czwartek, 29 listopada 2012

Poszukiwania smerfa idealnego zakończone sukcesem!

Pamiętacie, jak ostatnio pokazywałam Wam dwa lakiery, które kupiłam w Naturze? Jednym z nich był "Kubuś Ochroniarz", czyli Jacob's Protection z limitki Breaking Dawn 2, a drugim niebieski Glam Wear od Bell.

Dzisiaj przyszła kolej na odsłonę i "słocze" tego drugiego, tak że już bez gadania, zapraszam Was do oglądnięcia, jak prezentuje się na moich nowo wyhodowanych paznokciach ;).




Jak widać, po dwóch warstwach lakier pięknie kryje, nie smuży, a jego barwa jest głęboka i intensywna. Na zdjęciach wyszedł nieco neonowy i taki też jest na żywo, mimo to nie mam zahamowań, by nosić go na codzień, nawet do pracy. Jedyną jego wadą może być fakt, że paskudnie odbarwia paznokcie, dlatego ja przed jego nałożeniem zamiast bazy, której swoją drogą nie posiadam, kładę odżywkę Eveline.

Zapłaciłam za niego bez groszy 6 zł - myślę, że zdecydowanie warto, bo kolor jest na prawdę piękny i nie zawiewa nudą. Kompletnie inna propozycja na jesienne, deszczowe dni, bo i dlaczego ilekroć się na niego spojrzy, mamy nie przypominać sobie lazurowego nieba i upałów, zamiast pluchy za oknem ;)

Miłego dzionka Kochane! :*

wtorek, 27 listopada 2012

Ja również byłam w Rossmanie :D

Cześć! Jakiś czas temu obiecałam Wam pokazać moje skromne zakupy Rossmanowe, oczywiście ze słynnej wyprzedaży kolorówki - 40% na którą chyba większa część naszej kosmetycznej blogosfery się pokusiła :).

Oto moje zdobycze:


1) Zmywacz do paznokci Isana (jeden z moich ulubionych)
2) Potrójny róż Astor SkinMatch
3) Biała kredka do oczu (nie ma to jak kredki wysuwane)

Za pozycję 2 i 3 zapłaciłam łącznie w promocji 26 zł z groszami, natomiast zmywacza promocja nie obejmowała, a kosztował w granicach 5 zł, czyli nieznacznie przekroczyłam za wszystko kwotę 30 zł, czyli nie tak źle.

Ktoś zapyta: po co Ci kolejny róż, skoro masz ich już 12 (ten jest 13)? A no niestety muszę z pokorą przyznać, że od jakiegoś czasu stałam się różoholiczką, jednak ten nowy objaw kosmetykomanii staram się pomału w sobie poskramiać. I słowo Wam daję, że ten róż był ostatnim, dopóki nie wymęczę przynajmniej połowy z dotychczasowych zapasów.

Jednak z ręką na sercu - ile z Was by mu się oparło? Piękny, różowy i dziewczęcy Peachy Coral :P





Efekt można oczywiście stopniować dokładając kolejne warstwy. Już go pokochałam! :D

Od dziś nakładam sobie bana na jakiekolwiek zakupy, aż do Świąt. Muszę wytrwać ;)

Ps. Jutro zaczynam nową pracę, ale się boję! :P 3majcie proszę mocno kciuki, przydadzą się na pewno! :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozświetlająca pryzma do makijażu od Marizy

Cześć Dziewczyny! Dzisiaj przedstawię Wam kosmetyk, który otrzymałam w ramach współpracy od marki Mariza. Fajny, wielofunkcyjny gadżet, który myślę, że prawie każdej z Was powinien przypaść do gustu. Nie inaczej było ze mną ;). Mowa o pryzmie do makijażu, która jest swoistym kosmetykiem na zasadzie 3 w 1. Dlaczego? Ponieważ może nam służyć zarówno jako cień, róż i brązer w jednym.

Pryzmę otrzymujemy w matowym, ładnym opakowaniu, widać że solidnym (chociaż niestety łatwo ulegającemu zarysowaniom). Mamy 2 opcje kolorystyczne do wyboru - różową i brązową. Ja zdecydowałam się na tą wpadającą w brązy, ponieważ uważałam, że będzie bardziej wielofunkcyjna i nie żałuję, że akurat ją wybrałam.



(To niebieskie to moja odbijająca się w lusterku bluzka ;))




Co o produkcie mówi nam producent:



W opakowaniu otrzymujemy 5 odcieni brązów, idealnie ze sobą zgranych. Każdy z nich posiada subtelny, złocisty shimmer dający satynowe wykończenie makijażu. Jak widać, sam produkt oraz jego opakowanie, przypomina słynny Shimmer Brick od Bobbi Brown.



