wtorek, 30 października 2012

Nimfa wodna, czyli Halloweenowy Look na konkurs u Mademoiselle Zu :)

Hej Laleczki! Dzisiaj bez zbędnego gadania. Chciałam Wam zaprezentować moją propozycję makijażu na Halloween i od razu przy tej sposobności zgłosić się na konkurs u Mademoiselle Zu u której można wygrać super nagrody :)

Chciałam zaznaczyć, że proszę o wyrozumiałość, ponieważ jest to pierwszy w życiu ekstrawagancki makijaż w moim wykonaniu. Do tej pory nigdy nie próbowałam bawić się formą w ten sposób, aż do dziś, więc jeśli coś wykonałam niedokładnie to z góry przepraszam :)

A teraz zapraszam do oceniania:








poniedziałek, 29 października 2012

Lancome Juicy Tubes, czyli owocowy cud miód

Cześć Dziewczynki! U mnie zima na całego ;/ Śnieżek sobie sypie, a ja wybrałam się na chwilę do centrum połazić po targu i tak zmarzłam pomimo podkoszulki, swetra i grubaśnego płaszcze, że szok! Kupiłam tylko wełniane rękawiczki, bo akurat swoich zapomniałam wziąć z domu, a że nie cierpię mieć zimnych rąk to czułam się wręcz zmuszona do wydania tych 10 złotych. Niestety, należę do osób lubiących zimę wyłącznie na pocztówce. Nie znoszę marznąć i nie znoszę przy tym grubego ubioru, który jakby nie było jest konieczny. Ehh... pocieszam się tym, że jeszcze "tylko" jakieś 6 miesięcy mordęgi i znowu będzie cieplutko, a póki co najchętniej zapadłabym w sen zimowy i przeczekała chociażby do wiosny. Lato wracaj prędko!!!!!!!!!! Brrr... ponarzekałam sobie, a teraz czas na właściwą recenzję.

Dzisiaj  przedstawię Wam mojego zdecydowanego faworyta pośród błyszczyków (Dominiczko DZIĘKI!!!) Właściwie jest to jedyny błyszczyk, który polubiłam natychmiast od 1 użycia, bez mrugnięcia okiem :)


7 ml cudu zamkniętego w przezroczystej, plastikowej tubeczce. Nic specjalnego na 1 rzut oka, a jednak :D

Błyszczyk ma bardzo treściwą konsystencję, po nałożeniu na usta grubszej warstwy nie straszne są nam mrozy, czy jakiekolwiek inne przesuszenie. Pomimo gęstej formuły, nie powoduje kleistości warg i tym samym dyskomfortu. Oczywiście nie liczę sytuacji, kiedy mamy długie włosy i w niewłaściwą stronę zawieje wiatr :) Jest to, jak by nie było jednak błyszczyk i choćby nie wiadomo jak miał skonstruowaną formułę, zawsze włosy nam się przykleją, gdyż taka jest specyfika tego typu produktów.

Błyszczyk nadaje przepiękny, lustrzany połysk, najlepiej widoczny w słońcu, lub sztucznym świetle z subtelną niebieską (!) poświatą co cudnie wygląda! Takiego wynalazku osobiście jeszcze nie spotkałam :) Gołym okiem widoczne są też drobinki brokatu, jednak na szczęście jest ich niewiele i po "zjedzeniu" błyszczyka nie migrują nam po twarzy, tylko hardo trzymają się ust :) Błyszczyk jest ponad to bardzo trwały, na moich ustach bez jedzenia i picia wytrzymuje ok 3 godzin co ustanowiło nowy rekord :)

Tutaj w świetle dziennym (widzicie tą niebieską mgiełkę?):


Moja ocena 0-10 to 10

Jest to w 100% najlepszy błyszczyk jaki miałam do tej pory i pewnie lepszego już nie znajdę. Poza ceną i tandetnym jak na Lancome opakowaniem, spełnia wszystkie moje wymagania, czyli nie klei się, wspaniale błyszczy, jest trwały, owocowo pachnie (nie potrafię jednak określić czym - jakby zbiorem różnych owoców) oraz słodko smakuje.

Za 7 ml trzeba zapłacić ok 95 zł (w Sephorze), co jest jak dla mnie jedynym minusem, chociaż jestem pewna, że po wykończeniu tego, na pewno kupię kolejny.

