środa, 27 września 2017

Zamiennik Urban Decay Naked 1? Paleta cieni Eveline Nude All in One

Cześć! Jeszcze w czerwcu dzięki uprzejmości ekipy Meet Beauty, otrzymałam wiele paczek od przeróżnych marek kosmetycznych, zawierających ich nowości kosmetyczne. Jedna z nich, która znalazła się w tej ogromnej przesyłce należała do marki Eveline, w której to pośród innych produktów znalazłam ciekawą paletkę do oczu All in One, o której dzisiaj Wam co nieco poopowiadam.

Paleta ta została nazwana Nude i zawiera w sobie 12 cieni do powiek, z których 10 jest perłowych (przy czym koniecznie należy mieć na uwadze, że jest to bardzo drobno zmielona, elegancka perła), a 2 pozostałe matowe. Całość zamknięto w przezroczystym opakowaniu z pacynką posiadającą z drugiej strony pędzelek, który niestety do niczego się nie nadaje.




Po bliższym przyjrzeniu się cieniom w mojej głowie zaświtała myśl, że przecież te kolory już gdzieś kiedyś widziałam. Natychmiast pobiegłam do swojej kosmetycznej szuflady wyciągając pierwszą wersję Naked i bingo! Kolory w Nude to niemal bliźniacze odbicie cieni, które kilka lat temu zaserwowało nam Urban Decay, przy czym różni je jedynie stylistyka opakowania oraz kolejność rozmieszczenia cieni. Gdyby w Nude zamienić 2 i 3 rząd miejscami, mamy dokładną kolejność kolorów, która widnieje w Naked 1 (link do notki).



Jeśli chodzi o pigmentację, nie ma co ukrywać, że Eveline bardzo się postarało i jest ona świetna. Patrząc na poszczególne odcienie, między większością nie zauważam żadnej różnicy, w porównaniu do kolorystyki oferowanej nam przez Naked, natomiast w przypadku tych, które delikatnie odbiegają, po nałożeniu na powieki i rozblendowaniu, jest to kompletnie niedostrzegalne. Zauważyłam też, że jeden cień delikatnie odstaje od reszty pod względem jakości, będąc bardziej tępym jeśli chodzi o nakładanie i mowa tu o 2 cieniu od lewej strony w 2 rzędzie, czyli odpowiedniku Hustel.

Zobaczcie same jak wszystkie prezentują się na ręce po jednorazowym przeciągnięciu.




Ogólnie praca z tymi cieniami jest bardzo dobra i moim zdaniem są one lepszej jakości, niż np. Make Up Revolution, ale jednak mimo wszystko wciąż im dość daleko do Urban Decay. W każdym razie sądzę, że paletka ta jest warta swojej ceny, czyli ok. 50 zł i warto w nią zainwestować jeśli nie mamy ochoty wydać większej kwoty. Makijaż nią wykonany trzyma się bardzo dobrze. Na bazie UD, czyli tej, którą używam pod wszystkie cienie, wytrzymuje spokojnie cały dzień bez rolowania się, wchodzenia w załamania i zanikania, także pod tym względem nie mam jej nic do zarzucenia.



A Wy znacie już Nude All in One od Eveline? Dajcie znać! :)

środa, 20 września 2017

Mediterranean Hair część I - szampon i maska do włosów farbowanych

Cześć! Miesiąc temu otrzymałam paczkę z produktami greckiej marki Mediterranean. Jak dotąd kosmetyki te były mi całkowicie nieznane, gdyż u nas w Polsce nie dostaniemy ich standardowo na drogeryjnych półkach, czy nawet aptekach, a jedynie u sprawdzonych dystrybutorów, jak np. Oliwier Green. Tym bardziej cieszę się, że z racji ich trudnej dostępności, miałam okazję skorzystać z możliwości ich przetestowania, bo dzięki temu mogę teraz podzielić się z Wami moją opinią i odpowiedzieć na kluczowe pytanie - czy warto.