Tutaj dokładnie widać, jak poszczególne odcienie prezentują się na ręce bez żadnej bazy:


Jak zapewnia producent, pryzma dostosowuje się do naszej karnacji, a dzięki aż 5 odcieniom możemy stopniować efekt, czy to stosując ją jako róż, czy też brązer. U mnie sprawdziła się w każdej z wyżej wymienionych kwestii, w jednych lepiej, w innych gorzej.

Jako cień - pozwala mi stworzyć subtelny, dzienny makijaż oczu, czyli taki jaki lubię najbardziej. Osypuje się minimalnie, jednak za to przepięknie blenduje. Nie widać żadnych przejść między poszczególnymi kolorami! Niestety dzięki pryzmie, makijaż wieczorowy nam nie powstanie - kolory są zbyt delikatne. Na moich opadających powiekach, na bazie Art Deco wytrzymuje ok 8 godzin, później niestety wchodzi w załamania, jednak nie zawsze (nie mam zielonego pojęcia od czego to zależy).



Odcienie których użyłam:



Jako róż i brązer - przez to, że jest to połączenie odcieni brązów, daje nam dość mocny efekt i trzeba uważać, aby nie nałożyć jej za dużo, gdyż łatwo z nią przesadzić. Nałożona z umiarem pozwala dowolnie konturować twarz. Ja używam jej zwłaszcza jako różu, gdyż brązery wolę zdecydowanie delikatniejsze (np Constance Carrol - Tea Rose), ponieważ jeszcze nie do końca potrafię z nimi pracować.



Moja ocena 0-10 to 8:

Ocena jak wyżej wędruje przede wszystkim za wielofunkcyjność, która w przypadku tego kosmetyku rzeczywiście się sprawdza, za cenę (!!!) regularna - ok 14 zł, czasem można dorwać w promocji kilka zł taniej, za poręczne, ładne opakowanie i całkiem niezłą wytrzymałość na mojej buźce. Uważam, że każda fanka makijażu i ładnego, zdrowego wyglądu powinna się w nią zaopatrzyć, zwłaszcza, że dobrze, choć nie perfekcyjnie spełnia swoje zadania i jest przede wszystkim niedroga! Poza tym dzięki niej, nie musimy taszczyć ze sobą poszczególnie cieni, różu i brązera, gdyż tutaj mamy wszystko w jednym. Dla mnie jest to przyznam duża wygoda, gdyż nie zawsze na krótki wyjazd chce mi się zabierać masę kosmetyków, zwłaszcza że specjalnie w tym celu, nie tak dawno kupiłam mały kuferek, by ograniczyć ilość zabieranych rzeczy. Ogólnie polecam Wam ten produkt, gdyż sama chętnie po niego sięgam i gdy mi się skończy (choć wydajność to kolejna jego zaleta) na pewno zdecyduję się tym razem na wersję różową.

Ps. Zapraszam Was na stronę facebook'ową Marizy, gdzie znajdziecie informacje o marce, jej kosmetykach i różnych konkursach oraz promocjach - KLIK .

Miłego dzionka! :*



Ps. Współpraca z firmą Mariza, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

EDIT:

Dodaje Wam w żaden sposób nie obrobione zdjęcie, na którym widać różo/brązer, aby rozwiać wszelkie wątpliwości co do jego kolorystyki, wyżej wyłącznie wyostrzyłam światło, przez co może faktycznie efekt końcowy wyszedł nieco za mocny ;)


sobota, 24 listopada 2012

BingoSpa: Balsam kokosowy do dłoni

Cześć i czołem! Kiedy czytacie tego posta, ja pewnie szykuję się pomału do jutrzejszego wyjazdu na wioskę. Poza tym podzielę się z Wami odrobiną życia prywatnego - otóż wreszcie udało mi się znaleźć pracę! Co prawda na razie tylko na 1/4 etatu, jednak po 3 miesiącach w zależności od tego, czy osoba zastępowana przejdzie do innej firmy, może udałoby mi się zostać na cały etat, jednak to się dopiero okaże. Cieszę się bardzo, bo zawsze jakiś dodatkowy grosz do portfela wpadnie, a wiadomo jak dzisiaj ciężko jest z pracą.

Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję kosmetyku, z którym przyznam wiązałam duże nadzieje. Otrzymałam go od marki BingoSpa w ramach współpracy. Jak się sprawdził? O tym niżej...