Wy też przeczekujecie właśnie pod kocykiem kolejną falę mrozów? :) Buziaki :*

sobota, 27 października 2012

Ukochany sweter na zimowe wieczory

Hello! Dzisiaj notka w telegraficznym skrócie. Jakiś czas temu prosiłyście mnie o to, abym pokazała Wam, jak leży na mnie sweterek, który niedawno sobie zakupiłam. Jako, że dzisiaj go nosiłam, bo jak wspomniałam już poprzednio, jest niezwykle ciepły, a pogoda za oknem nie nastraja do zakładania lżejszych ciuchów, postanowiłam cyknąć mu 2 fotki "z rąsi", gdyż inaczej niestety nie mam możliwości Wam go zaprezentować. Pod niego założyłam cieniutki, brązowy półgolfik z długim rękawem, który ładnie zgrywa się z kremowym kolorem samego swetra. Pomimo, że fotki były robione w sztucznym świetle w przedpokoju, gdzie niestety okna brak, wyszły jak wyszły, jednak o dziwo kolory zostały dobrze odwzorowane i nie przekłamane :) Jakość niestety skrzeczy, ale na to już żaden program graficzny nic nie poradzi, a i sprzęt pierwszej jakości nie jest :(



Pomimo, że kosztował (uff... uff... uff...) dużo ;), to jestem z niego na prawdę mega zadowolona, ponieważ nie dość, że ma oryginalny wygląd, to do tego jest milutki w dotyku, a ponad to co nagminnie podkreślam - bardzooo ciepły, nawet pomimo ażuru tworzącego wzór.

Czy przekonałam tą częśc z Was, której się nie podobał, czy mimo wszystko nie bardzo? :) Pozdrawiam Was ciepło, a ja wracam do oglądania Mam Talent :P

piątek, 26 października 2012

Szybki dzienniak z różowym akcentem oraz totalna niespodziewajka

Cześć! Jestem właśnie w trakcie farbowania włosów i tak sobie pomyślałam, że czekając aż włosy złapią kolor, wrzucę Wam mój dzisiejszy make up, który miał się tu pojawić dopiero jutro. Robiony był w ekspresowym tempie ok 5 minut, bo zaraz miałam wychodzić na miasto, więc niedokładności są widoczne gołym okiem i musicie mi to wybaczyć (chociaż niedociągnięta krecha przy wew kąciku była akurat zamierzona). Jest to ot taki sobie zwyklaczek na codzień, bo ostatnio zdecydowanie takie preferuję. Żeby nie było całkiem nudno, pomiędzy jasną i ciemną szarość umieściłam odrobinkę różu, aby rozjaśnić w ten sposób całość. Make up został wykonany paletą do makijażu Peggy Sage.

Dodatkowo:
* brwi podkreślone czarnym cieniem z paletki Sleek Original
* czarna kreska na górnej powiece wykonana eyelinerem Wibo
* rzęsy wytuszowane mascarą Clinique High Impact






Ponad to nie uwierzycie, ale otrzymałam dzisiaj kolejną paczkę (wczorajsze miały być ostatnie) w ramach współpracy, tym razem od Forte Sweden, której kompletnie się nie spodziewałam :). W środku znalazła się sól do kąpieli o zapachu kokosowym (mmmm :)) i 6 saszetek z rozświetlającym kremikiem Corine de Farme, który już miałam przyjemność poznać przy okazji spotkania śląskich blogerek. Powiem Wam tyle - sól pachnie prze-cu-do-wnie!!! Kocham kosmetyki On Line i niebawem spodziewajcie się wyczerpującej recenzji. Ja zmykam do spłukiwania farby. Miłego wieczoru Kochane :)



czwartek, 25 października 2012

Ostatnie już paczki w tym tygodniu

Kolejny post z tej samej serii, jak zapowiadałam - będzie sporo nowości :) Wczoraj dotarła do mnie paczka wymiankowa z Weroniką, mianowicie mój ukochany, najlepszy peeling od Bielendy BioPlantacja Kokos (zapewniam Was, że nigdy w życiu nie miałam lepszego peelingu do ciała i pewnie już mieć nie będę - rewelacyjny zdzierak, szkoda  że w moim mieście jest praktycznie nie do zdobycia) oraz balsam Halle Berry, który jednak zapachowo nie przypadł mi do gustu i zapewne pójdzie dalej w świat, więc kto chętny zapraszam do wymiany.

