Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pielęgnacja włosów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pielęgnacja włosów. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 października 2017

Mediterranean Hair and Body część II - kremowy spray do włosów + peeling do ciała

Hej, hej! Przyszedł czas na drugą część mojej opowieści o kosmetykach greckiej marki Mediterranean, które od pewnego czasu mam przyjemność stosować. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat samej marki oraz dwóch pierwszych produktów, które dla Was przetestowałam, czyli szamponu i maski do włosów, to zapraszam do poprzedniej części, którą znajdziecie klikając w ten link.

Dziś bierzemy na tapetę kremowy spray do włosów oraz peeling do ciała o zapachu gardenii.


KREMOWY SPRAY MIRACLE HAIR BOOST



Ten kosmetyk od początku wzbudzał moją niemałą ciekawość, nie tylko z uwagi na swoją nietypową formułę (kremowy spray?), ale również obietnice producenta. A te trzeba przyznać, że są wysokie, gdyż kosmetyk ma posiadać aż 15 zalet zapewniających nam zdrowe, piękne, ujarzmione włosy, choć nie wiem czemu na polskojęzycznym tłumaczeniu zostało wymienionych tylko 9.



Pozostałe zalety to:
* obecność filtrów UVA i UVB
* ochrona końcówek przed rozdwajaniem
* łatwiejsze rozczesywanie
* neutralizowanie zapachów
* brak natłuszczania
* unoszenie włosów

Po umyciu włosów wprost nie mogłam doczekać się pierwszego użycia! Niemniej jak z każdym tego typu produktem, nie nakładałam go bezpośrednio na włosy, a uprzednio na rękę, co by mieć pełną kontrolę nad aplikowaną ilością.

Konsystencja jest rzeczywiście inna, niż wszystkie które dotąd spotykałam. Niby jest to spray, ale po naciśnięciu na ręce zostaje nam dość drobno rozpylony, lekko wodnisty krem. Fajne! Zazwyczaj używałam 5 pompek na włosy za łopatki, ale teraz po ścięciu lekko za ramiona, z powodzeniem wystarczają mi tylko 3, przez co wydajność będzie z pewnością imponująca.




Zapach produktu jest przyjemny, unisexowy, bardzo ciężki do opisania, zbliżony do zapachu maski, o której wspominałam w poprzedniej części. Jeśli chodzi o działanie, to jestem z tego sprayu bardzo, ale to bardzo zadowolona! Wiele z obietnic producenta można dostrzec już po kilkukrotnym użyciu, takie jak np. nawilżenie, połysk, ochrona przed temperaturą, miękkie i gładkie włosy, łatwiejsze rozczesywanie, czy brak przetłuszczania. Spray spisuje się u mnie na równi z Nektarem Termicznym Kerastase od L'Oreal, o którym opowiadałam w TEJ recenzji, a przy tym jest o wiele tańszy, gdyż jego cena wynosi 56,90 zł za 200 ml butelkę.

Skład:



BODY SCRUB GARDENIA

Peeling mieści się w bliźniaczym opakowaniu maski, o takiej samej pojemności 250 ml, choć z nieco inną szatą graficzną, aczkolwiek także spójną i przyjemną w odbiorze wizualnym.




Obietnice producenta:



Konsystencja scrubu to gęsty krem z zatopionymi granulkami, mającymi usuwać martwe komórki skóry, tym samym ją oczyszczając. Peeling jest bardzo łagodny, dlatego z pewnością nada się dla osób nawet o wrażliwej skórze, źle tolerującej mocne zdzieraki. Dla mnie niestety to zdecydowanie za mało. Po raz kolejny muszę podkreślić (ważne info dla moich nowych czytelników), że jestem zwolenniczką bardzo ostrych, mechanicznych peelingów i nie ma dla mnie w tym względzie żadnej górnej granicy chyba, że byłby to sam papier ścierny ;). Uwielbiam czuć, że peeling mocno drapie moje ciało, bo wtedy wiem, że faktycznie działa.