Co mówi producent (zaczerpnięte ze strony BingoSpa):

"Balsam kokosowy BingoSpa do dłoni posiada przyjemną, lekką konsystencję i zniewalający kokosowy zapach. Dokładnie nawilża i głęboko odżywia skórę, wzmacnia jej warstwę lipidową. Sprawia, że skóra dłoni na długo zachowa gładkość i delikatność.
Balsam BingoSpa wchłania się szybko i równomiernie, wzmacnia osłonę lipidową skóry , ogranicza utratę wody własnej z naskórka. Chroni skórę dłoni przed negatywnym wpływem detergentów i innych czynników środowiskowych podrażniających i wysuszających skórę."
Balsam zamknięty jest, jak widać w odkręcanym, przyjemnym słoiczku, z prostą, acz miłą dla oka szatą graficzną, jednak dla mnie jest to totalnie niepraktycznym rozwiązaniem, ponieważ zdecydowanie bardziej preferuję wygodne i przede wszystkim higieniczne tubki (wyobrażacie sobie np po przejeździe komunikacją miejską, gdzie grasują miliardy bakterii, pchać później ręce do słoiczka w celu ich nakremowania?! Bleee...).

Konsystencja jest bardzo przyjemna, gładka, przypomina mi konsystencje lodów zaraz po ich nałożeniu do kubeczka :). Balsam rewelacyjnie się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu. Długo utrzymuje się na skórze i faktycznie pięknie nawilża dłonie oraz zapobiega ich przesuszeniu. Nałożony na noc, wykazuje działanie jeszcze następnego dnia rano. Dłonie są miękkie i bardzo miłe w dotyku.




Zapach, jak dla mnie jest mocno dyskusyjny. W opakowaniu piękny, określiłabym go jako rafaello, czyli taki kokosowo - migdałowy, natomiast po nakremowaniu rąk niestety zmienia swój aromat na chemiczny i dla mojego wyczulonego nosa, niestety bardzo nieprzyjemny, aczkolwiek po kilku tygodniach stosowania zauważyłam, że już się do niego przyzwyczaiłam i teraz już tak mocno mi nie przeszkadza.

Moja ocena 0-10 to 7

7 wędruje za przystępną cenę (10 zł na stronie BingoSpa), wysoką skuteczność, konsystencję, dobre wchłanianie i przede wszystkim to, że ręce są później wyraźnie wygładzone oraz ekstra nawilżone, czyli po prostu balsam działa i spełnia swoje podstawowe funkcje. Punkty odjęłam natomiast za nieporęczne i niehigieniczne opakowanie oraz zapach, który mnie irytuje.

A Wy znacie już produkty BingoSpa? Lubicie je? Ja od poniedziałku zabieram się za dalsze testowanie kąpieli mandarynkowej i maski ze 100% olejem winogronowym- recenzje wkrótce ;).

Ps. Współpraca z marką BingoSpa, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

środa, 21 listopada 2012

Recenzja wybranych podkładów w formule kryjącej i róży Annabelle Minerals

Hej Kochane! Dzisiaj przygotowałam dla Was coś, na co wiele minerałoholiczek zapewne liczyło, czyli recenzję wybranych podkładów i róży mineralnych marki Annabelle Minerals.

Tak na dzień dzisiejszy wygląda moja buzia bez żadnych upiększaczy. Jak widać niżej, nie mam z nią większych problemów nie licząc drobnych, na żywo ledwie widocznych przebarwień (nie mam pojęcia czym spowodowanych, bo w ogóle nie opalam się na solarium, a na słońcu od kilku lat bardzo ostrożnie). Cera moja jest raczej blada, jednak w ciepłym odcieniu:



Tutaj efekt po nałożeniu podkładu Annabelle Minerals w odcieniu Natural Light i różu Romantic:



Tutaj mamy widoczny również róż Romantic, tyle, że na podkładzie Golden Fair (minimalnie cieplejszy niż odcień wyżej):



A tutaj podkład Golden Light i róż Coral (dopiero na fotkach widze, jak go nierówno roztarłam, ale już trudno...):



Jak widać na przedstawionych zdjęciach, podkłady ukryły wszelkie mankamenty mojej cery, bardzo ładnie wyrównując koloryt. Powiem Wam szczerze, że w każdym z wyżej przedstawionych odcieni czuję się dobrze, i patrząc na brak różnicy kolorystycznej między twarzą, a szyją - każdy z wyżej widocznych wariantów jest dla mnie odpowiedni w zależności od tego czy chcę, aby moja cera wpadała w bardziej chłodne, czy też cieplejsze tony. Najbardziej jednak polubiłam się z podkładem Golden Fair i różem Romantic, czyli efektem ze środkowego zdjęcia.