Dzisiaj natomiast dotarła do mnie paczuszka od Marizy, a w niej same dobroci:



1) Rozświetlająca pryzma do makijażu w odcieniach brązów (już ją pokochałam! ;))
2) Mineralny podkład pudrowy w odcieniu naturalnym


3) Pomadka Soft & Colour nr 16 (taki rdzawo bordowy kolor, dość ciekawy przyznam o przecudnym, owocowym zapachu)
4) Kobaltowy lakier Care & Colour

Zapraszam Was również na fan page'a Marizy na facebooku https://www.facebook.com/pages/Klub-Mariza/179848792109247, gdzie znajdziecie informacje o promocjach marki i nowościach.

Już nie mogę doczekać się testów! Tyle świetnych kosmetyków do mnie dotarło, aż nie wiem od czego mam zacząć. W przypadku Marizy na pewno na początek pójdzie pryzma, jednak dopiero w momencie kiedy już dobrze ją opanuję i nauczę się z nią pracować :) Jestem niezwykle zadowolona! Od poniedziałku codziennie trafiała do mnie jakaś paczka, w poniedziałek od Bingo, we wtorek od Quiz'u, w środę wymiankowa, a dzisiaj od Marizy.

Wczoraj byłam również w centrum i zakupiłam sobie nowość Essence, mianowicie Top Sealer High Gloss, dający efekt żelowych paznokci. Jak mi się sprawdził o tym wkrótce, ale po pierwszym użyciu jestem baaardzo na tak - zobaczymy jak pójdzie dalej.

Miłego wieczoru Wam życzę Słoneczka!

środa, 24 października 2012

Kolejna paczucha - tym razem od Quiz'a

Dzisiaj króciutko. Post napisałam już wczoraj, bo pewnie w chwili kiedy go czytacie ja robię jak zwykle tryliard innych rzeczy w tzw "międzyczasie" i z góry wiem że prędko do komputera nie usiądę ;).

Wczoraj od listonosza otrzymałam kolejną paczkę na którą czekałam (zostały jeszcze dwie - od Marizy i z wymianki), a w niej:


1) 2 lakiery Safari - swoją drogą to prawda, że w tych lakierach jakość zależy od danego koloru, więc to nie jest tak, że jak recenzowałam je raz, to już koniec ;)
2) Bronzer w odcieniu Silver Africa - wygląda na ciekawy produkt
3) Pomadka ochronna z baaardzo ciekawym pomysłem na jej wysuwanie z opakowania (czuję się jakbym miała gadżet niemalże na miarę James'a Bonda)

Niebawem recenzje, a w moich łapkach, kto wie? Może właśnie cieszę buźkę do kolejnych kosmetyków, które zasiliły moją kosmetyczkę? Jak coś nie omieszkam napisać.

Ps. Zapraszam do zakładki WYMIANKA/SPRZEDAŻ na dokładkę :)

wtorek, 23 października 2012

Nowa współpraca

Hej Dziewczyny :) Rany, ale mamy beznadziejną pogodę za oknem :( Właśnie wróciłam od dentysty z rutynowego przeglądu ząbków i po drodze zmokłam okropnie (a byłam zaledwie po drugiej stronie ulicy). Niech już przychodzi ta zima i nie siąpi tak okropnie, bo zdecydowanie bardziej wolę śnieg, niż deszcz i tą typowo angielską pogodę...

Wczoraj odebrałam pierwszą paczkę w ramach nowo nawiązanej współpracy z BingoSpa. Dostałam łącznie trzy produkty do testów. Dwa, które mogłam sama wybrać z listy przesłanej przed Bingo i trzeci, jako niespodzianka. Oczywiście od razu musiałam każdy z nich przetestować i już wiem, że dwa z nich szczególnie przyciągnęły moją uwagę, jednak zobaczymy jak będzie dalej, bo po jednym razie to można powiedzieć praktycznie tyle co nic ;)




Recenzje wkrótce, który kosmetyk ma iść na pierwszy ogień? ;)