Ten kosmetyk nie sprawdził się u mnie nie tylko z racji zbyt delikatnego działania i braku obiecanego nawilżenia, ale też zapachu. Bo o ile gardenia nie jest moim ulubionym kwiatem, o tyle kwiatowe aromaty w pielęgnacji i perfumach na ogół bardzo lubię. Tutaj z kolei zapach jest tak nieprzyjemny i zarazem tak dusząco - drażniący, że dość solidnie uprzykrza mi używanie tego kosmetyku :(. Jedyne co czuję to zwiędłe kwiaty, które zbyt długo stały w wazonie, w nieświeżej wodzie i obecnie nadają się tylko do wyrzucenia. Niestety po użyciu zapach dość długo utrzymuje się na skórze, co w tym przypadku jest akurat na minus. Ten scrub to pierwszy produkt Mediterranean, który mnie rozczarował i ze swojej strony nie mogę go Wam zarekomendować chyba, że Wasz nos jest całkowicie obojętny na wszelkie aromaty, a ponad to lubicie bardzo łagodne, subtelne ścieranie naskórka. Na szczęście jest dostępna również inna wersja zapachowa - Vanila Carmel, która mam nadzieję, że sympatyczniej pachnie :). Cena peelingu to 48,90 zł za 250 ml.

Skład:



Podsumowując: Ze wszystkich kosmetyków Mediterranean najfajniejszy okazał się być kremowy spray do włosów, który na moim czupiradle działa cuda i jest przy tym tańszym zamiennikiem Nektaru Termicznego Kerastase od L'Oreal. Szampon i maska również sprawdziły się bardzo dobrze, natomiast peeling okazał się być akurat w moim przypadku totalnie nietrafiony, choć nie skreślam go całkowicie, gdyż z pewnością znalazłyby się osoby, którym być może akurat by odpowiadał, zwłaszcza z uwagi na bardzo delikatne działanie. Ogólnie moje wrażenia odnośnie tych produktów są zadowalające i z chęcią wypróbowałabym kolejne, gdyż marka mnie do siebie przekonała. Napiszcie proszę, czy mieliście już do czynienia z jakimikolwiek kosmetykami prosto z Grecji, a jeśli tak to jakimi? Ja ze swojej strony życzę Wam przyjemnego piątkowego wieczoru i udanego weekendu! Buziaki! :*

środa, 20 września 2017

Mediterranean Hair część I - szampon i maska do włosów farbowanych

Cześć! Miesiąc temu otrzymałam paczkę z produktami greckiej marki Mediterranean. Jak dotąd kosmetyki te były mi całkowicie nieznane, gdyż u nas w Polsce nie dostaniemy ich standardowo na drogeryjnych półkach, czy nawet aptekach, a jedynie u sprawdzonych dystrybutorów, jak np. Oliwier Green. Tym bardziej cieszę się, że z racji ich trudnej dostępności, miałam okazję skorzystać z możliwości ich przetestowania, bo dzięki temu mogę teraz podzielić się z Wami moją opinią i odpowiedzieć na kluczowe pytanie - czy warto.

W paczce którą otrzymałam znalazły się 4 sztuki kosmetyków - szampon, maska, kremowy spray do włosów oraz peeling do ciała jednak, aby post był bardziej przejrzysty pomyślałam, że rozdzielę go na dwie części. Dziś opowiem Wam o szamponie i masce, które są dedykowane włosom farbowanym.



Jeszcze zanim jeszcze przejdę do omawiania poszczególnych produktów, najpierw kilka słów o samej marce. Cytat zaczerpnęłam ze strony producenta i ponieważ był on napisany w języku greckim, z pomocą przyszło mi Google Translate, więc za drobne nieścisłości jeśli by się takie pojawiły, z góry przepraszam ;).

"Marka Mediterranean została założona w 2006 roku. Nasza organizacja i struktura oparta na nowoczesnych standardach europejskich, certyfikacja zarządzania jakością ISO 9001: 2008 w zakresie projektowania, produkcji i wprowadzania do obrotu kosmetyków za pomocą najnowocześniejszych maszyn, zapewnia doskonałą jakość naszych produktów i usług. Tworzymy certyfikowane, wysokiej jakości greckie kosmetyki, dobierając i łącząc najbardziej korzystne składniki śródziemnomorskiej przyrody, takie jak grecka oliwa organiczna, z nowatorskimi formułami, które rozwijamy w naszych laboratoriach. Naszym celem jest dalsze rozwijanie metod badawczych i produkcyjnych, aby produkty o wysokiej efektywności stały się dostępne dla jak największej liczby kobiet. Badania i rozwój naszych produktów odbywają się we współpracy z uczelniami i instytutami w Europie i Ameryce."