Podkłady, jak już wspomniałam kryją bardzo przyzwoicie, jednakże już po kilku godzinach, moja mieszana cera zaczyna się świecić, dlatego też w ciągu dnia niezbędne są poprawki. Podkłady są bardzo trwałe, ale zdarza się im pozostawiać ślady np na moim telefonie komórkowym i płaszczu, za co odejmuję punkcik. Róże również są niezwykle trwałe, nałożone rano, spokojnie wytrzymują do wieczora. Ciemniejszymi odcieniami (np Coral, Sunrise i Honey) łatwo sobie zrobić "kuku", więc trzeba nakładać je z dużym umiarem i dokładnie rozcierać, jaśniejsze natomiast (Nude, Romantic, Rose) pomimo, iż są świetnie napigmentowane, bardzo naturalnie prezentują się na policzkach - zdrowo i dziewczęco, dlatego tutaj już nie ma obawy o "efekt matrioszki".


Moja ocena 0-10 to 8 dla podkładów i 10 dla róży

Moim zastrzeżeniem co do podkładów jest, jak wspomniałam wyżej, zostawianie nieestetycznych śladów na telefonie, lub po dłuższym okresie chodzenia, na kołnierzyku płaszcza oraz słabe matowienie, chociaż zdaję sobie sprawę, iż główną ich cechą ma być krycie, jednak pomimo tego faktu uważąm, że matowić również nieco powinny, aby tak mocnego podkładu nie musieć dodatkowo obciążać pudrem. Ponad to, radziłabym producentowi pomyśleć nad linią w tonacji brzoskwiniowej, która myślę, że dla wielu osób byłaby odpowiednia, ponieważ pomimo dużej palety odcieni, nie zawsze jest się w stanie dobrać ten idealny.

Do róży nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, może poza faktem, że nieciekawie wyglądają nałożone na podkład płynny (nawet najjaśniejsze odcienie wychodzą wtedy niesamowicie intensywne), ale ich celem jest współgrać z podkładem mineralnym, dlatego ja nie traktuję tego jako wady.

Ogólnie z kosmetyków marki Annabelle Minerals jestem bardzo zadowolona i z chęcią po nie sięgam, zarówno latem, jak i zimą, dlatego jeśli jesteś doświadczoną minerałoholiczką, bądź też dopiero zaczynasz przygodę z tego rodzaju kosmetykami mogę Ci śmiało polecić tą markę i jej produkty!

Zapraszam również do zamawiania próbek na stronie firmy, które są bardzo wydajne, a pozwalają sprawdzić, czy dany odcień nam odpowiada oraz jak się zachowuje na naszej buzi. Pozdrawiam!

Ps. Współpraca z marką Annabelle Minerals, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

wtorek, 20 listopada 2012

Krem rozświetlający Corine de Farme

Hej Dziewczyny! Kremik, o którym dzisiaj Wam opowiem otrzymałam od marki Forte-Sweden w 6 saszetkach, przy czym 4 saszetki dostałam dodatkowo na spotkaniu blogerek w Katowicach, dlatego też mogłam się dobrze z nim zapoznać. Swoją drogą zapraszam Was serdecznie na stronę Corine de Farme, gdzie znajdziecie pełen asortyment.



Co o produkcie mówi nam producent:



Krem ma postać mocno leistą, która po wyciśnięciu z opakowania jest biała...



...natomiast podczas rozsmarowywania zamienia się w bezbarwną.



Moja ocena 0-10 to 7

Krem, dzięki swojej konsystencji rewelacyjnie się wchłania, przez co idealnie nadaje się pod makijaż. Nie powoduje jego rolowania się, czy szybszego świecenia cery. Przepięknie pachnie! Świeżo, dość intensywnie, jednak niektórym może to przeszkadzać, bo zapach jest wyczuwalny do kilkunastu minut po nałożeniu kremu na twarz. Mimo to, dla mnie jest to sama przyjemność!
Co do obietnic producenta, to zgodzę się na pewno z tym, że krem świetnie nawilża, dlatego idealnie nadaje się do suchej skóry. Poza tym bardzo przyzwoicie wygładza skórę, dzięki czemu jest milsza w dotyku. Ponad to nadaje się dla alergików, dzięki temu iż skład kremu bazuje na naturalnych produktach. Nie zauważyłam natomiast redukcji przebarwień oraz ochrony przed niekorzystnymi warunkami zewnętrznymi.
Niestety nie mam pojęcia, jaka jest jego cena. Dostać go możecie w Intermarche, Auchan, Naturze i innych wybranych drogeriach kosmetycznych. Na pewno warto go wypróbować, gdyż jest to na prawdę ciekawy i godny polecenia krem, który wielu osobom powinien przypaść do gustu.