Wczoraj oglądałam po raz pierwszy film o Agacie Mróz, "Nad Życie". W kilku momentach wzruszyłam się nieźle. Gra aktorska była na najwyższym poziomie i mówię tu o trzech głównych postaciach, czyli Agacie (Olga Bołądź), Jacku (Michał Żebrowski) i doktor Bieleckiej (Danuta Stenka). Po prostu majstersztyk! Historia została opowiedziana ciekawie, bez wchodzenia w denerwujący, zbyt wzniosły patos, czego w niektórych filmach wprost nie znoszę. Jest to obraz z przekazem, z którego na pewno każdy coś wyciągnie dla siebie. Ja na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę i Wam też polecam go obejrzeć, a wcześniej zaopatrzyć się w paczkę chusteczek :)

Ok, zmykam do codziennych obowiązków - pranie przede mną, sprzątanie i wypadałoby coś ugotować (gotowanie dla jednej osoby to najgorsza rzecz na świecie). Buziaki :*

poniedziałek, 22 października 2012

Essence Ready For Boarding, czyli róż i pomadka w jednym

Hello! Na początku chciałam Wam bardzo, ale to bardzo podziękować za wszelkie miłe słowa pod adresem moich kotów :). Mnie, jako ich opiekunce (nienawidzę używać słowa "właściciel" wobec zwierzaków, bo same powiedzcie jak można być właścicielem cudzego jestestwa?) aż serduszko rosło od tych wszystkich pochwał :) Wygłaskałam i wyprzytulałam je od Was po stokroć.

Dzisiaj jednak już recenzja typowo kosmetyczna. Jakiś czas temu w wymiance z Shoegirl otrzymałam róż z limitki Essence Ready For Boarding, niejako 2 in 1, bo sprawdzający się również jako pomadka.

Wybaczcie, ale aparat nie do końca chciał współpracować i bardzo przekłamywał kolor po obróbce, więc zostawiłam dwa pierwsze zdjęcia nie obrobione, jednak najlepiej przez to oddające kolor różu :).



Na policzkach róż sprawdził się super. Nałożony rano, dopiero pod wieczór traci nieco intensywność, jednak w ciągu dnia nie wymaga poprawek. Ja rozsmarowuję go paluchami, chociaż czytałam gdzieś, że najlepiej sprawdza się do tego celu pędzel typu flap top, jednak mojego używam wyłącznie do minerałków i nie chcę go czymkolwiek innym paprać, więc zostały palce. Uważam, że róż daje ładny, dziewczęcy look naturalnie zarumienionej buzi i ciężko przy jednej warstwie zrobić sobie nim krzywdę. Oczywiście efekt można stopniować. Rozsmarowuje się przyzwoicie i fajnie stapia z cerą. Wykończenie jego jest matowe.



Jako pomadka sprawdził się już w moim przypadku nieco gorzej, ponieważ kompletnie nie pasuje mi taki kolor na usta. Niby kolor różowy, niby ładny, ale za to tak intensywny, że powoduje tani efekt "pani z bazaru". Nieeee, na pewno nie są to moje klimaty :( Trzyma się bardzo krótko - godzinkę, lub do pierwszego jedzenia, albo 2 picia.



Moja ocena 0-10 to 7

Jest to na pewno gadżet wart uwagi. Jako róż daję mu 9, jako pomadka 2. Ocena końcowa jak wyżej. Osobiście lubię go używać i chętnie po niego sięgam, jednak za to że nie sprawdził się u mnie jako pomadka troszkę się zawiodłam. Niby nie jest to jego główne zadanie, ale mimo wszystko liczyłam, że na wyjazdy nie będę musiała zabierać już szminki, a tu jednak lipa :( Mimo wszystko uważam, że kosmetyk jest ciekawy i na pewno zużyję go do końca :)

Pochwalę się Wam jeszcze. Otóż w zeszłym tygodniu nawiązałam nową współpracę z...