Brzmi zachęcająco prawda?


SZAMPON COLOR SAVE



Szampon znajduje się w dużej, bo aż 350 ml butli o schludnym dla oka designie, charakteryzującym wszystkie produkty Mediterranean. Konsystencja jest standardowa jak na szampon, średnio gęsta, a jeśli chodzi o zapach... hmm... myślę, że to kwestia sporna. Jest on na pewno bardzo wyrazisty i niby przyjemny, ale jednocześnie ma w sobie jakąś delikatnie drażniącą nutę, która nie do końca w pełni mi odpowiada. Jestem pewna, że pod tym względem nie przypasuje zwolenniczkom świeżych, naturalnych aromatów.



Niemniej obietnice producenta wydają się być interesujące:



Szampon całkiem fajnie oczyszcza lekko nieświeże włosy, natomiast włosy bardziej "zabrudzone", np. po suchym szamponie i lakierze, zdecydowanie wymagają podwójnego mycia. Po spłukaniu, nawet na mokrej czuprynie wyczuwalny jest nawilżający film, który jednak w najmniejszym nawet stopniu nie obciąża włosów, co jest na duży plus. Po samodzielnym zastosowaniu szamponu, bez żadnych innych wspomagaczy, włosy są ładnie odświeżone, nabłyszczone, nie plączą się i łatwiej przez to rozczesują. Co do ochrony koloru, wypowiem się niżej, omawiając maskę. Cena szamponu to 39.00 zł.




Skład wygląda następująco:



MASKA COLOR SAVE

Maska została zamknięta w mniejszym objętościowo opakowaniu, niż szampon, bo tylko 250 ml. Szata graficzna jest spójna, zapach się uzupełnia, choć trzeba przyznać, że aromat maski jest już nieco inny i nie posiada tego drażniącego mój zmysł powonienia pierwiastka, który tak świetnie wyczuwalny był w szamponie.




Obietnice producenta:



Konsystencja jest taka, jaką zazwyczaj posiadają maski tego typu. Wystarczy niewielka ilość, by dokładnie rozprowadzić ją na całej długości moich włosów, które aktualnie sięgają za łopatki. Nałożona u nasady nie powoduje przetłuszczania mojej czuprynki oraz dodatkowo jej nie obciąża. Podobnie jak w przypadku szamponu, po spłukaniu maski, również wyczuwalny mamy ochronny film, który jednak nie ma wpływu na skrócenie świeżości naszej fryzury.




Stosując oba produkty, moje włosy z dnia na dzień stawały się coraz bardziej błyszczące, a każdorazowo pięknie wygładzone, dociążone, puszyste (nie mylić z napuszonymi), sypkie i bezproblemowe jeśli chodzi o ich układanie. Co dla mnie ważne, nawet po wieczornym umyciu i wyprostowaniu prostownicą, rano były w stanie niemalże idealnym (żadnych odgniotów, odkształceń itp.) i takie pozostawały aż do następnego mycia. Jeśli chodzi o przedłużenie trwałości koloru, to zauważyłam niewielką różnicę in plus, w porównaniu do innych tego typu kosmetyków. Nie jest spektakularna, ale mimo wszystko odniosłam wrażenie, że mniej więcej tydzień dłużej kolor był wciąż wyrazisty i głęboki. Cena maski to 44.00 zł.

Skład:



Podsumowując: Z obu kosmetyków jestem zadowolona i zdecydowanie mogę Wam je polecić. Z mycia na mycie bardzo silnie nawilżają moje włosy, które są dość przesuszone z uwagi na ciągłe używanie suszarki i prostownicy, a ponad to delikatnie przedłużają ich farbowany kolor, nie powodując przy tym obciążenia, czy szybszego przetłuszczania. Obietnice producenta zostają zatem w pełni zrealizowane, choć niestety w parze z wysoką jakością idzie również cena, która nie należy do najniższych. Mimo wszystko uważam jednak, że warto przynajmniej raz wypróbować ten duet, bo a nuż polubicie się z nim tak bardzo jak ja :).

Niebawem, w 2 części opowiem Wam o dwóch pozostałych kosmetykach marki Mediterranean, buziaki :*

środa, 16 sierpnia 2017

Ziaja - orzeźwiająca mgiełka zapachowa do twarzy, ciała i włosów

Hej! Niestety przed długim weekendem nie wyrobiłam się z nowym wpisem, ale zgodnie z obietnicą wracam, by opowiedzieć Wam o pewnym produkcie, który idealnie sprawdzi się na powracające upały.