Ps. Współpraca z marką Forte-Sweden, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Mini haul

No i stało się, wiedziałam że nie wytrzymam i choćby się waliło i paliło, coś z limitki Breaking Dawn 2 będzie moje. Padło na lakier. Piękną czerń, opalizującą na granat nr 01 Jacob's Protection. Jak nigdy nie lubiłam ciemnych kolorów na paznokciach, tak chyba pomału wreszcie zaczynam się przekonywać.
Drugim łupem całkowicie przez przypadek stał się smerfiak od Bell. Kolorek, do którego od dłuższego czasu pałałam niesamowitą chęcią posiadania, ale niestety nigdzie nie mogłam znaleźć takiego ideału, który byłby nie tyle smerfny, co po prostu mi się podobał i był mocno nasycony. Dzisiaj przy samiutkiej kasie leżał sobie i czekał na mnie w promocji za 5.99 :D Aż grzech nie wziąć. I tym oto sposobem wzbogaciłam się znowu o 2 nowe odcienie, dlatego już na dłuuugi czas mówię STOP zakupom lakierowym!


piątek, 16 listopada 2012

Kokosowa sól do kąpieli On Line

Cześć Słoneczka! Fanką produktu o którym dzisiaj będzie mowa jestem już od niepamiętnych, zamierzchłych czasów. Pamiętam moment, kiedy mając jeszcze naście lat kupiłam po raz pierwszy sól do kąpieli właśnie marki On Line. Wtedy zagadnienia związane z kosmetologią, czy pielęgnacją były mi absolutnie nieznane, dlatego też miał to być tylko i wyłącznie gadżet uprzyjemniający kąpiel. Dopiero z czasem, kiedy przez moją łazienkę przewinęły się również inne sole przenajróżniejszych firm, mogłam odpowiednio wyrobić sobie zdanie, że pierwszy produkt w tej kategorii, był zdecydowanie najlepszym jak do tej pory. I tak jest po dziś dzień...

W ramach współpracy z marką Forte-Sweden otrzymałam do przetestowania sól o zapachu kokosowym (o ten wariant zapachowy poprosiłam firmę, gdyż byłam niezmiernie go ciekawa i poza tym uwielbiam wszystko co kokosowe). Jak już wspomniałam wyżej, miałam już okazję prywatnie zetknąć się z tymi solami i ich bogatymi zapachami, dzięki czemu moje wnioski są następujące.

Sól zamknięta jest w "grubiutkim", 750 gramowym, plastikowym słoiczku, dzięki czemu mamy pewność, że nawet przez przypadkowe upuszczenie np przy wyślizgnięciu się z rąk, opakowanie nie ulegnie uszkodzeniu.



Co o produkcie mówi nam producent:



W opakowaniu otrzymujemy sól o kremowym kolorze w 100% rozpuszczalną w wodzie i to nie jest tylko slogan reklamowy, ona rzeczywiście całkowicie się rozpuszcza, jak każda z soli On Line!!! Jak widzicie jest bardzo dobrze oczyszczona, nie ma żadnych kamyczków, ani piachu, który później mógłby drapać w tyłek, co jest niesamowicie irytujące ;)


Pomimo, iż zapach kokosu to jeden z moich ulubionych aromatów w kosmetologii, w tym wypadku absolutnie nie przypadł mi do gustu. W opakowaniu jest bardzo intensywny, piękny, może nieco chemiczny, ale wyraźnie czuć zapach świeżego owocu, jednakże już podczas rozpuszczania w wodzie czar pryska. Zapach staje się nieznośnie sztuczny i za nic nie przypomina, ani kokosu, ani rajskiej wyspy, na której oczyma wyobraźni już sobie siebie wyobrażałam. W ogóle nie przypomina niczego. Jestem bardzo zdziwiona, ponieważ inne warianty całkowicie nawiązywały zapachem do swoich nazw. Sól leśna pachniała lasem, morska - świeżą bryzą, a mleko i miód była wprost ucztą dla mojego nosa. Nie wiem co się stało akurat z kokosem, na którego tak bardzo liczyłam :(

Moja ocena 0-10 to 6

Gdyby nie paskudny zapach, zdecydowanie dałabym dyszkę. Uwielbiam sole On Line i na pewno jeszcze nie raz i nie dwa jeszcze po nie sięgnę. Za wspaniałą rozpuszczalność, gwarantowany relaks, bogactwo minerałków mających dobroczynny wpływ na skórę, piękne zapachy (poza tym jednym) towarzyszące nam przez całą kąpiel i niską cenę (ok 5-7 zł zależy gdzie kupujemy) mogę Wam je zdecydowanie polecić. Kokos mnie totalnie rozczarował, muszę zatem ponownie przeprosić się z mlekiem i miodem, które ostatnio zdradziłam :)

