie jakimi kolorami zainspirowaliście się w ostatnich dniach, które pomimo, że jeszcze nie najcieplejsze, pozytywnie nastrajają :)

Ps. Bardziej szczegółowe opisy poszczególnych kolorów i firm postaram się przedstawić w kolejnych postach, tutaj skupiłam się na ogólnej prezentacji moich lakierów.


Intensywnie niebieskie (od lewej):
1) Essence Colour & Go nr 55 Let's Get Lost - mocno napigmentowany, intensywny kolor rewelacyjnie kryjący. Dla niewymagających już jedna warstwa daje zadowalający efekt, podobnie jak inne lakiery Essence które posiadam w swojej kolekcji, jednak ja zazwyczaj stosuję dwie. Nie trzeba stosować na koniec warstwy nabłyszczającej, bo po pomalowaniu paznokcie lśnią, dając lustrzany połysk :)
2) Lemax New Beauty Line (brak nr) - opalizujący na turkusowy kolor, bardzo go lubię.
3) Dor Nail Colour nr 28 - wizualnie bardzo podobny do Essence nr 55, jednak zdecydowanie słabiej kryjący, używa go najczęściej moja mama, bo jak dla mnie ma zbyt leistą konsystencję za którą nie przepadam.
4) Simple Beauty nr 25 - piękny granat z mocnym połyskiem, jednak mizernie kryjący. Trzeba nałożyć minimum dwie warstwy, by osiągnąć zamierzony efekt.
5) Lovely Special Effect Cracking Magic nr 06 - pękający lakier do paznokci. Nie jestem z niego wcale zadowolona, ponieważ już po 1 użyciu w buteleczce zaczęły robić się "gluty". Nie wiem, czy to specyfika wszystkich pękających lakierów, czy tylko tych z Lovely, ale ja go osobiście nie cierpię i wiem, że więcej na pewno nie kupię brrr! :(


Turkusowo - pastelowo (od lewej):
1) My Secret 148 Mint - mój ulubiony kolor pastelowej mięty, na paznokciach wygląda fenomenalnie, pięknie kryje i nie odpada. Ja ogólnie jestem maniaczką lakierów My Secret, ale z tego cieszyłam się jak dziecko, właśnie ze względu na przecudny kolor :D 
2) Miss Selene nr 152 - w buteleczce piękny, na paznokciach ledwo widoczny. Dopiero trzy warstwy dały konkretny wyraz. Zawiera rozświetlające drobinki dające efekt "rybiej łuski".
3) Inglot nr 321 - ciekawy turkusowy lakier, bardzo ładnie skrzący. Lubię go ze względu na trwałość (aż 5 dni!)


Różowe (od lewej):
1) Miss Selene nr 158 - beż opalizujący na róż, uwielbiam ten lakier ze względu na jego nietuzinkowość. 2 warstwy spokojnie, pięknie pokrywają płytkę paznokciową.
2) Dor nr 17 - perłowy róż, kupiła mama a ja używam sporadycznie, ponieważ nie lubię perłowego wykończenia na paznokciach, poza jednym wyjątkiem o czym niżej.
3) Dor nr 7 - perłowy jasny róż, patrz punkt 2
4) My Secret nr 138 - piękny różowy, pastelowy kolor o lustrzanym połysku, idealny na lato!
5) Essence Colour & Go (niestety nie mam już numerku) - róż wpadający w hmm... fiolet? Wygląda identycznie jak na zdjęciu. Podobnie jak inne lakiery Essence, ten również świetnie kryje.
6) Lovely Crystal Strenght nr 279 - ten intensywny róż najładniej wygląda przy dłuuugich paznokciach, do krótkich się nie nadaje, bo wygląda tandetnie. Ładnie błyszczy.
7) Miss Selene nr 124 - róż opalizujący na niebiesko. Podobnie jak nr 158 po nałożeniu wygląda fenomenalnie. Pod światło zmienia kolor z różowego na niebieski i odwrotnie. Jeden z moich ulubionych - polecam!