Produkt marki Ziaja, czyli orzeźwiającą mgiełkę zapachową odkryłam jeszcze w zeszłym roku, całkowitym przypadkiem, kiedy któregoś dnia zawitałam do Hebe w zupełnie innym celu zakupowym. Pamiętam, że była akurat w promocji i kosztowała w okolicach 5 zł, to aż żal było nie wziąć, dlatego zaryzykowałam w ciemno i... nie żałuję!



To, co mnie skusiło już na wstępie, to obietnice producenta, ze mgiełka nadaje się do stosowania zarówno na twarz, ciało jak i włosy, zatem jest to kosmetyk uniwersalny. Kilkukrotnie miałam okazję użyć jej w poprzednie lato (kupiłam ją, kiedy niestety dobiegało już ku końcowi), natomiast w tegoroczne, jest nieodzownym elementem mojej wyjazdowej kosmetyczki, gdyż zabieram ją po prostu wszędzie.



Szata graficzna jest bardzo minimalistyczna i przyjemna dla oka. Połączenie bieli z mięta zawsze się obroni. Atomizer rozpyla mgiełkę dość mocno, ale równomiernie i bez zarzutu. Nic się nie zacina, a kosmetyk nie wylewa się z buteleczki, dlatego na wszelkie wojaże możecie go śmiało zabierać.



Zgodnie z założeniami, mgiełka ta świetnie sprawdza się w podróży do lekkiego odświeżania ciała, tak samo podczas panujących upałów, w trakcie lub po opalaniu, ale... no właśnie jest jedno "ale". Mianowicie nie powinno się z nią przesadzać, intensywnie spryskując np. twarz, ponieważ z racji tego, że zawiera w składzie m.in. glicerynę, po chwili nasze ciało może zacząć się bardzo nieprzyjemnie kleić i świecić. Niestety załatwiłam się tak raz, kiedy na dworze był prawie 40 stopniowy upał, nie miałam na sobie makijażu, więc dla ochłody co chwilę pryskałam sobie buzię mgiełką. Kiedy po godzinie zawitaliśmy do pizzerii i idąc umyć ręce, spojrzałam w łazienkowe lustro, przestraszył mnie widok świecącej się jak kula dyskotekowa mordki, która w dodatku kleiła się tak, że wszystkie pyłki z powietrza osiadały na niej w mgnieniu oka. Po umyciu wodą było już ok, ale wspomnienia pozostały, dlatego ku przestrodze - pamiętajcie, by nie przesadzać z jej używaniem :).

Kosmetyk ten bardzo fajnie odświeża, tonizuje, ale czy nawilża? Niekoniecznie, a przynajmniej ja tego nie zauważyłam. Redukuje za to uczucie ściągnięcia i przynosi ukojenie skórze, które latem jest potrzebne. I co równie ważne - zapach, który jest iście BOSKI! Świeży, baaardzo orzeźwiający i zarazem delikatny. Dla mnie idealny! Fakt, faktem, utrzymuje się krótko, ale należy mieć na uwadze, że to nie są perfumy, żeby trzymały się przez minimum kilka godzin. Tutaj zapach wyczuwalny jest ok. godzinkę czasu, ale dla mnie to żaden problem, gdyż nie takie jest założenie mgiełki, aby kompozycje zapachowe były trwałe. Jednak ten moment, kiedy spryskując ciało, czuję unoszący się w powietrzu aromat, to coś niesamowitego! Jeśli czyta mnie ktoś z marki Ziaja, to proszę Was - stwórzcie takie perfumy, a będę pierwszą osobą, która je kupi :).



Nikogo chyba nie zdziwi jeśli napiszę, że oczywiście polecam ten produkt każdej kobiecie zwłaszcza, że w regularnej cenie kosztuje 7-8 zł, więc jak na tak przyjemny, wielofunkcyjny kosmetyk są to naprawdę groszowe sprawy. Dodatkowo mgiełka ma pojemność 100 ml i jest przy tym tak wydajna, że z powodzeniem wystarczy Wam na końcówkę tego i początek przyszłego lata. Tymczasem życzę Wam miłego dzionka, a ja uciekam na spacerek po Waszych blogach!