A czy Wy znacie sole On Line? Buziaki :*

Ps. Współpraca z marką Forte - Sweden, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

środa, 14 listopada 2012

Paczka rarytasków od Annabelle Minerals

Cześć moje Piękne! Dzisiaj chciałam Wam przedstawić kolejne minerałki, które otrzymałam przedwczoraj w ramach współpracy z marką  Annabelle Minerals. Już wiele pieśni pochwalnych wyśpiewałam pod adresem tej firmy, gdyż ich produkty wprost uwielbiam i czuję, jakby były niemal tylko dla mnie stworzone. Tym razem otrzymałam wszystkie dostępne odcienie podkładów w formule kryjącej, co mnie niezmiernie ucieszyło, gdyż poprzednim razem testowałam podkłady rozświetlające, także znowu trafiło do mnie coś nowego. Otrzymałam również 3 odcienie róży do policzków, zatem mam już komplet liczący sztuk 6. Z tej strony chciałam serdecznie podziękować Annabelle Minerals za to, że mogłam otrzymać tyle fantastycznych produktów, których szczegółowe recenzje wkrótce pojawią się na blogu.

Dzisiaj tylko zapoznam Was z poszczególnymi odcieniami i przedstawię, jak prezentują się na mojej ręce. Każde zdjęcie możecie powiększyć, po prostu w nie klikając.

Tonacja beżowa (wpadająca w różowe tony):




Tonacja naturalna:




Tonacja złota (wpadająca w żółte tony):



Mnie zdecydowanie najbardziej przypadła do gustu tonacja złota i naturalna, a zwłaszcza odcienie Natural Light i Golden Fair, które idelanie współgrają z moją karnacją w obecnym czasie, kiedy to staję się coraz bardziej bladolica, natomiast Natural Dark i Golden Medium będą nieodłączną częścią mojej kosmetyczki w lato, kiedy już skóra ładnie się opali i nabierze ciemniejszego kolorytu.

Z nowych róży przyznam, że praktycznie każdy z nich przypadł mi do gustu i na każdy z nich mam pomysł do wykorzystania w konkretnym makijażu, ale gdybym już musiała wskazać jednego faworyta to byłby to Romantic, dający bardzo subtelny, dziewczęcy efekt na policzkach, o czym przekonacie się już wkrótce.



A Wam które odcienie najbardziej się spodobały? Znacie te minerałki, lubicie je? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii, pozdrawiam Was ciepło! :*

wtorek, 13 listopada 2012

Sachol Fresh - płyn do płukania ust

Hej Dziewczęta! Wiem, wiem, całe 4 dni nie miałam dostępu do blogosfery, ale niestety takie są uroki mobilnego Internetu. Za wcześnie wyczerpie się transfer i człowiek przestaje mieć dostęp do wirtualnego świata. Na szczęście już powróciłam i to od razu z recenzją płynu, który otrzymałam w ramach współpracy z portalem Uroda i Zdrowie.

Produkt, który dzisiaj przedstawię jest jednym z tych produktów, które dotychczas stanowiły dla mnie zagadkę. Na codzień nie używam płynów do płukania ust, gdyż nigdy nie byłam przekonana, że faktycznie są w stanie zdziałać coś więcej niż porządna pasta do zębów. Pamiętam, jak jakiś czas temu kupiłam w Naturze miniaturkę Listerine, ale potężny, piekący posmak całkowicie mnie zniechęcił do używania tego rodzaju specyfików (za mocneee!). Do Sacholu podchodziłam zatem z lekkim przymróżeniem oka i obawą, by znowu wręcz nie "wypalił" mi ust.

Płyn otrzymałam w pękatej buteleczce zawierającej 200 ml roztworu, wraz z dwiema kartkami A4 wyczerpująco informującymi o właściwościach i działaniu produktu i 3 pralinkami na przekąskę ;) Bardzo ładny gest ze strony producenta, aby przedstawić testerce z czym dokładnie będzie miała do czynienia, zwłaszcza gdy ktoś tak jak ja, miał bardzo niewielką styczność z tego rodzaju produktami.


Tutaj najważniejsze informacje na temat Sacholu:



Buteleczka zawiera miarkę nakładaną na zakrętkę do odmierzania właściwych porcji płynu:




Co mówi producent (źródło Uroda i Zdrowie):


"Sachol Fresh  przeznaczony jest do płukania jamy ustnej, jako zabiegu higieny jamy ustnej, zmniejszającego ryzyko zapalenia dziąseł. Pielęgnuje jamę ustną w ramach uzupełnienia innych metod leczenia stomatologicznego lub ortodontycznego. Łagodzi zaburzenia związane z suchością i  kwasowością jamy ustnej, powodujące choroby zębów i przyzębia.