Zapraszam do zapoznania się z asortymentem marki, bo mają duży wybór produktów w świetnych cenach. Ja już nie mogę się doczekać pierwszej paczki z kosmetykami do testów i wrażeń po ich użyciu. Pozdrawiam Was ciepło, życząc udanego początku tygodnia :)

niedziela, 21 października 2012

Moje dwa kocie szczęścia - czyli post kompletnie niekosmetyczny :)

Na prośbę Immenseness i kilku innych osób, żebym podzieliła się z Wami obszerną relacją na temat moich kotów i dużą ilością ich zdjęć, dzisiaj spełniam obietnicę :)

Może na początku zacznę od tego, jak to się stało, że obie dziewczyny znalazły się u mnie w domu. Z pierwszym kotem sprawa była prosta, od kilku lat (konkretnie od śmierci Kubusia - papużki falistej) w moim domu nie było zwierzaka. Jako, że dom bez zwierząt osobiście uważam za martwy, wierciłam rodzicom dziurę w brzuchu, że chciałabym mieć psa. Rodzice na psa się nie zgodzili, więc drogą kompromisu padło na kota. Któregoś dnia przeglądając ogłoszenia w Internecie, znalazłam przepiękne kocie dziecko u pewnych Państwa, którzy zapewnili swoim nowo narodzonym kociakom wręcz królewskie warunki egzystencji - byłam pod ogromnym wrażeniem (przepiękny dom z bardzo zadbanym ogródkiem, gdzie kotki mogły się do woli bawić, pierwsze wizyty u weta, odrobaczenie, porządna karma itp) i tym oto sposobem Misieńka dokładnie na samym początku kwietnia 2011 r. znalazła się u nas w domu :)

Jeden z pierwszych dni Misi już u nas:


Z czasem zaczęłam poznawać jej charakter, który okazał się być bardzo zrównoważony i spokojny, ale też i uparty. Misia również bardzo chętnie nauczyła się psich tricków takich jak "poproś", "podaj łapkę", czy "piątka". Bestia jest inteligentna :D Dla niedowiarków filmik na youtube >>>TUTAJ<<<. Ponad to reaguje na swoje imię i przychodzi na zawołanie, nie reaguje za to na "kici, kici". Lubiła się bawić jako kociak, jednak teraz po skończeniu roku już zdecydowanie mniej i aktualnie jej ulubionym zajęciem jest spanie ;)

Tutaj w trakcie nauki postępowania cywilnego. Miśka odpadła pierwsza, a ja zaraz za nią :P


Taka jej codzienność:






Kajusia z kolei trafiła do nas w lipcu 2011 r. z wioski, gdzie prawdopodobnie czekałby ją nieciekawy los, bo wiadomo, jak to jest na wsi - kot żyje w stodole i ma łowić myszy. Nikt się nim nie przejmuje. Aż żal było by patrzeć na to jej cudne trójkolorowe futerko, które z czasem na pewno stało by się brudne, niezadbane i po prostu brzydkie, więc ta bieda trafiła do nas (razem z lokatorami w postaci zaawansowanego świerzba usznego, który tępiliśmy następne 3 tygodnie - ile to kociątko w tamtym czasie się namordowało to głowa mała).






Kaja ma charakter bardzo zróżnicowany. Przy obcych jest bojaźliwa i potrzebuje dużo czasu, by przekonać się do danej osoby. Mimo to nie daje się im zbytnio głaskać, ani brać na ręce. Z kolei przy domownikach jest bardzo rozbrykanym, wesołym i absorbującym kotkiem, który uwielbia noszenie na rękach (jak dziecko ;)) i zabawę swoją ulubioną zabawką - myszką. Ponad to uwielbia skupiać na sobie uwagę i głośno się dopominać np o jedzonko, zabawę, czy wypuszczenie na balkon. Jest niezwykle ciekawska i przylepna oraz bardzo zwinna (TUTAJ filmik). Są takie dni, że całymi dniami chodzi i miauczy, żeby się z nią bawić, nosi w zębach myszkę i nie daje żyć człowiekowi (TUTAJ filmik). Mimo to na prawdę nie da się jej nie lubić :)