środa, 7 czerwca 2017

Pilomax Wax Angielski - szampon i maska nadające objętość

Hej! Kosmetyki do pielęgnacji włosów marki Pilomax są mi znane od mniej więcej 2 lat. Przez ten czas miałam okazję używać zarówno szamponów (do włosów ciemnych, do włosów i skóry głowy przetłuszczających się oraz do włosów cienkich bez objętości), a także masek (arabica, henna, aloes), z którymi polubiłam się na tyle, że dziś opowiem Wam o dwóch, które najlepiej się u mnie sprawdziły.

Mowa będzie o szamponie i uzupełniającej go masce z linii aloesowej, do włosów cienkich bez objętości ze skłonnością do wypadania. Na pewno część z Was wie, że co jakiś czas zmuszona jestem brać silne leki na stawy, które w znacznej mierze osłabiają moje włosy i powodują ich nadmierne wypadanie. Nic więc dziwnego, że wszelkimi sposobami staram się jak najbardziej wzmacniać swoją czuprynkę i dbać o to, aby jej objętość była jak największa. Czasem zmieniam produkty do włosów, w celu poszukiwań jak najlepszych dla siebie rozwiązań i dzięki temu postanowiłam sięgnąć po kosmetyki Pilomaxu, które są polecane nawet dla osób po przebytej chemioterapii i z których inne wersje, których używałam wcześniej, bardzo fajnie się u mnie spisywały.



Na stronie producenta jak również etykiecie szamponu możemy przeczytać, że zawiera on w swoim składzie kolagen morski, kasztanowiec oraz pokrzywę, natomiast nie zawiera parabenów, silikonów i SLS, a także, że jest bezpieczny dla wrażliwej skóry głowy. SLS owszem nie ma, ale w składzie doszukałam się za to SLES, czyli bardzo podobnego środka myjącego i spieniającego używanego w większości tego typu produktów. Mnie na szczęście żadna z tych substancji nie uczula, ale mimo wszystko szkoda, że SLES jednak znalazło się w składzie.

Skład:
"Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, PEG-150 Distearate, Propylene Glycol, Panthenol, Aesculus Hippocastanum Extract, Urtica Dioica Extract, Hydroxypropyl, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Soluble Collagen, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, PEG-90M, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Aminomethyl Propanol, Lactic Acid."

Konsystencja jest średnio gęsta, mocno lejąca i wystarcza jej stosunkowo niewiele, by porządnie umyć średniej długości włosy. Zapach jest przyjemny, ale ciężko go do czegokolwiek porównać, mnie w każdym razie kojarzy się ze świeżością i czystością.



Szampon bardzo ładnie oczyszcza moją skórę głowy i nie pozostawia na niej nieprzyjemnego uczucia "niedomycia", jak to czasem zdarza się w innych tego typu nawilżających kosmetykach. Po dwóch umyciach, włosy są bardzo dobrze przygotowane na przyjęcie maski.

Maska Wax Aloes to dość gęsty kosmetyk, który przepięknie, unisexowo pachnie, więc oprócz Pań, śmiało mogą korzystać z niej także Panowie. Zapach jest podobnie jak w przypadku szamponu świeży, do tego lekko aloesowy (jak nazwa wskazuje) i szalenie przyjemny. Szkoda, że nie utrzymuje się długo na włosach :(.



Jeśli chodzi o składniki wzmacniające zawarte w masce, to tutaj wymienione zostały aloes i henna, natomiast zgodnie z informacją od producenta brak jest parabenów, silikonów, MIT i SLS.

Skład:
"Aqua, Stearyl, Alcohol, Glycerin, Cetyl Alcohol, Ceatryl Alcohol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Lawsonia Inermis Extract, Ceteareth-20, Cetrimonium Chloride, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, DMDM Hydantoin, Diethyl Phthalate, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Disodium EDTA, Hexyl Cinnamal, Limonene, CI 42090, CI 19140."

