sobota, 17 lutego 2018

Time to say goodbye...

Kochani! Jak zapewne widzicie po tytule, nadszedł w końcu ten moment w moim życiu, kiedy to postanawiam pożegnać się z Wami i tym samym zakończyć działalność mojego bloga. Przyznam, że nosiłam się z tym już od dłuższego czasu jednak ciągle brakowało mi odwagi, głównie z racji mojego długiego (za chwilę 7-letniego) stażu w blogosferze. Jednakże trzeba być silnym, ostatecznie postawić kropkę nad "i" oraz powziąć pewne decyzje.

Już od kilku miesięcy mogliście zauważyć, że tutaj w naszym blogowym świecie było mnie stopniowo coraz mniej. Działo się tak dlatego, iż ograniczona ilość wolnego czasu jak również chęć realizowania się w innych, obecnie ciekawszych i bardziej ambitnych dla mnie obszarach sprawiła, że blog znalazł się praktycznie na końcu listy "to do". Ponadto zanik weny twórczej do przygotowywania nowych wpisów, a także coraz większy upadek prawdziwości autorów sporej części blogów, w tym zbyt szeroko prowadzony product placement, stały się dodatkowym przyczynkiem do tego, aby przemyśleć kwestię dalszej kontynuacji mojego miejsca w sieci.

Żeby jednak osłodzić nieco powstałą goryczkę, muszę przyznać, że te wszystkie lata spędzone w blogosferze, z Wami, dały mi naprawdę ogrom korzyści począwszy od możliwości poznania nowych kosmetyków, marek, nawiązania interesujących współprac, a na ciekawych znajomościach i fantastycznych, wspólnie spędzonych chwilach skończywszy. Na pewno nigdy tego nie zapomnę i zawsze będę mile wspominać, w końcu to kawał historii, którą razem tworzyliśmy. Czas jednak iść dalej. Zatem czego mogę Wam życzyć i co obiecać. Podążajcie za sobą, swoimi marzeniami i realizujcie siebie najlepiej jak potraficie! Czerpcie z życia garściami i nie obawiajcie otwierać na nowe. My cosmetics, my style my world nie znika na dobre z sieci, a jedynie nie będzie w dalszym ciągu prowadzone. Być może jeszcze z czasem postanowię tu umieścić jakiś wpis, ale z pewnością jak już to na zasadzie wyjątku, a nie trwałego powrotu. Postaram się jednak w miarę możliwości do Was zaglądać i podczytywać. To chyba byłoby na tyle, do zobaczenia gdzieś w drodze! Trzymajcie się, buziaki :***


niedziela, 21 stycznia 2018

Puder utrwalający Vichy Dermablend

Cześć! Jak dawno mnie tu nie było! Mam nadzieję, że stęskniliście się choć troszkę, bo ja przyznam, że bardzo! Ostatnie miesiące były dla mnie niezwykle intensywne, pełne wyzwań i jednocześnie wymagające dużego poświęcenia z mojej strony, dlatego też czasu nie miałam totalnie na nic, czasem nawet na to, aby w ciągu dnia zjeść normalny posiłek, nie wspominając już o chwilach dla siebie. Żyjąc w ostatnim czasie na tak wysokich obrotach, pomimo najszczerszych chęci i pomijając już kwestię za krótkiej doby, często nie miałam także sił, ani energii, aby zaglądać nie tylko na swój blog, ale także i do Was, co nie ukrywam - napawa mnie sporą dozą smutku. Mam jednak nadzieję, że pomału sytuacja ta będzie się stabilizować.

Ok, nie zanudzając dłużej, dziś opowiem Wam troszkę o pewnym pudrze, który otrzymałam jakiś czas temu na spotkaniu blogerek w Rybniku. Na początku nie byłam do niego nastawiona w szczególnie przychylny sposób, ale po czasie udało mu się zyskać moją pełną aprobatę. Jeśli jesteście zainteresowane jak to się stało to zapraszam :).




Vichy Dermablend to bardzo drobno zmielony puder utrwalający, który nie tylko ma przedłużać działanie podkładów (w tym korygujących), ale także jak wspomina producent na opakowaniu - być również odporny na pocenie, kąpiel oraz wycieranie.



Na początku jego stosowania bardzo bałam się o efekt tynku na twarzy, nienaturalne zmatowienie i ogólnie rzecz ujmując - dyskusyjny wygląd po kilku godzinach od nałożenia, bo wiadomo jak to czasem bywa z mocno matującymi pudrami, które lubią się warzyć, migrować etc. Na szczęście moje obawy okazały się być płonne, ponieważ puder ten nie tylko fajnie wygląda i przedłuża trwałość makijażu, ale także nie wchodzi o interakcje z podkładami powodując np. ich oksydację.




Zaraz po omieceniu pudrem buźki, można zauważyć intensywne zmatowienie cery, ale nie na tyle, by wyglądało to sztucznie, czy nieestetycznie. Po kilku godzinach od nałożenia, sebum zaczyna delikatnie być widoczne, ale jednocześnie w dalszym ciągu nie zdarzyło się, bym świeciła się jak żarówka chyba, że mówimy o noszeniu makijażu od wczesnego rana do późnego wieczora, jednak umówmy się - po takim czasie żadna cera mieszana nie wygląda nieskazitelnie. W każdym razie przez 6-8h puder bardzo ładnie trzyma w ryzach podkład, natomiast co jest na minus - nie zauważyłam, by faktycznie zmieniał go w odporny na pocenie, kąpiel, czy wycieranie. Tutaj mogę podać przykład - kilka tygodni temu, tuż po zakończeniu pracy wybierałam się do dentysty, dlatego też w służbowej łazience zmuszona byłam umyć zęby. Jak skończyłam, dookoła moich ust dostrzegłam jaśniejszą obwódkę, ponieważ podkład zszedł dokładnie tak, jak każdy inny w takiej sytuacji, bez względu na fakt, że wcześniej nałożony był tam również puder Vichy.

Pomijając to myślę, że mimo wszystko jest to bardzo porządnej jakości puder w rozsądnej cenie, gdyż kosztuje ok. 80 zł za aż 28 g. Dlatego jeśli szukacie czegoś, co przedłuży trwałość Waszego podkładu w standardowych warunkach, nie będzie wyglądać sztucznie, nie będzie powodować przesuszania skóry nawet po kilku tygodniach noszenia dzień w dzień (bo to też bardzo istotna sprawa) to myślę, że śmiało możecie brać ten produkt pod uwagę. Ja w każdym razie jestem z niego zadowolona, czego i Wam życzę :).

piątek, 22 grudnia 2017

Świąteczne życzenia 2017

Cześć! Strasznie dawno mnie tu nie było, jednak w przedwigilijnym galopie i ferworze świątecznych przygotowań znalazłam chwilkę, aby przesłać Wam jak zawsze życzenia prosto z serca :*

Żeby powiększyć, kliknij na zdjęcie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...