Dzięki moim kociakom zaczęłam fantastyczną przygodę w głąb ich kociej natury. Są to niesamowite stworzenia, które dają człowiekowi masę radości i satysfakcji. Kot bowiem nie zaprzyjaźnia się z każdym, ale jeśli już to uczyni, potrafi być niemal tak wierny jak pies. To dzięki nim zaczęłam udzielać się charytatywnie oraz wspomagać różne organizacje zajmujące się kotami, a także pomagać kotom bezdomnym, czy pokrzywdzonym przez los (mam jeszcze dochodząco 3 kocie biedy na utrzymaniu). W końcu kto ma się nimi zająć, jeśli nie my - ludzie? Obcowanie z tymi fantastyczymi istotami jest zdecydowanie czymś, co mogę polecić każdemu z czystym sumieniem :)

sobota, 20 października 2012

Pat & Rub Krem koloryzująco - nawilżający średni beż

Hej :) Dzisiaj postanowiłam pokazać Wam jeden z kosmetyków, który pomimo wszelkich ochów i achów na temat samej marki i mojej osobistej ogromnej sympatii do produktów Pat & Rub, jednak  nie do końca mnie do siebie przekonał.

Mam tu na myśli kremik koloryzujący, który wg producenta "nadaje delikatny, zdrowy odcień skórze, rozświetla ją. Jest delikatnym makijażem. Nawilża. Świetnie się rozprowadza i wchłania. Chroni przed fotostarzeniem, nawilża i przywraca skórze równowagę hydrolipidową. Łagodzi podrażnienia, chroni przed działaniem wolnych rodników i promieniami UV. Nie zawiera alergenów".

 


Nie przekonał mnie do siebie choćby dlatego, że do końca nie wiem jak go stosować, próbowałam samoistnie - nie zakrywał mankamentów (w sumie producent tego nie obiecuje) i nie do końca wyrównywał kolor skóry, jedynie nadawał jej faktycznie ładniejszy odcień, jakby odrobinkę opalony, próbowałam nakładać nań podkład - bez szans, skóra się niestety klei i za chwilę widać nieestetyczne błyszczenie. No i powiedzcie mi co tu dalej z nim zrobić? Po 3 podejściach zrezygnowałam ze stosowania, bo co mi z niego, jak na miasto nie wychodzę bez makijażu, a efektu "make up - no make up" niestety też nie daje, bo jest zwyczajnie za słaby, a pod podkład jak wspomniałam się nie sprawdza. Rzuciłam w kąt i tak leży.

Jedyne co mogę powiedzieć to tyle, że bardzo fajnie nawilża, jest ze składników pochodzenia naturalnego, super rozświetla dzięki mikrodrobinkom praktycznie niewidocznym dla oka (duży plus) i fajnie pachnie, choć na pewno niektórym zapach ten nie przypadnie do gustu, bo jest dość specyficzny. Po mojemu są to orzechy włoskie i koniec :D Acha, jeszcze jednym mankamentem jest kolor - powiedzcie same, czy to jest średni beż? Może po roztarciu faktycznie, ale po wyciśnięciu na rękę przypomina bardziej kolor rdzy. Dla całkowitych bladziochów o skórze w zimnej tonacji niestety się nie nadaje, jednak dla bladych o ciepłym odcieniu - jak najbardziej, bo ostatnie zdjęcie troszkę przekłamuje kolor, w rzeczywistości ładnie się dopasowuje do karnacji i jest gdzieś o pół tonu jaśniejszy niż na fotce.




Krem po zaledwie 3 użyciach SPRZEDAM w stanie idealnym za 100 zł - nowy kosztuje 125 zł (zbieram na płaszcz :)). Kto chętny zgłaszać się pod postem, lub na maila. Pozdrawiam!

czwartek, 18 października 2012

Corine de Farme: Płyn micelarny do demakijażu oczu

Witajcie Dziewczyny! Dzisiaj chciałam Wam przedstawić pierwszy produkt marki Corine de Farme, jaki miałam okazję stosować. Jest to płyn micelarny do demakijażu oczu, który otrzymałam w ramach współpracy od Forte Sweden. Jako, że bardzo lubię płyny micelarne z uwagi na konsystencję wody i brak uczucia tłustości uciszyłam się z otrzymanej przesyłki i prędko przystąpiłam do testów :).