W paczce którą otrzymałam znalazły się 4 sztuki kosmetyków - szampon, maska, kremowy spray do włosów oraz peeling do ciała jednak, aby post był bardziej przejrzysty pomyślałam, że rozdzielę go na dwie części. Dziś opowiem Wam o szamponie i masce, które są dedykowane włosom farbowanym.



Jeszcze zanim jeszcze przejdę do omawiania poszczególnych produktów, najpierw kilka słów o samej marce. Cytat zaczerpnęłam ze strony producenta i ponieważ był on napisany w języku greckim, z pomocą przyszło mi Google Translate, więc za drobne nieścisłości jeśli by się takie pojawiły, z góry przepraszam ;).

"Marka Mediterranean została założona w 2006 roku. Nasza organizacja i struktura oparta na nowoczesnych standardach europejskich, certyfikacja zarządzania jakością ISO 9001: 2008 w zakresie projektowania, produkcji i wprowadzania do obrotu kosmetyków za pomocą najnowocześniejszych maszyn, zapewnia doskonałą jakość naszych produktów i usług. Tworzymy certyfikowane, wysokiej jakości greckie kosmetyki, dobierając i łącząc najbardziej korzystne składniki śródziemnomorskiej przyrody, takie jak grecka oliwa organiczna, z nowatorskimi formułami, które rozwijamy w naszych laboratoriach. Naszym celem jest dalsze rozwijanie metod badawczych i produkcyjnych, aby produkty o wysokiej efektywności stały się dostępne dla jak największej liczby kobiet. Badania i rozwój naszych produktów odbywają się we współpracy z uczelniami i instytutami w Europie i Ameryce."

Brzmi zachęcająco prawda?


SZAMPON COLOR SAVE



Szampon znajduje się w dużej, bo aż 350 ml butli o schludnym dla oka designie, charakteryzującym wszystkie produkty Mediterranean. Konsystencja jest standardowa jak na szampon, średnio gęsta, a jeśli chodzi o zapach... hmm... myślę, że to kwestia sporna. Jest on na pewno bardzo wyrazisty i niby przyjemny, ale jednocześnie ma w sobie jakąś delikatnie drażniącą nutę, która nie do końca w pełni mi odpowiada. Jestem pewna, że pod tym względem nie przypasuje zwolenniczkom świeżych, naturalnych aromatów.



Niemniej obietnice producenta wydają się być interesujące:



Szampon całkiem fajnie oczyszcza lekko nieświeże włosy, natomiast włosy bardziej "zabrudzone", np. po suchym szamponie i lakierze, zdecydowanie wymagają podwójnego mycia. Po spłukaniu, nawet na mokrej czuprynie wyczuwalny jest nawilżający film, który jednak w najmniejszym nawet stopniu nie obciąża włosów, co jest na duży plus. Po samodzielnym zastosowaniu szamponu, bez żadnych innych wspomagaczy, włosy są ładnie odświeżone, nabłyszczone, nie plączą się i łatwiej przez to rozczesują. Co do ochrony koloru, wypowiem się niżej, omawiając maskę. Cena szamponu to 39.00 zł.




Skład wygląda następująco:



MASKA COLOR SAVE

Maska została zamknięta w mniejszym objętościowo opakowaniu, niż szampon, bo tylko 250 ml. Szata graficzna jest spójna, zapach się uzupełnia, choć trzeba przyznać, że aromat maski jest już nieco inny i nie posiada tego drażniącego mój zmysł powonienia pierwiastka, który tak świetnie wyczuwalny był w szamponie.




Obietnice producenta:



Konsystencja jest taka, jaką zazwyczaj posiadają maski tego typu. Wystarczy niewielka ilość, by dokładnie rozprowadzić ją na całej długości moich włosów, które aktualnie sięgają za łopatki. Nałożona u nasady nie powoduje przetłuszczania mojej czuprynki oraz dodatkowo jej nie obciąża. Podobnie jak w przypadku szamponu, po spłukaniu maski, również wyczuwalny mamy ochronny film, który jednak nie ma wpływu na skrócenie świeżości naszej fryzury.




