Cześć! Wiem, że ta recenzja była mocno wyczekiwana, dlatego też dziś postaram się w jak najszerszy sposób opowiedzieć Wam o moich wrażeniach odnośnie stosowania najlepszego (i zarazem najdroższego) różu w mojej wielobarwnej kolekcji.
Róże uwielbiam głównie ze względu na fakt, że jako jedyny kosmetyk poza szminką, potrafią kilkoma pociągnięciami zmienić cały makijaż, nadając mu indywidualnego charakteru. Możemy wybierać pośród całej palety przeróżnych odcieni, oferowanych przez chyba wszystkie marki, posiadające w swojej ofercie kolorówkę, różowych - dających głównie dziewczęcy efekt, brzoskwiniowych - podkreślających przede wszystkim ciepły typ urody, albo nawet czerwonych - imitujących naturalny rumieniec. Mnogość wyboru odcieni i wykończeń sprawia, że codziennie możemy wyglądać inaczej i tylko od nas zależy na jaki wariant w danym dniu postawimy - romantyczny, a może charakterny?
Do tej pory moim niekwestionowanym faworytem w kwestii róży był Sleek Life's A Peach, który przepięknie podkreśla mój typ urody, idealnie z nim współgrając, a do tego utrzymując się niemal cały dzień w niezmienionym stanie. Wspominałam o nim w TYM POŚCIE i swoją drogą nie wiem, dlaczego nie doczekał się osobnej recenzji, ale o tym kiedy indziej.
Dzisiaj natomiast będzie parę słów o konkurencie mojego ukochanego sleekowego przyjaciela, który okazał się być również niemalże ideałem w swojej dziedzinie i bezsprzecznie stanął na pierwszym miejscu podium ex aequo z Life's A Peach :).
Cudo to zostało opakowane w błyszczący kartonik z informacjami od producenta odnośnie marki, wybranego koloru oraz z tyłu - składu. Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z nie byle jakim produktem.
W środku znalazłam welurowe etui (zapomniałam sfotografować :(((), w którym znajdowała się przepiękna, czarna, plastikowa kasetka z logo producenta, skrywająca właściwy kosmetyk.
Trzeba przyznać, że sam sposób "podania" jest wspaniały! Elegancka kasetka skrywa nie tylko róż, ale także pędzelek i lusterko. Tak, jak pędzelków dołączonych do wszelakich kosmetyków zazwyczaj nie używam, tak ten muszę przyznać, że jest wykonany bardzo porządnie i w taki sposób, że zarówno bardzo dobrze nakłada, jak i rozciera róż, nie pozostawiając przy tym plam.
Kolor różu jaki wybrałam to 55 In Love, czyli brzoskwinka ze złotymi drobinkami. Na początku nieco obawiałam się, że drobinki będą za nadto widoczne i będą migrowały po twarzy tworząc efekt bombki, ale na szczęście nic takiego nie ma miejsca.
Róż jest mocno napigmentowany i aby uzyskać efekt, jaki zobaczycie poniżej na zdjęciu mojej twarzy, wystarczyło zaledwie 1,5 pociągnięcia pędzla. Efekt oczywiście można stopniować. Świetne jest to, że jak wspomniałam wyżej, pomimo obecności drobinek, nie są one mocno widoczne, a po roztarciu kosmetyku, tworzą subtelny efekt rozświetlenia. Ja jednak i tak używam dodatkowo Mary Lou Manizer na szczyty kości policzkowych, aby błysk był większy, bo tak po prostu lubię :). Nie sposób również nie zauważyć podobieństwa chanelowego różu, do róży z Bourjois, albo może to Bourjois jest podobne do Chanel, hmm... ;).
In Love nie tworzy plam i sprawdza się nawet na słabym jakościowo podkładzie. W ciągu dnia trzyma się ładnie, jednak po ok. 8h zauważyłam, że jego intensywność blednie, niemniej ja mam duża tendencję do podpierania twarzy rękoma, a ponad to w pracy odbieram mnóstwo telefonów, w związku z czym jego żywotność może być w moim przypadku słabsza.
Pasuje niemal do każdego rodzaju makijażu, zarówno wieczorowego, jak i dziennego, a uniwersalny odcień powinien być dobry zarówno dla blondynek (nakładany w niewielkiej ilości) jak i oczywiście brunetek do których się zaliczam.
