Witam! Od jakiegoś czasu moja cera jest kapryśna. Kapryśna na tyle, że już podczas wakacji zdecydowałam się podjąć walkę o jej ujarzmienie, gdyż nie mogłam sobie poradzić z wciąż nowo wyskakującymi niespodziankami. Na początek, moja Pani dermatolog do której udałam się po poradę doradziła mi, abym spróbowała zacząć od czegoś w miarę łagodnego, a jednocześnie skutecznego i poleciła mi krem Bioderma Sebium Global przeznaczony dla cery mieszanej i tłustej, gdyż takowej jestem posiadaczką. Sama również nie chciałam zaczynać od leków, gdyż dla mnie to zawsze ostateczność, dlatego też bez wahania, jeszcze w tym samym dniu udałam się do apteki. Byłam mile zaskoczona, gdy na miejscu okazało się, że trafiłam na promocję i razem z kremem otrzymam pełnowymiarową buteleczkę płynu micelarnego o pojemności 250 ml. Testy postanowiłam zacząć po wakacjach, gdyż przeczytałam, że w skład kremu wchodzą kwasy, a nie wyobrażałam sobie chodzić cały lipiec i sierpień z filtrem na buźce, więc na spokojnie przeczekałam do września.
Już sam początek kuracji był dla mnie sporym zaskoczeniem, kiedy po ok 2 tygodniach cera zaczęła ładnie się wyciszać, a wypryski goić. Stosowałam regularnie zarówno micel, jak i krem.
Cały rytuał przebiegał w następujący sposób i był ukierunkowany na wieczorne oczyszczanie:
- pierwszym krokiem był demakijaż dowolnym płynem micelarnym, aby pozbyć się make up'u
- następnie myłam twarz żelem (też dowolnym, choć zapewne najlepszy byłby również z Biodermy), aby usunąć ewentualne pozostałości po demakijażu
- tonik zastąpiłam micelem z Biodermy, którym przecierałam twarz, tuż przed nałożeniem kremu
- na koniec kładłam dwie cienkie warstwy kremu, czekają uprzednio, aż pierwsza się wchłonie, omijając jedynie okolice oczu.
Po mniej więcej kolejnych dwóch tygodniach coś jednak zaczęło nie grać, zwłaszcza przed "tymi dniami". Cera wyglądała o wiele gorzej, niż na samym początku i była w opłakanym stanie. Myślałam nawet o ścięciu włosów i zrobieniu sobie grzywki, bo moje czoło w tamtym okresie nie nadawało się do oglądania. Nie miałam pojęcia co jest nie tak, ale wytrwale stosowałam specyfiki dalej i nic nie zmieniałam, czekając co się wydarzy. Po mniej więcej tygodniu wszystko zaczęło wracać do normy, a stan cery znacznie się polepszył.
Dzisiaj, czyli pod koniec października jest już niemal idealnie. Co prawda nie pozbyłam się do końca zaskórników z nosa, ale cała reszta jest w porządku. Sporadycznie gdzieś, jakiś nieprzyjaciel się pojawi, ale dzięki stosowaniu kuracji szybciutko znika. Kończę ją za ok tydzień, może półtora, zobaczymy na ile jeszcze wystarczy mi kremu, bo została już sama końcówka. Ciekawa jestem jak długo rezultat się utrzyma i czy za jakiś czas trzeba będzie ją powtórzyć.
Sama nie wiem, czy polecam Wam ten zestaw do walki z niedoskonałościami, czy też nie. U mnie niby się sprawdził, chociaż do tej pory nie wiem, co spowodowało ten nagły wysyp, bo nie wierzę, że była to wyłącznie sprawka burzy hormonalnej, którą każda z nas co miesiąc przeżywa ;). Powiem tak, wypróbować warto, chociaż nie wierzę, że sprawdzi się u każdego w równym stopniu. Jeśli jednak borykacie się z nawracającymi problemami cery i ryzyko w postaci niecałych 60 zł Wam nie straszne, taki zestaw na początek może na pewno okazać się pomocny.
Życzę Wam miłego dzionka, u mnie pięknie i słonecznie, więc zaraz mykam na spacer :D