środa, 17 maja 2017

Lakier hybrydowy Semilac - 105 Stylish Gray (w duecie z 022 Mint)

Cześć i czołem! Na wstępie bardzo serdecznie chciałam podziękować wszystkim osobom, które pod poprzednim postem zechciały zabrać głos na zadane przeze mnie pytanie, czy założenie blogowego Instagrama to dobry pomysł. Dzięki Waszym opiniom postanowiłam spróbować i zobaczyć co z tego wyjdzie, więc gdzieś za ok. 2 tygodnie postaram się wystartować, o czym z pewnością Was poinformuję :). Dlaczego dopiero za dwa tygodnie? Ponieważ najprawdopodobniej na ten czas będę niestety zmuszona iść do szpitala, gdyż od ok. miesiąca doskwierają mi bardzo silne bóle dwóch kręgów kręgosłupa (który nigdy dotąd nie dawał o sobie znać) i lekarze muszą zdiagnozować co jest grane, bo w tym momencie nawet przy pomocy silnych leków przeciwbólowych, ledwo jestem w stanie jako tako funkcjonować. Trzymajcie proszę kciuki!

Tymczasem przechodząc do sedna wpisu, dziś pogadamy sobie o kolejnym lakierze hybrydowym z rodzinki Semilaków, czyli Stylish Grey, którego nazwa równie dobrze mogłaby brzmieć np. Grey Mouse.




Jest to kolor świetnie wyważonej szarości, nie za jasnej, nie za ciemnej, bez grama dodatku innych odcieni, po prostu 100% szaraczek. Przyznam szczerze, że tak jak na swatchach w Internecie mi się spodobał, w pierwszym odczuciu kiedy zobaczyłam go na żywo nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia, co z kolei zmieniło się diametralnie po wykonaniu całego mani.

Otóż Stylish Gray dzięki swojej uniwersalności, świetnie komponuje się z innymi kolorkami ze stajni Semilac bez względu na to, jaki odcień wybierzemy. Możemy dowolnie łączyć go w przenajróżniejsze kompozycje mając pewność, że zawsze wygląda to dobrze i nieprzesadnie. 





Jestem przekonana, że fajnie mógłby wyglądać również solo, choć nie wiem, czy jak dla mnie troszkę nazbyt smutno, dlatego do tej pory nie zdecydowałam się aby w takiej wersji go nałożyć, jednak wszystko przede mną ;).




Trwałość jest jak zawsze świetna (u mnie tydzień, dłużej nie noszę ze względu na swój szybki przyrost płytki paznokcia i tym samym spory odrost), podobnie jak aplikacja. Na zdjęciach mam po dwie warstwy jednego i drugiego odcienia.

Lubicie szare, asfaltowo-betonowo-ołówkowe lakiery do paznokci? Dajcie znać w komentarzach, buźka :*.

piątek, 12 maja 2017

Pilne pytanie do Was

Hej Kochani! Jak w tytule, dzisiaj nie będzie recenzji, ani rozmowy o kosmetykach. Chciałam poznać Wasze zdanie na temat tego, co myślicie o założeniu blogowego Instagramu? Przyznam, że ta myśl chodzi za mną od jakiegoś czasu i chociaż mam już jedno konto, które jest moim prywatnym i które prowadzę wyłącznie dla swojej własnej przyjemności, wrzucając co akurat wpadnie mi do głowy, to tak pomyślałam, że może warto byłoby rozszerzyć działalność bloga o drugie poza Facebookiem social media. Bardzo czekam na Wasze opinie, gdyż nie ukrywam, że w dużej mierze to właśnie one przyczynią się do mojej decyzji. Buziaki :*.

poniedziałek, 8 maja 2017

100% naturalny olejek arganowy i marakuja do włosów, ciała i twarzy Marion + maseczki do twarzy Marion i Maurisse (długi post)

Cześć! Po 30-tce skóra twarzy i ciała zaczyna robić się coraz bardziej wymagająca, dlatego też choć do zmiany kodu na 3 z przodu zostały mi jeszcze 2 miesiące, od pewnego czasu coraz baczniej przykładam uwagę do pielęgnacji swojej cery, okolic oczu i ciała, aby jak najdłużej móc cieszyć się zdrową, promienistą skórą bez niedoskonałości i zmarszczek.

Z tego też tytułu ucieszyłam się, kiedy marki Marion i Maurisse umożliwiły mi zapoznanie się ze swoimi najnowszymi produktami do pielęgnacji cery (choć nie tylko), z których myślę, że kilka na stałe zagości w moim rytuale dbania o jak najdłuższe zachowanie młodości.

Oczywiście za odpakowywanie paczek pierwsza zabrała się Misia :D.





To, co najbardziej zaciekawiło mnie na wstępie, to 2 całkowicie naturalne olejki o szerokim zastosowaniu.




Ci z Was, którzy podczytują mnie regularnie na pewno wiedzą, że za olejkami nie przepadam, gdyż tak samo jak ja, nie lubi ich również moja skóra, która najczęściej reaguje wysypem na wszelkie próby przełamania się. Tutaj jednak mamy możliwość użycia wspomnianych olejków nie tylko na twarz, czy inne partie ciała, ale również włosy i dokładnie z takim przeznaczeniem postanowiłam je wypróbować. Co ważne! Oba produkty są całkowicie eko i składają się wyłącznie z 2 składników, przez co mamy gwarancję, że nie ładujemy na siebie kolejnej chemii.