Maskę każdorazowo trzymałam na włosach ok 10-15 minut, po czym spłukiwałam. Po jej użyciu i wysuszeniu włosy stawały się miękkie, lejące i przyjemnie gładkie. Wymodelowane na okrągłej szczotce faktycznie w znacznym stopniu zyskiwały na objętości, która utrzymywała się przez 1-2 dni. Jak dotąd mało który kosmetyk do włosów faktycznie sprawiał, że moje kłaki wyglądały, jakby ich było znacznie więcej, niż w rzeczywistości. Jeśli chodzi o mniejsze wypadanie, to tutaj niestety nie odnotowałam różnicy, choć zdaję sobie sprawę, że moje leki mają na tyle długofalowe działanie, że poprawa może nastąpić nawet po kilku miesiącach od zaprzestania ich brania. Co jeszcze istotne, podczas stosowania obu tych produktów, nie odczułam żadnych negatywnych skutków. Nie było żadnego swędzenia, pieczenia, czy podrażnienia skóry głowy, także to na plus.

Ze swojej strony spokojnie mogę polecić Wam produkty marki Pilomax, gdyż po dogłębnych testach kilku z nich, wymienionych na początku postu, śmiało jestem w stanie stwierdzić, że są to bardzo dobre i bezpieczne produkty do stosowania przez każdego, do tego w niezłej - jak na kosmetyki apteczne - cenie, gdyż cena szamponu wynosi ok. 20 zł za 200 ml, natomiast maski 22 zł za 240 ml lub 32 zł za 480 ml. Ja jestem na tyle zadowolona, że kolejnym razem, po wykończeniu zapasów, zdecyduję się sięgnąć po głęboko oczyszczający Wax Pure, gdyż jestem ciekawa jego działania.

Przyjemnego tygodnia Wam życzę Kochani! :*

poniedziałek, 8 maja 2017

100% naturalny olejek arganowy i marakuja do włosów, ciała i twarzy Marion + maseczki do twarzy Marion i Maurisse (długi post)

Cześć! Po 30-tce skóra twarzy i ciała zaczyna robić się coraz bardziej wymagająca, dlatego też choć do zmiany kodu na 3 z przodu zostały mi jeszcze 2 miesiące, od pewnego czasu coraz baczniej przykładam uwagę do pielęgnacji swojej cery, okolic oczu i ciała, aby jak najdłużej móc cieszyć się zdrową, promienistą skórą bez niedoskonałości i zmarszczek.

Z tego też tytułu ucieszyłam się, kiedy marki Marion i Maurisse umożliwiły mi zapoznanie się ze swoimi najnowszymi produktami do pielęgnacji cery (choć nie tylko), z których myślę, że kilka na stałe zagości w moim rytuale dbania o jak najdłuższe zachowanie młodości.

Oczywiście za odpakowywanie paczek pierwsza zabrała się Misia :D.





To, co najbardziej zaciekawiło mnie na wstępie, to 2 całkowicie naturalne olejki o szerokim zastosowaniu.




Ci z Was, którzy podczytują mnie regularnie na pewno wiedzą, że za olejkami nie przepadam, gdyż tak samo jak ja, nie lubi ich również moja skóra, która najczęściej reaguje wysypem na wszelkie próby przełamania się. Tutaj jednak mamy możliwość użycia wspomnianych olejków nie tylko na twarz, czy inne partie ciała, ale również włosy i dokładnie z takim przeznaczeniem postanowiłam je wypróbować. Co ważne! Oba produkty są całkowicie eko i składają się wyłącznie z 2 składników, przez co mamy gwarancję, że nie ładujemy na siebie kolejnej chemii.

Jeśli chodzi o moje włosy, to choć poza wypadaniem zazwyczaj nie mam z nimi większego problemu, często bywają przesuszone, gdyż namiętnie od ok. 15 lat używam prostownicy oraz standardowo od dziecka - suszarki, przez co ich intensywne nawilżenie oraz wzmocnienie jest jedną z ważniejszych podstaw mojej pielęgnacji. Olejki zawarte w produktach do włosów lub jak w tym przypadku, czyste olejki nałożone na końcówki lub od połowy włosów, bardzo dobrze służą mojej czuprynie która jest bardziej nabłyszczona, wygląda na zdrową, a końcówki wolniej się rozdwajają.




Produkty te idealnie sprawdzają się także do masażu ciała lub na silnie przesuszone partie skóry, co w drugim przypadku miał okazję wypróbować mój Tata na swoich mocno spierzchniętych dłoniach, dodając odrobinę jednego z olejków do swojego kremu do rąk. Wg. mnie są to kosmetyki bardzo wszechstronne, dlatego też nawet jeśli nie przepadacie zbytnio za olejkami i macie do nich dystans podobnie jak ma to miejsce w moim przypadku, jestem pewna, że te polubicie, gdyż możliwość ich zastosowań jest imponująca, dlatego też uważam, że warto, aby znalazły się w każdej kosmetyczce, a już na pewno przy skórze suchej lub bardzo suchej, dla której mogą się okazać niemałym wybawieniem.