Srebro i szarości (od lewej):
1) Essence Colour & Go nr 74 Sure Azure - obiektyw aparatu niestety trochę przekłamał, kolor na zdjęciu wyszedł błękitny w rzeczywistości jest to szary, przełamany nutą przydymionego niebieskiego. Pięknie kryje, 2 warstwy dają pożądany efekt.
2) Coral Pro Silk nr 5 - wyjątek wśród perłowych lakierów, który jako jedyny mnie urzekł. Idealnie wygląda na długich paznokciach, lakier bardzo elegancki.
3) Wibo Your Fantasy nr 55 - srebrny lakier w dużej buteleczce. Ładnie kryje, pięknie się mieni, idealny na lato, lub karnawał.
4) Miss Sporty Clubbing Colours nr 1 Metal Shine - mogę powiedzieć to samo, co o lakierze wyżej, jest może odrobinkę jaśniejszy od lakieru Wibo. Trwałość taka sama ok 3 dni.


Czerwienie i brązy (od lewej):
1) My Secret nr 119 - meksykańska czerwień, bardzo seksowna, daje wspaniały połysk. Dla brunetek jak znalazł!
2) Joko Virtual Color nr 17 - mam go już wieeele długich lat (z 6 na pewno). W ogóle nie zasycha w buteleczce! Mocny, błyszczący, bordowy kolor, elegancki.
3) Lemax Beauty Line - brązowy, skrzący kolor mlecznej czekolady. Używa go moja mama, mnie jakoś nie przypadł do gustu.
4) Magic Visage - błyszczący liner do zdobienia pazurków, ma bardzo długi pędzelek, niemniej jest precyzyjny. Rzadko zdobię paznokcie, więc zazwyczaj leży w szufladzie nieużywany.

 
Wszystkie pozostałe (od lewej):
1) Sally Hansen Diamond Strenght - mój ulubiony, niezastąpiony nabłyszczacz do paznokci (chociaż oficjalnie jest to utwardzacz do lakieru, bądź wzmacniacz paznokci, gdy stosujemy pod lakier). Preparat wielofunkcyjny - może nabłyszczać, utwardzać, być stosowany pod lakier w celu zapobieżenia przebarwieniu płytki, lub samoistnie jako lakier bezbarwny. Obowiązkowy w mojej lakierkowej szufladzie.
2) H&M Nail Polish - pierwszy lakier jaki zakupiłam w H&M i chyba ostatni. Strasznie smuży, trzeba nałożyć ok trzech warstw, by uzyskać pastelową żółć widoczną w buteleczce. Nie polecam!
3) i 4) Lemax (zielony), Magic Visage (nr 14) - kolejne dwa linery których używam sporadycznie. Zielony jest skrzący, fioletowy matowy - oba całkiem niezłe, lecz rzadko ich używam.
5) Manhattan Pro French Tip Whitener - lakier do malowania białych pasków przy francuskim manicurze. Ma precyzyjny pędzelek, który bardzo ułatwia pracę, nie ściera się, ma w środku kuleczkę która dobrze miesza lakier, gdy zaczyna robić się zbyt wodnisty.

Uff... dotarliśmy do końca pierwszego postu. Mam nadzieję, że nieco przybliżyłam Wam specyfikę moich ulubionych kolorów i firmy które preferuję. Dla mnie lakier nie musi być drogi, ważne by był dobry, tzn miał ładny kolor, dobrze krył, nie smużył i był tani. Tak więc sezon wiosenny uznaję za otwarty :)

Witam! :)

Cześć Dziewczyny! Założyłam tego bloga, aby podzielić się z Wami swoją miłością do odkrywania trendów w kosmetykach, makijażu, pielęgnacji i modzie. Czyli do tego wszystkiego co charakteryzuje świadomą siebie, piękną kobietę. Będę tu zamieszczała posty o tym, co urzekło mnie w nowinkach rynkowych, co już przetestowałam i co koniecznie muszę mieć (a jeszcze nie mam) na swojej kosmetycznej półce. Pojawią się próby makijażu, recenzje kosmetyków i wiele innych rzeczy które akurat przyjdą mi na myśl, więc mam nadzieję, że będzie ciekawie i przede wszystkim zróżnicowanie tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Mam nadzieję, że ta wspólna podróż dostarczy mnie jak i Wam wielu inspiracji do odkrywania siebie i swojego "ja". Pozdrawiam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...