sobota, 5 grudnia 2015

Catrice Defining Blush - 090 Mandy-rine i 020 Rose Royce

Cześć Dziewczyny! Ostatnio mam trochę kłopotów ze zdrowiem, dlatego też nie przygotowałam żadnych postów do przodu i nadaję do Was w czasie obecnym. Tak sobie pomyślałam, że po tym jak niedawno porównywałam dla Was róże marki Sleek, teraz przedstawię inne, choć myślę, że równie popularne, a przede wszystkim tanie i dobre jakościowo róże marki Catrice.

Z różami tymi spotkałam się podczas promocji w Naturze już kilka miesięcy temu. W praktyce okazały się być na prawdę przyjemnymi produktami, dlatego uznałam, że warto o nich wspomnieć i bliżej Wam je przedstawić.

Oba egzemplarze, które posiadam mieszczą się w plastikowym, bardzo schludnym, choć niestety podatnym na zarysowania opakowaniu, zamykanym na klik. Szata graficzna jest prosta, przejrzysta, nie mam jej nic do zarzucenia. Minimalizm przede wszystkim!




Kolory na jakie się zdecydowałam to Mandy-rine, czyli delikatny pomarańcz i Rose Royce, czyli lekko przydymiony, brudny róż.

Mandy-rine w moim odczuciu jest mocno zbliżony kolorystycznie do mojego ulubieńca Sleek Life's A Peach i równie podobnie wychodzi na licu. Pomimo, że pigmentacja jest dobra, nie musimy się obawiać, że nałożymy go za dużo. Oczywiście intensywność koloru jak najbardziej można budować, ale żeby wyglądać jak matrioszka, trzeba by go nałożyć na prawdę solidną ręką. Pomimo dość intensywnego odcienia w opakowaniu, na twarzy wychodzi bardzo naturalnie, dlatego też będzie pasował nie tylko brunetkom i szatynkom, ale także rudowłosym dziewczynom i blondynkom o ciepłym kolorycie cery.




Rose Royce jest już jednak bardziej podstępny, niż powyższy kolega. W opakowaniu wydaje się być spokojniejszy, natomiast podczas aplikacji trzeba na niego uważać, ponieważ zbyt mocne przyłożenie pędzla może skutkować nabraniem zbyt dużej ilości produktu i jeśli nie strzepniemy nadmiaru, tylko przeniesiemy do od razu na twarz, to plamy na policzkach a'la klaun, będziemy mieć niemal gwarantowane, także o tym trzeba pamiętać przede wszystkim.




Jeśli chodzi o właściwości, to oba róże poza kolorem i intensywnością, nie różnią się praktycznie wcale. Choć w opakowaniu wyglądają na całkowite maty, na twarzy, jak też i po naniesieniu na palec, wyraźnie widać, że są delikatnie satynowe, pomimo, że nie sposób dostrzec w nich jakichkolwiek drobinek.



Rozcierają się fantastycznie, nie tworzą plam (chyba, że nałożymy je w zdecydowanie zbyt dużej ilości) i pięknie trwają na twarzy w niezmienionym stanie ok. 3/4 dnia, aczkolwiek pod wieczór zauważyłam, że tracą nieco na intensywności, choć wtedy zawsze możemy je dołożyć.

Niestety oba róże nie pachną ładnie. Zamiast tego posiadają dość specyficzny, chemiczny, pudrowy smrodek, aczkolwiek wyczuwalny tylko po przytknięciu nosa do opakowania, co wiem, że mimo wszystko dla kosmetycznych estetek może okazać się minusem. Jednak myślę, że za cenę 15 zł za sztukę nie ma co wybrzydzać, bo to przecież nie Chanel (o różu Chanel pisałam TU).

Generalnie z obu kosmetyków jestem zadowolona i sięgam po nie dość często (choć ostatnio trochę rzadziej, ponieważ na okrągło używam sleekowych paletek - Lace i Pink Lemonade, o których wspominałam TU). Myślę jednak, że jak na tak niską cenę, jakość jest na bardzo przyzwoitym poziomie, dlatego też śmiało mogę Wam je polecić :).

Przyjemnego weekendu Kochane! Też już czujecie zbliżające się wielkimi krokami Święta? :D

20 komentarzy:

  1. mam odcień think pink z tej serii, lubię go

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne naturalne dzienne kolorki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, a do tego cena jest bardzo przystępna :)

      Usuń
  3. A ten smrodek czuć po nałozeniu? ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię markę catrice, tania i dobra :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy produkt. Ale ja jednak zostanę wierna swoim mineralnym skarbom 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa i jeszcze jedno. Zdrowiej szybko. 😊

      Usuń
    2. Ja całkiem lubię minerały, choć moja skóra reaguje dokładnie tak samo na nie, jak i na drogeryjne kosmetyki :P
      Dzięki, przyda się, bo teraz trudny okres dla mnie pod tym względem nastał...

      Usuń
  6. Miałam dwa róże Catrice i przyznam, że niestety byłam nimi rozczarowana. Miały dla mnie zbyt twardą konsystencję przez co ciężko się nakładały i dawały bardzo, ale to bardzo subtelny efekt. Mimo niskiej ceny nie były dla mnie warte nawet tych kilkunastu złotych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj nie wiem czemu tak :( Jak dla mnie są świetne! Nabierają się bezproblemowo na pędzle zarówno Zoeva, jak i no name, na policzku są widoczne, natomiast tak jak wspomniałam z różem Rose Royce trzeba uważać, bo potrafi narobić bałaganu w makijażu :P Hmm... może jakaś felerna partia poszła, pojęcia nie mam :(

      Usuń
  7. Łaaaaadne są skubańce! Choć ja wolę róże Chanel :P hyhy
    Mam nadzieję, że już ozdrowiałaś? Zdrówka Asieńko! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę, ale te również są całkiem spoko, choć rzecz jasna, to zupełnie inna półka ;) Niestety Martusiu, moje ozdrowienie to nie taka prosta sprawa :( Duuużo czasu na to potrzeba i póki co nie wiem kiedy to nastąpi :( Dziękuję Kochana :*

      Usuń
  8. ja co prawda lubię i przyzwyczailam się do Wibo, ale po tym jak pokochałam Catrice kamuflaż to pewnie spróbuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Catrice ma całkiem fajne te swoje produkty, a ceny na każdą kieszeń :)

      Usuń
  9. Nie używałam bo mam sporą paletę od sephory którą muszę wykorzystać do końca, ale sam post bardzo mi się podoba i lubię takie recenzje. Pozatym podoba mi się pomysł z cekinami w tle ;D !

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoją opinię! Jest ona dla mnie bardzo cenna. Staram się zaglądać do każdego kto zostawi komentarz, więc nie musisz mnie dodatkowo zapraszać na swój blog :) Komentarze obraźliwe, wulgarne, autopromocyjne, bądź z pyt. obserwujemy? - usuwam. Jeśli masz jakieś pytania, na każde odpowiem pod Twoim komentarzem.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...