Tak prezentuje się w całej okazałości, bez użycia rozświetlacza:
Osobiście jestem nim zachwycona i używam prawie codziennie! Jest piekielnie wydajny, dlatego powinien starczyć na lata mimo, że data przydatności wynosi 18 miesięcy od otwarcia. Nie sądzę, że zużyję go do tego czasu. Zapomniałabym wspomnieć, że mimo pięknego wyglądu i cudownego efektu jaki daje, dodatkowo jeszcze pachnie delikatnie różami, zatem Chanel o wszystkim pomyślało! :).
Chyba nie muszę Was dodatkowo zachęcać. Pomimo, że cena jest wysoka, to jednak jakość, sposób wykonania i efekty wizualne wynagradzają wszystko. Ja swój egzemplarz zakupiłam w Sephorze w cenie bodajże 180 zł i pomału przymierzam się do innych odcieni :P.
A Wy o nim myślicie? :)
Ładnie sie prezentuje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Przyjemniaczek z niego ;)
UsuńMam już sporo różôw, ale z Chanel jeszcze nie i przymierzam się żeby to zmienić :)
OdpowiedzUsuńWarto na 100% :D
UsuńBardzo ładny kolor, podoba mi się. Jednak nie wydałabym tyle na róż. Chyba, że bym w totka wygrała :D
OdpowiedzUsuńKochana, wszystko przed Tobą, ja też gram, ale kurcze bezskutecznie póki co :(
UsuńPrzepiękne drobinki - uwielbiam ich róże <3
OdpowiedzUsuńSą ekstra! Mam ochotę na następne :D
UsuńBardzo ładny ciepły kolorek :) A opakowanie miazga :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się :) Opakowanie jest cuuudne, chociaż i tak zawartość lepsza :D
Usuńbardzo naturalny efekt! ale cena nieco odstrasza!
OdpowiedzUsuńNie jest tani, jednak efekt końcowy wszystko mi wynagradza :P
UsuńZdjęcie ze swatchem trochę prześwietlone, ale na buzi bardzo naturalny efekt wyszedł :)
OdpowiedzUsuńTak, wiem właśnie, ale sam kolor różu został oddany prawidłowo (i widać drobinki!), dlatego je wrzuciłam :P
Usuńbardzo ładnie wygląda ;) !
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
Usuńpudełko wygląda jak za milion dolarów ! :) a na twarzy prezentuje się cudownie, tak naturalnie!
OdpowiedzUsuńDzięki Słońce :* Jest naturalny, o ile z nim nie przesadzimy ;)
UsuńPiękny kolor:) Z Chanel miałam tylko do tej pory perfumy Chance:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOoo Chance za mną chodzą nie od dziś :P
UsuńCzytałam kiedyś, że Bourjois jest właścicielem Chanel stąd podobieństwo kosmetyków. Niektóre różnią się od siebie tylko ilością składników nadających zapach. Żeby się upewnić musiałabym kupić produkty obu firm i zrobić recenzję porównawczą.
OdpowiedzUsuńOoo tego to nie wiedziałam :P
UsuńPIĘKNY!! Marzy mi się jakiś róż z Chanel.
OdpowiedzUsuńOj tak, jest rzeczywiście prześliczny, polecam! :)
UsuńO jesus! 180 zł?? kolor jest piękny ale serce by mnie zabolało jakbym miała tyle wydać na róż...No chyba ze byłabym bogata :P
OdpowiedzUsuńSpokojnie, na wszystko przyjdzie czas i wtedy nie boli ;-))
UsuńJa mam tak, że kiedy coś mnie woła, jakaś rzecz, albo co gorsza perfumy, to nie patrzę na cenę :P
UsuńMam odcień Rose Glacier i uwielbiam go :-)
OdpowiedzUsuńOglądałam go! Śliczny jest! :)
UsuńPrzepiękny, cudowny, wspaniały! Nie wiem jak to się stało, że nie mam go jeszcze w swojej kolekcji! Muszę koniecznie nadrobić zaległości i braki! :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie Kochana, bo jest świetny! :)
UsuńWszystkie Chanelkowe róże są cudowne! Choć miejsca mi zaczyna brakować w szufladzie ;) Ale coś wymyślę :D
UsuńDokupisz drugą szafkę z szufladami i po problemie :D
UsuńŚlicznie wygląda :)
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńPięknie wygląda ! Opakowanie również z klasą :))
OdpowiedzUsuńCały Chanelek ;)
Usuń