Sachol Fresh chroni szkliwo przed niszczącym działaniem kwasów utrzymując lekko zasadowe pH – dba o świeży oddech,  a odpowiednia higiena zapobiega chorobom zębów i przyzębia.
Łagodzi zaburzenia związane z suchością. W odróżnieniu od innych płynów nie zawiera alkoholu, który nadmiernie wysusza i podrażnia dziąsła, lecz ma dodatek nawilżającej śluzówkę gliceryny. Ma lekkie działanie antyseptyczne. Pielęgnuje jamę ustną, jako uzupełnienie innych metod leczenia stomatologicznego lub ortodontycznego.

Ma przyjazny smak, nie zawiera alkoholu ani konserwantów. Jest odpowiedni dla całej rodziny, nawet dla starszych dzieci (odpowiedni dla dzieci potrafiących wypluwać , nie należy podawać  Sachol Fresh  do płukania ust dzieciom, jeśli istnieje ryzyko połknięcia płynu).
Samo szczotkowanie zębów to za mało.

Sięgnij  po płyn do płukania ust Sachol Fresh  przy każdym myciu zębów, co nie tylko pomaga w utrzymaniu świeżego oddechu.  Płyn dociera w trudno dostępne  miejsca, co jest szczególnie ważne dla osób noszących aparaty ortodontyczne lub protezy. Odpowiednia higiena zapobiega chorobom zębów i przyzębia.

Stosowanie produktu Sachol Fresh płyn do płukania jamy ustnej jest zalecane w ramach codziennej higieny jamy ustnej, szczególnie w przypadku:
-          gdy występują zaburzenia  kwasowości jamy ustnej,
-          stosowania implantów stomatologicznych lub aparatu ortodontycznego,
-          zaburzeń hormonalnych lub czynności fizjologicznych,
-          stosowania niewłaściwej diety, czyli nadmiar cukrów lub pokarmów  łatwo przywierających do powierzchni zębów."

Początkowo używałam Sacholu zgodnie z zaleceniami producenta, odmierzając 15 ml na miarce, jednak później wydała mi się to zbyt duża ilość, dlatego zmniejszyłam ją do skromnego łyka prosto z butelki.




Moja ocena 0-10 to 8

Jest to moje drugie podejście do płynów dbających o higienę jamy ustnej i tak, jak byłam zrażona w przypadku Listerine, tak tutaj nie mogę złego słowa powiedzieć o tym produkcie. Płyn w pierwszym momencie ma słodko - słony posmak, który podczas płukania miesza się i już po chwili czuć jego działanie. Po wypłukaniu odczuwalna jest wyraźna świeżość i wręcz ekstremalna czystość w ustach. Tym co mnie zaskoczyło, było początkowe uczucie drętwienia zarówno języka, jak i ust, które jednak po chwili ustępowało. Zauważyłam, że po użyciu Sacholu zęby dłużej są gładkie i oddech jest bardziej świeży (jak po użyciu gumy miętowej) co idealnie sprawdzi się np przed całuśną randką ;). Dzięki małym gabarytom buteleczkę możemy zabrać praktycznie wszędzie, aczkolwiek jak dla mnie jest zbyt okrągła by mogła się bez problemu zmieścić np w torebce. Moją radą dla producenta byłoby to, aby pomyśleć nad jej "spłaszczeniem", aby pasowała do każdej damskiej torebki, nawet tej całkiem małej (nie każdy nosi ogromne torby w których zmieściłby się nawet JamboJet).

Myślę, że zdecydowanie warto rozejrzeć się za tym płynem, gdyż jest alternatywą dla piekąco - palących, bardzo silnie działających specyfików.

Produkt dostępny jest w dwóch wielkościach: 200ml - ok 16.50 zł, 500 ml - ok 30 zł
  
Ps. Współpraca z portalem Uroda i Zdrowie, który przesłał mi produkt do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

piątek, 9 listopada 2012

Limitka Essence Breaking Dawn II już w Naturze!

Dziewczyny! Właśnie przed sekundką weszłam do domu i biegnę Was poinformować, że Breaking Dawn II w pełnym standzie znajdziecie w katowickim Ślązaku, więc kto zainteresowany i ma blisko, (lub też dalej jak ja) to niech leci w te pędy, bo ludzi w trzy i trochę! Wymacałam, potestowałam co trzeba, ale przyznam, że poza różem nic mnie nie zachwyciło.