Jeśli chodzi o moje włosy, to choć poza wypadaniem zazwyczaj nie mam z nimi większego problemu, często bywają przesuszone, gdyż namiętnie od ok. 15 lat używam prostownicy oraz standardowo od dziecka - suszarki, przez co ich intensywne nawilżenie oraz wzmocnienie jest jedną z ważniejszych podstaw mojej pielęgnacji. Olejki zawarte w produktach do włosów lub jak w tym przypadku, czyste olejki nałożone na końcówki lub od połowy włosów, bardzo dobrze służą mojej czuprynie która jest bardziej nabłyszczona, wygląda na zdrową, a końcówki wolniej się rozdwajają.




Produkty te idealnie sprawdzają się także do masażu ciała lub na silnie przesuszone partie skóry, co w drugim przypadku miał okazję wypróbować mój Tata na swoich mocno spierzchniętych dłoniach, dodając odrobinę jednego z olejków do swojego kremu do rąk. Wg. mnie są to kosmetyki bardzo wszechstronne, dlatego też nawet jeśli nie przepadacie zbytnio za olejkami i macie do nich dystans podobnie jak ma to miejsce w moim przypadku, jestem pewna, że te polubicie, gdyż możliwość ich zastosowań jest imponująca, dlatego też uważam, że warto, aby znalazły się w każdej kosmetyczce, a już na pewno przy skórze suchej lub bardzo suchej, dla której mogą się okazać niemałym wybawieniem.

Przechodząc do propozycji przeznaczonych już typowo do pielęgnacji twarzy, owocowo-warzywne maseczki marki Marion zwróciły moją uwagę przykuwającymi wzrok opakowaniami, a także po otworzeniu pierwszego z nich - zapachem. Bo tak jak osobiście nie preferuje masek, które docelowo zostawia się do wchłonięcia, usuwając jedynie ich nadmiar nasączonym wacikiem, tak w tym przypadku bajeczny aromat każdej z nich i całkiem niezłe działanie w pełni zrekompensowały mi to moje małe "widzimisię".



Opakowania wyglądają bardzo soczyście i zachęcająco. Konsystencja każdej z masek to gęsty, biały krem, który zostawiamy na twarzy do wchłonięcia, ok. 15-20 minut. Moją zdecydowaną ulubienicą została maska Mango (2), która już samym swoim słodko-owocowym zapachem wprowadziła mnie w pozytywny nastrój. Działanie każdej z nich też jest w porządku, gdyż maski wchłaniają się super, a po użyciu moja twarz czuje się jak po wypiciu solidnej porcji wody. Jest intensywnie nawilżona, wygładzona i przyjemna w dotyku. Fajnie, że mamy tu maski przeznaczone do wszystkich rodzajów cer, jak tłuste, mieszane (1), dojrzałe, podrażnione (2), naczynkowe, zmęczone (3) oraz suche i odwodnione (4), przez co każdy znajdzie kosmetyk odpowiedni do swoich potrzeb.



Z kolejnymi dwiema maskami niestety już się nie polubiłam. Być może moje podejście do nich byłoby zgoła inne, gdyby nie fakt, że moja skóra źle na nie zareagowała. Szkoda, że akurat trafiło na maski w płachcie :(. Zaczęłam od zabiegu mezoterapii (2), który polegał na tym, że najpierw należało rozprowadzić maseczkę znajdującą się w dolnej części opakowania, pozostawiając ją do wchłonięcia ok 10-15 minut, a następnie zastosować Koktajl Odmładzający, czyli po prostu nałożyć na twarz bawełnianą tkaninę nasączoną dobroczynnymi składnikami. I tak jak podczas trzymania na twarzy pierwszej maseczki czułam tylko drobne pieczenie, tak po nałożeniu tkaniny po dosłownie 2 minutach moja cera zaczęła reagować silnym szczypaniem, przez co natychmiast zdjęłam płachtę, a twarz umyłam wodą. Po umyciu uczucie pieczenia minęło, a na twarzy na szczęście nie odnotowałam żadnych negatywnych skutków, dlatego po mniej więcej tygodniu postanowiłam zrobić kolejną próbę i wypróbować drugą z masek, której choć kolejność działania odwrotna, to jednak reakcja mojej skóry była dokładnie taka sama. Widocznie w składzie obu znajduje się jakiś czynnik na który moja cera źle reaguje, dlatego odradzałabym je osobom o wrażliwej lub alergicznej cerze. Co do działania, z wiadomych przyczyn nie jestem w stanie się wypowiedzieć.



I na koniec moja wisienka na torcie, czyli dwie maski, które swoim działaniem spowodowały szybsze bicie mojej pikawy. Obie składają się z dwóch części, które kładziemy na dwie różne partie twarzy, dokładnie tak, jak to widać na obrazku. Maski z dodatkiem węgla uwielbiam, więc nie trudno zgadnąć, którą polubiłam bardziej (1). Obie przyjemnie pachną, świetnie się rozprowadzają, bezproblemowo zmywają i co ważne - minimalne efekty widać już od pierwszego użycia, choć ja zawsze lubię sobie podzielić daną maseczkę na 2-3 porcje, aby na dłużej mi starczyła. W przypadku obu z nich, zaraz po użyciu wyczuwalne jest znaczne wygładzenie cery oraz przyjemne nawilżenie. Zdecydowanie polecam!



Dajcie mi proszę znać, czy miałyście może okazję stosować już któryś z przedstawionych kosmetyków, a jeśli tak, to który i jakie było Wasze wrażenie na jego temat. Życzę Wam przyjemnego początku tygodnia :).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...