Cześć! Jak zwykle nadaję do Was w weekend, tym razem Andrzejkowy. Mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór upłynie Wam pod znakiem dobrej zabawy i wróżb, bo w końcu to Wigilia Św. Andrzeja. Ja na dziś co prawda większych planów nie mam, ale za tydzień o tej porze zapewne będę już w Krakowie, powoli szykując się z moją ekipą na... ale o tym opowiem przy innej okazji ;).
Dzisiaj za to mam przygotowaną dla Was recenzję, chyba najpopularniejszej bazy w blogosferze, a mianowicie POREfessional marki Benefit. Bazę tą można zakupić w dwóch pojemnościach - 7,5 ml za 45 zł i 22 ml za ok 120 zł.
Opakowanie to kartonowe pudełeczko, o schludnej i przejrzystej szacie graficznej, skrywające w środku niewielką tubkę z bazą.
Sama baza jest koloru cielistego, a jej konsystencja przypomina gęsty krem, bardzo gładko sunący po skórze i pozostawiający na niej matowy film. Zapach jest przepiękny! Perfumowany, ale nie nachalny, cudowny! Baza nadaje się do stosowania zarówno na wybrane partie, jak i całą twarz. Ja lubię używać ją zwłaszcza na strefę T, która niestety lubi się u mnie mocno przetłuszczać :(.
Jeśli chodzi o efekty, baza ta rzeczywiście przedłuża trwałość makijażu, jednak mimo to w ciągu dnia make up wymaga poprawek. Jest to trochę irytujące, ponieważ w moim odczuciu baza z założenia powinna na tyle długo trzymać makijaż w ryzach, by poprawki nie były konieczne. To, co przede wszystkim obiecuje producent po użyciu tego kosmetyku to zminimalizowanie widoczności porów i tutaj faktycznie spisuje się całkiem nieźle, choć również nie idealnie. Niestety moja skóra ma tendencje do rozszerzonych, chociaż na szczęście mało widocznych porów, dlatego też miałam nadzieję, że po użyciu tego produktu, przynajmniej wizualnie problem ten całkowicie pójdzie w zapomnienie, ale nie do końca tak się stało, ponieważ po ok 4h od nałożenia, pory ponownie było widać i trzeba było nałożyć kolejną porcję bazy, by je optycznie ukryć. Wydajność produktu jest bardzo dobra, ponieważ wystarczy maleńka ilość, by równomiernie pokryć całą twarz, jednak konieczność minimum dwukrotnego nakładania bazy w ciągu dnia powoduje, że jej wydajność w tym wypadku nieco spada. Na koniec dodam, że podczas jej używania nie odczułam ściągnięcia skóry, przesuszenia lub zapchania, przy czym używam jej raz na kilka dni, nie codziennie.
Generalnie przyznam, że jestem z niej dość zadowolona, aczkolwiek porównując ją do bazy Max Factor Face Finity Primer wypada słabo. Jeśli chcecie, mogę Wam przygotować recenzję bazy Max Factor, ponieważ aktualnie to najlepsza baza z jaką do tej pory miałam styczność, aczkolwiek myk jest taki, że jest nie do dostania w Polsce (chyba, że w sklepach internetowych lub Allegro). Koniecznie dajcie znać w komentarzach.
Życzę Wam Kochani udanych Andrzejek, ściskam mocno :*