Buteleczka zawiera 125 ml płynu. Szata graficzna jest prosta, lecz nie tandetna i mnie osobiście się podoba:


Co obiecuje producent:


Zmieniając kompletnie swój look, w ostatnim czasie postawiłam na prostotę makijażu oczu, kładąc zdecydowanie większy nacisk na usta, więc jedynymi kosmetykami, które przez ostatnie tygodnie gościły na moich patrzałkach, były pastelowe cienie do powiek + baza i mascara. Z nimi płyn poradził sobie znakomicie, zaledwie przy kilku ruchach nasączonym płatkiem kosmetycznym. Jednak specjalnie dla Was przetestowałam jeszcze użycie czarnej kredki na linii wodnej i tutaj już niestety było nieco gorzej. Płyn rozmazywał kredkę i trzeba się było nieco namachać by wszystko dokładnie zmyć.

Moja ocena 0-10 to 7

Płyn pięknie pachnie piwoniami i zapach ten zdecydowanie uprzyjemnia demakijaż. Plus za otwarcie, które wystarczy nacisnąć z jednej strony, słysząc charakterystyczny "klik", by z drugiej preparat mógł się wydostać. Rozwiązanie fajne, jednak niestety wylot jest trochę nazbyt duży, przez co zbyt spora ilość płynu wylewa się na wacik. Podczas stosowania, nie ma mowy o jakimkolwiek podrażnieniu oczu, ich szczypaniu, czy innych nieprzyjemnych dolegliwościach. Zgodnie z obietnicą, płyn nie pozostawia tłustej warstwy. Szkoda tylko, że przeciętnie radzi sobie z mocniejszym makijażem oczu i niestety nie jestem w stanie powiedzieć jak wypada w przypadku make up'u wodoodpornego, bo tego rodzaju kosmetyków zwyczajnie nie używam. Myślę jednak, że jeśli ktoś maluje się na codzień delikatnie, kosmetykami no waterproof to powinien być zadowolony :)

Ps. Współpraca z marką Forte Sweden, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

Na koniec koci bonusik, aby uprzyjemnić Wam dzionek :D Miny z cyklu "ale o co kaman?!"


wtorek, 16 października 2012

TAG: Blogowe Sekrety

Dziękuję za otagowanie Theagnes87 :)

Tag jest sympatyczny, dlatego postanowiłam, że go zrobię. W końcu zawsze warto się czegoś dowiedzieć o osobie piszącej danego bloga :)


Zasady:
1. Zamieść baner w poście odpowiadającym na tag.
2. Napisz, kto Cię otagował i zamieść zasady zabawy.
3. Odpowiedz na wszystkie pytania.
4. Zaproś do zabawy 5 innych blogerek.

1. Ile czasu prowadzisz bloga i jak często publikujesz posty?
Bloga prowadzę od marca 2012 r., czyli aktualnie 7 miesięcy. Posty publikuję z bardzo różną częstotliwością, chociaż dotychczas starałam się codziennie, jednak ostatnio co kilka dni i chyba tak już zostanie.

2. Ile razy dziennie zaglądasz na bloga i czy robisz to w pierwszej kolejności? 
W ciągu dnia zaglądam na bloga bardzo często, jednak nigdy tego nie liczyłam, a czy robię to w pierwszej kolejności? Raczej nie :)
 
3. Czy Twoja rodzina i znajomi wiedzą o tym, że prowadzisz bloga?
Rodzina tak, znajomi - wybrani.

4. Posty jakiego typu interesują Cię najbardziej u innych blogerek?
Zdecydowanie kolorówka, lubię też czytać o nowościach kosmetycznych i kolekcjach, które są dostępne w PL.

5. Czy zazdrościsz czasem blogerkom?
Czasami ;) Ilości obserwatorów - to na pewno, czasem niektórych współprac :)

6. Czy zdarzyło Ci się kupić jakiś kosmetyk tylko po to, by móc go zrecenzować na swoim blogu?
Nie i raczej się to nie zdarzy.
  
7. Czy pod wpływem blogów urodowych kupujesz więcej kosmetyków, a co za tym idzie, wydajesz więcej pieniędzy? 
Ojj taaak, zdecydowanie! Przybyła mi nawet nowa szafka przechowująca moje skarby :D

8. Co blogowanie zmieniło w Twoim życiu?
Dzięki blogowaniu poznałam marki i kosmetyki o istnieniu których nie miałam pojęcia, poznałam też świetne osoby, których pewnie nie spotkałabym, gdyby nie zapoznał nas najpierw blogowy świat. Poza tym odkąd prowadzę bloga zwracam też baczniejszą uwagę na jakość kosmetyków i ich dobór.