Róż podobał mi się zdecydowanie najbardziej, jednakże z powodu faktu iż mam podobne kolory nie zdecydowałam się nawet na niego.

Pomadka w kolorze złotym (chyba jedyny odcień  w tej serii) prezentowała się fatalnie, dużo brokatowych drobinek - absolutnie nic specjalnego.

W oko wpadł mi jeszcze lakier - czarny z brokatowymi, granatowymi drobinkami, w opakowaniu piękny, ale na paznokciu nie byłam przekonana, więc wolałam nie brać.

Rozświetlacz - niemal identyczny jak w serii Vampire's Love, to też już kiedyś było.

Pigmenty prezentowały się ciekawie, jednak absolutnie nie moje kolory poza śliwką, ale tych mam pod dostatkiem.

Błyszczyk - spodobał mi się czerwony, ale z powodu wielkich drobin brokatu odłożyłam grzecznie na półkę. Za bombkę choinkową robić nie chcę.

Podsumowując - limitka baaaaardzo przeciętna. Mam wrażenie, że część z tych kosmetyków to wtórne pomysły, a i jakość wydaje mi się taka sobie (chociaż Essence uwielbiam). A jak Wasze wrażenia? Znalazłyście coś dla siebie? Ja teraz z niecierpliwością czekam na Home Sweet Home.

zdjęcie zapożyczone ze strony http://www.breakingdawnmovie.org

środa, 7 listopada 2012

Versace Bright Crystal

Witam Was po raz drugi dzisiaj :) Dziękuję za trzymanie kciuków za moją rozmowę kwalifikacyjną, która niestety no cóż... nie poszła po mojej myśli, tzn poszła, ale widać byli lepsi na to stanowisko i niestety nie dostałam tej pracy :( Powiem Wam, że jestem wściekła, zwłaszcza że po wyjściu byłam bardzo zadowolona z jej przebiegu. Chyba pomału czas zacząć myśleć o wyjeździe z PL, bo tutaj tacy ludzie jak ja, czyli z ambicjami i parciem na sukces raczej nie mają racji bytu ;/

Dzisiaj chciałam Wam pokazać jeden z moich ulubionych zapachów z tzw. wysokiej półki. Jest to już moja 3 buteleczka, jak widać na zdjęciu, na niemal całkowitym już wykończeniu. Używam ich zamiennie z Acqua di Gioia i Miracle od Lancome, które uwielbiam.

Zapach ten osobiście kojarzy mi się z moim byłym, ponieważ początek naszego związku zbiegł się z momentem kiedy akurat zaczynałam ich używać. Ilekroć je wącham przypominają mi się nasze powroty z uczelni i zimowe spacery niemal po kolanach w śniegu, co dzisiaj z perspektywy czasu wywołuje uśmiech na mojej buźce :) Miło tak czasem uśmiechnąć się do wspomnień...



Opakowanie zostało wykonane z najwyższą starannością i dbałością o szczegóły np zakrętkę imitującą oszlifowany kryształ. Jest estetyczne i eleganckie oraz będzie stanowiło ozdobę każdej toaletki.

Sam zapach jest świeży, elegancki, idealnie nadający się na codzień. Wg mnie najlepiej będą się w nim czuły kobiety w przedziale od 20 do 40 lat, ponieważ jego poszczególne nuty przywodzą na myśl dziewczęcość połączoną z klasą, a także szaleństwo z dużą dozą umiaru. Aromat na początku jest intensywny, po czym po chwili pięknie rozwija się na skórze otulając swoją stanowczością. Pomimo, że jest to tylko woda toaletowa, zapach jest trwały i wystarczy kilka psików, by ładnie pachnieć przez większą część dnia.

Moja ocena 0-10 to 9

Za ciekawą, niespotykaną kompozycję zapachową, trwałość i to, że przywołuje u mnie miłe wspomnienia daję mu 9. Jedynym minusem może być w jego wypadku cena, która wynosi ok 219 zł za 30 ml w Douglasie. Myślę jednak, że mimo wszystko warto go wywąchać przy najbliższej wizycie w tym sklepie, ponieważ jestem pewna, że części z Was na pewno przypadnie do gustu równie mocno jak mnie i a nuż zdobędzie również serducho? :)

Konkurs Marizy

Hej Kochane, bardzo rzadko ogłaszam jakiekolwiek konkursy na swoim blogu, jednak na prośbę marki Mariza chciałam Was zaprosić do wzięcia udziału w konkursie, gdzie główną nagrodą jest metamorfoza o wartości rynkowej 2000zł. Wszelkie informacje znajdziecie klikając w banner poniżej:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...