Stosując oba produkty, moje włosy z dnia na dzień stawały się coraz bardziej błyszczące, a każdorazowo pięknie wygładzone, dociążone, puszyste (nie mylić z napuszonymi), sypkie i bezproblemowe jeśli chodzi o ich układanie. Co dla mnie ważne, nawet po wieczornym umyciu i wyprostowaniu prostownicą, rano były w stanie niemalże idealnym (żadnych odgniotów, odkształceń itp.) i takie pozostawały aż do następnego mycia. Jeśli chodzi o przedłużenie trwałości koloru, to zauważyłam niewielką różnicę in plus, w porównaniu do innych tego typu kosmetyków. Nie jest spektakularna, ale mimo wszystko odniosłam wrażenie, że mniej więcej tydzień dłużej kolor był wciąż wyrazisty i głęboki. Cena maski to 44.00 zł.

Skład:



Podsumowując: Z obu kosmetyków jestem zadowolona i zdecydowanie mogę Wam je polecić. Z mycia na mycie bardzo silnie nawilżają moje włosy, które są dość przesuszone z uwagi na ciągłe używanie suszarki i prostownicy, a ponad to delikatnie przedłużają ich farbowany kolor, nie powodując przy tym obciążenia, czy szybszego przetłuszczania. Obietnice producenta zostają zatem w pełni zrealizowane, choć niestety w parze z wysoką jakością idzie również cena, która nie należy do najniższych. Mimo wszystko uważam jednak, że warto przynajmniej raz wypróbować ten duet, bo a nuż polubicie się z nim tak bardzo jak ja :).

Niebawem, w 2 części opowiem Wam o dwóch pozostałych kosmetykach marki Mediterranean, buziaki :*

środa, 13 września 2017

Moja szminka doskonała! / Pomadka L'Oreal Color Riche Matte - 144 Ouhlala

Heloł! Pomadka w odcieniu idealnie nasyconego, wyrazistego, mocnego różu, do tego w matowym wykończeniu chodziła po mojej głowie od dość dawna. Miałam problem z jej znalezieniem, gdyż każda na którą trafiałam, albo nie miała w sobie dokładnie tego "czegoś", czego bym oczekiwała, albo nie była matowa (jak np. całkiem popularna Rimmel o numerku 20), albo była na tyle droga, że w danym momencie nie miałam ochoty wyrzucać ponad 100 zł na tego typu kosmetyk. Dlatego któregoś dnia wchodząc do mojej ulubionej drogerii Alicja w Ustroniu nie spodziewałam się zastać tam szminkę, o której Wam dzisiaj opowiem i która swoim wyglądem oraz właściwościami sprawiła, że aktualnie jest moim niezaprzeczalnym numerem 1 na liście wiosenno - letnich kolorów do noszenia prawie na codzień.

Z tego co zdążyłam się zorientować, koloru tego nie ma już w sprzedaży stacjonarnej, w drogeryjnych sieciówkach typu Rossman, Hebe itp., ale za to spokojnie jest do dostania na pierwszej, lepszej stronie w Internecie, zatem jeśli się Wam spodoba, nie powinno być problemu z zakupem.

Opakowanie jest półmatowe/półbłyszczące, jasnozłote, eleganckie, zamykane na "klik", z wygrawerowaną pośrodku nazwą marki. Bardzo ładnie będzie się prezentować zarówno w kosmetyczce jak i postawione na toaletce.




Kolor to żywa fuksja, która choć nie jest neonowa, to jednak zdecydowanie będzie dominować w naszym make upie i trzeba mieć to na uwadze, kiedy będziecie po nią sięgać. Doskonale prezentuje się przy lżejszym makijażu oka typu neutralny cień, lub jego brak, kreska i mascara, gdyż sama w sobie robi całą robotę i naprawdę nie trzeba przy niej dużo kombinować, bo przepięknie ożywia cały makijaż.

Warto wspomnieć, że pomimo, iż odcień ten jest naprawdę wyjątkowy, to jednak nie będzie pasował każdemu, ponieważ źle dobrany do danej urody, czy makijażu może wyglądać wulgarnie i dawać rezultat a'la burdelmama. Uogólniając jednak, w moim odczuciu najlepiej będzie zgrywał się zwłaszcza z ciemnymi brunetkami jak też i jasnymi blondynkami.