9. Skąd czerpiesz pomysły na nowe posty?
Z chęci podzielenia się tym co jest moim zdaniem dobre, lub czego raczej unikać.

10. Czy miałaś kiedyś kryzys w prowadzeniu bloga tak, że chciałaś go usunąć?
Jeszcze na szczęście nie było takiej sytuacji.
 
11. Co najbardziej denerwuje Cię w blogach innych dziewczyn?
Pisanie recenzji "pod sponsora". Na szczęście tylko na dwóch, może trzech blogach dotychczas spotkałam się z tym zjawiskiem, jednak się wkurzyłam, bo to takie nabijanie ludzi w butelkę. Choćby nie wiem jaki bubel, w recenzji są zawarte same ochy i achy oraz dawane najwyższe noty.  Wszystko w porządku, jeśli rzecz jest rzeczywiście dobra i warta polecenia, ale jeśli pod takim postem widnieje 30 kilka komentarzy od osób przeklinających dany produkt, to chyba jest coś nie tak :/
Poza tym denerwuje mnie standardowe pytanie "fajny blog, obserwujemy?". Jako, że sprowokowana bywam człowiekiem złośliwym, z góry odpowiadam NIE ZAOBSERWUJĘ Z CZYSTEJ PRZEKORY! :D

Taguję wszystkich chętnych do zrobienia tego tagu :) Pozdrowionka!

poniedziałek, 15 października 2012

Dzisiejsze łupy

Hej Dziewczyny! Wyobraźcie sobie, że dopiero wróciłam do domu po całodniowym wypadzie na miasto z moją Mamusią :) Gdzie myśmy to dzisiaj nie były! Nogi wchodzą mi do d..., ale na prośbę Brain For Sale, abym wrzuciła co nowego (wiem, wiem, zapuszczam się nieco w prowadzeniu bloga) postanowiłam napisać post o tym, co dzisiaj udało mi się zakupić z ubrań i kosmetyków.

Jak wiecie jakiś czas temu szukałam szminki w odcieniu bordo. Moja Sensique jest co prawda świetna, jednak wiadomo - kobieta jedną rzeczą raczej się nie zadowoli, więc szukałam pomadki bardziej nawilżającej, też w zbliżonym, ciemnym odcieniu (powiem Wam, że od kiedy używam mocniejszych barw, czuję się bardziej kobieco i pewnie, coś magnetycznego tkwi w tych odcieniach burgundu, mówię Wam).

Przez absolutny przypadek, wchodząc po farbę do włosów, której swoją drogą nie kupiłam, natrafiłam na szminkę Catrice Ultimate Color nr 230 The World's Grapest. Powiem Wam, że zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, a właściwie maźnięcia testerem na ręce. To było to! Co prawda nie bordo, ale piękny, nasycony, winogronowy kolor, szalenie kobiecy, nie przytłaczający i nie dający efektu "babcinych ust". Zawiera mikroskopijnie zmielone drobinki, nie tak mocne jak w pomadkach Bell, na ustach praktycznie niewidoczne i niewyczuwalne. Jest to raczej taki pomadko - błyszczyk. Oczywiście szmina od razu powędrowała do koszyka i następnie do kasy.

Co o niej myślicie?




Oprócz szminy kupiłam sobie jeszcze sweterek i piżamę. Sweter zauroczył mnie na wystawie, a że sklep do tanich nie należał dość długo wahałam się z zakupem, jednak już po chwili od wyjścia nie żałowałam, że się na niego zdecydowałam, bo okazał się być niesamowicie ciepły na tyle, że od razu wróciłam w nim do domu, a kurtka którą miałam wcześniej na sobie, okazała się być zbędna :) Na wieszaku może nie prezentuje się jakoś wyjątkowo, jednak zaraz po założeniu dopasowuje się do kształtów i układa pod figurę. Długość za pupę, więc dodatkowo grzeje w tyłeczek :)


Na koniec piżamka - sama góra, bo dół łatwo jest opisać - fuksja w drobne białe kropki. Chyba nie muszę dodawać co mnie w szczególności w niej urzekło? :D


Co Wam się najbardziej podoba? Szminka, sweterek, a może piżama w sheep'y? Udanego wieczoru życzę :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...