Heeej! Ależ mnie tu długo nie było! Całe 8 dni, dlatego też czym prędzej do Was przybywam, by jak najszybciej nadrobić te paskudne zaległości :P.
Dzisiaj będzie o kosmetyku, który od kilku tygodni jest moim wiernym sprzymierzeńcem w walce o mocniejsze włosy. Ci, którzy regularnie podczytują tego oto bloga, z pewnością pamiętają, że moim największym urodowym grzechem, popełnianym od wielu lat, jest suszarka w duecie z prostownicą. Próbowałam milion razy odstawić zarówno jedno, jak i drugie, ze szczególnym naciskiem na prostownicę, jednak moje próby na nic się zdały :(. Najdłużej wytrzymałam 2 tygodnie i to tylko dlatego, że żelazko postanowiło zastrajkować i się zepsuło :P. I tak właśnie wygląda moja rzeczywistość - od 12 lat regularnie, co 2 dni, katuję swoje włosy przy pomocy powyższych narzędzi tortur - uwaga - dotychczas bez używania jakichkolwiek zabezpieczeń, w postaci kosmetyków termoochronnych! Aż dziw, że i tak są w znakomitej kondycji, bo oprócz nadmiernego wypadania, nie mam z nimi większych problemów.
Jakiś czas temu będąc w Ustroniu, w mojej ulubionej drogerii Alicja, wpadła mi w oko mgiełka termoochronna Marion, a że tradycją jest, że lubię się tam zaopatrywać w produkty, których dotychczas nie miałam okazji stosować, bez większego zastanowienia wrzuciłam kosmetyk do koszyka, nie mogąc się doczekać pierwszego użycia w domu.
Opakowanie nie wyróżnia się niczym specjalnym, poza alarmującym odcieniem czerwieni, który przykuwa uwagę na sklepowej półce (wybaczcie lekko rozmazane litery na zdjęciu, ale aparat za nic w świecie nie chciał złapać mi ostrości - buuu). Ot, plastikowa butelka z atomizerem.
Co o produkcie mówi nam producent:
"Mgiełka bez spłukiwania stworzona została
specjalnie do ochrony włosów narażonych na działanie wysokiej
temperatury podczas używania suszarki, prostownicy lub lokówki. Unikalna
formuła zawiera kopolimery, które pozostawiają na włosach specjalny
film zabezpieczający włosy przed wysuszeniem, dzięki czemu stają się one
mocniejsze, sprężyste i są łatwiejsze do modelowania.
- włosy są miękkie i elastyczne
- nadaje im zdrowy wygląd i aksamitny połysk
- zapobiega puszeniu i elektryzowaniu się włosów.
Aby wzmocnić termoochronne działanie, stosować wraz z mleczkiem
chroniącym włosy przed działaniem wysokiej temperatury z serii TERMO-OCHRONA."
Za każdym razem używałam tą mgiełkę przed suszeniem i następnie prostowaniem, rozpylając ją na mokre włosy, mniej więcej od połowy ich długości, aż po końcówki. Już po pierwszym użyciu byłam bardzo zadowolona z efektów. Włosy były sypkie i bardziej podatne na układanie, łatwiej poddawały się zabiegom stylizacji i były zdecydowanie bardziej wygładzone. Mgiełka nie obciążyła włosów, nawet przy obfitym jej zastosowaniu. Na dłuższą metę nie odczułam, by robiła z nimi coś specjalnego, bo nawet bez jej używania, jak wspomniałam na początku, kudły me były w nie najgorszej kondycji, więc ciężko jest mi w tym przypadku ocenić efekt końcowy. Faktem jest jednak to, że każda fryzura trzyma się znacznie dłużej, kiedy uprzednio zastosuję mgiełkę. Nawet podczas solidnej wilgoci, moje niesforne włosy mniej się skręcają i dłużej pozostają proste. Kolejnym plusem jest też to, że praktycznie całkowicie zapobiega puszeniu i elektryzowaniu się włosów. Choćbym nie wiem co robiła, nie elektryzują się i już, co jak dla mnie jest jednym z największych jej atutów. Następnym do kolekcji jest szeroka dostępność (Natura, Hebe) i niska cena - płaciłam lekko ponad 6 zł. Przy tylu zaletach, aż wstyd wytknąć jej jakąkolwiek wadę, chociaż jedną z nich może się okazać zawartość silikonów w składzie, albo też nienajprzyjemniejszy zapach, który osobiście kojarzy mi się z jakimiś kosmetykami do opalania - trochę jakby Kolastyną, ale to jeszcze nie do końca to. W każdym razie jak dla mnie jest on nieco za mocny i przy tym mdły.
Podsumowując w kilku słowach, zdecydowanie i z pełną odpowiedzialnością polecam Wam ten produkt w 100%, gdyż jestem przekonana, że większość z Was będzie w pełni zadowolona. Ja wzięłam go w ciemno, jednak jestem pewna, że niedługo skuszę się na serum, które ponoć także jest rewelacyjne :).
Na koniec standardowo skład:
Aqua, Sodium Laneth-40
Maleate/Styrene Sulfonate Copolymer, Glycerin, Cetrimonium Chloride,
Trimethylsilylamodimethic one (And) C11-15 (And) Pareth-5 (And) C11-15
Pareth-9, Propylene Glycol, PEG - 12 Dimethicone, PEG - 40 Hydrogenated
Castor Oil, Cocamidopropyl Betaine, Panthenol, Parfum, Benzyl Alcohol
(And) Methylchloroisothiazolino ne (And) Methylisothiazolinone, Citric
Acid, Triethanolamine, Hexyl Cinnamal, Alpha-Isomethyl Ionone, Coumarin.
Ps. W sobotę wybywam na kolejne Spotkanie Śląskich Blogerek, organizowane tym razem przez Anitkę, z bloga Psychodeliczny Świat Testów, która zaprosiła mnie do udziału w tej imprezie i przyznam, że już się nie mogę doczekać! Wypatrujcie niebawem relacji, bo coś czuję, że jak przy każdej tego typu okazji i tym razem będzie świetnie ;). Buziaki! :*