Co do samych właściwości, to powiem krótko - pomadka jest fenomenalna! W pełni pokrywa usta kolorem już przy pierwszym ruchu, a dzięki precyzyjnemu, ostro zakończonemu czubeczkowi (oczywiście do czasu) jesteśmy w stanie idealnie wyrysować sobie linię ust, aczkolwiek po kilku pierwszych użyciach, radziłabym również zaopatrzyć się w konturówkę, gdyż tak mocny kolor nie wybacza żadnych błędów podczas aplikacji, więc dokładny rysunek jest tutaj bezwzględnie wymagany. Pomimo obietnic producenta, nie mamy tutaj do czynienia z pełnym matem, a raczej wykończeniem w stylu "velvet" i myślę, że ta nazwa lepiej obrazuje uzyskany rezultat na ustach.

Szminka trzyma się przez wiele długich godzin pomimo picia i jedzenia. Nawet po spożyciu tłustych potraw wymaga tylko niewielkiego poprawienia, przez co jest jedną z najtrwalszych pomadek, o ile nie najtrwalszą w mojej kolekcji. Jest też przy tym bardzo komfortowa w noszeniu, nie wysusza ust i nie podkreśla suchych skórek nawet podczas długotrwałego noszenia dzień po dniu.



Moim zdaniem jej kupno było jedną z lepszych moich makijażowych inwestycji i odkąd ją mam, noszę bardzo często, co można zauważyć przede wszystkim na zdjęciach, które publikuję na moim prywatnym Instagramie. Można wręcz powiedzieć, że uzależniłam się od niej, dlatego jestem pewna, że pomimo iż sporadycznie zdarza mi się wracać do tych samych pomadek, to tu z pewnością kupię kolejne opakowanie, o ile wtedy jeszcze będzie ją można dostać w Internecie. Ja za swoją sztukę zapłaciłam w promocji 19.90 zł, co już w ogóle było dobrym dealem.

Jeszcze raz serdecznie Wam ją polecam, życząc przy okazji miłego dzionka dla wszystkich :*.

Ps. Dołączajcie do mojego blogowego INSTAGRAMA. Jest już Was ponad 150 sztuk!

wtorek, 5 września 2017

La Roche Posay - Toleriane, łagodny żel oczyszczający do mycia twarzy

Hej! Toleriane jest drugim żelem do mycia twarzy marki La Roche Posay, który miałam przyjemność stosować. Zastanawiało mnie, czy sprawdzi się równie dobrze jak Effaclar, który polubiłam łącznie z kremem o tej samej nazwie.




Konsystencja tego kosmetyku jest dość specyficzna, bo pomimo, że jest wodnista, to jednak na tyle tępa, że zanim zaczniemy nakładać żel na twarz, trzeba najpierw dodać do niego sporo wody, a następnie zgodnie z zaleceniami producenta - spienić go w dłoniach, by kolejno przejść do samego mycia.



Żel świetnie sprawdził się w przypadku zmywania resztek makijażu, pozostałych po uprzednim demakijażu. Jest rzeczywiście łagodny i nie ściąga lekko skóry po umyciu jak to miało miejsce w przypadku Effaclaru. Podczas dłuższego stosowania dostrzegłam też redukcję niedoskonałości, a te które się w międzyczasie pojawiały, były znacznie mniej kłopotliwe i szybciej znikały.




Co ważne podkreślenia to fakt, że jest to produkt wydajny, gdyż wystarczy odrobina, aby dokładnie umyć całą buźkę. Zapach jest miły dla nosa, charakterystyczny dla wszystkich kosmetyków LRP. Twarz po użyciu jest dokładnie oczyszczona, a przy tym nie przesuszona. Żel nie uczulił mnie, nie podrażnił, ani nie spowodował żadnych innych przykrych dolegliwości, dlatego ze swojej strony mogę Wam go polecić, gdyż jest to kolejny produkt ze stajni LRP, który bardzo odpowiada mojej skórze, a i mnie przypadł do gustu. Jego cena to ok. 35-45 zł w zależności gdzie kupicie. Udanego dnia! :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...