Przechodząc do propozycji przeznaczonych już typowo do pielęgnacji twarzy, owocowo-warzywne maseczki marki Marion zwróciły moją uwagę przykuwającymi wzrok opakowaniami, a także po otworzeniu pierwszego z nich - zapachem. Bo tak jak osobiście nie preferuje masek, które docelowo zostawia się do wchłonięcia, usuwając jedynie ich nadmiar nasączonym wacikiem, tak w tym przypadku bajeczny aromat każdej z nich i całkiem niezłe działanie w pełni zrekompensowały mi to moje małe "widzimisię".



Opakowania wyglądają bardzo soczyście i zachęcająco. Konsystencja każdej z masek to gęsty, biały krem, który zostawiamy na twarzy do wchłonięcia, ok. 15-20 minut. Moją zdecydowaną ulubienicą została maska Mango (2), która już samym swoim słodko-owocowym zapachem wprowadziła mnie w pozytywny nastrój. Działanie każdej z nich też jest w porządku, gdyż maski wchłaniają się super, a po użyciu moja twarz czuje się jak po wypiciu solidnej porcji wody. Jest intensywnie nawilżona, wygładzona i przyjemna w dotyku. Fajnie, że mamy tu maski przeznaczone do wszystkich rodzajów cer, jak tłuste, mieszane (1), dojrzałe, podrażnione (2), naczynkowe, zmęczone (3) oraz suche i odwodnione (4), przez co każdy znajdzie kosmetyk odpowiedni do swoich potrzeb.



Z kolejnymi dwiema maskami niestety już się nie polubiłam. Być może moje podejście do nich byłoby zgoła inne, gdyby nie fakt, że moja skóra źle na nie zareagowała. Szkoda, że akurat trafiło na maski w płachcie :(. Zaczęłam od zabiegu mezoterapii (2), który polegał na tym, że najpierw należało rozprowadzić maseczkę znajdującą się w dolnej części opakowania, pozostawiając ją do wchłonięcia ok 10-15 minut, a następnie zastosować Koktajl Odmładzający, czyli po prostu nałożyć na twarz bawełnianą tkaninę nasączoną dobroczynnymi składnikami. I tak jak podczas trzymania na twarzy pierwszej maseczki czułam tylko drobne pieczenie, tak po nałożeniu tkaniny po dosłownie 2 minutach moja cera zaczęła reagować silnym szczypaniem, przez co natychmiast zdjęłam płachtę, a twarz umyłam wodą. Po umyciu uczucie pieczenia minęło, a na twarzy na szczęście nie odnotowałam żadnych negatywnych skutków, dlatego po mniej więcej tygodniu postanowiłam zrobić kolejną próbę i wypróbować drugą z masek, której choć kolejność działania odwrotna, to jednak reakcja mojej skóry była dokładnie taka sama. Widocznie w składzie obu znajduje się jakiś czynnik na który moja cera źle reaguje, dlatego odradzałabym je osobom o wrażliwej lub alergicznej cerze. Co do działania, z wiadomych przyczyn nie jestem w stanie się wypowiedzieć.



I na koniec moja wisienka na torcie, czyli dwie maski, które swoim działaniem spowodowały szybsze bicie mojej pikawy. Obie składają się z dwóch części, które kładziemy na dwie różne partie twarzy, dokładnie tak, jak to widać na obrazku. Maski z dodatkiem węgla uwielbiam, więc nie trudno zgadnąć, którą polubiłam bardziej (1). Obie przyjemnie pachną, świetnie się rozprowadzają, bezproblemowo zmywają i co ważne - minimalne efekty widać już od pierwszego użycia, choć ja zawsze lubię sobie podzielić daną maseczkę na 2-3 porcje, aby na dłużej mi starczyła. W przypadku obu z nich, zaraz po użyciu wyczuwalne jest znaczne wygładzenie cery oraz przyjemne nawilżenie. Zdecydowanie polecam!



Dajcie mi proszę znać, czy miałyście może okazję stosować już któryś z przedstawionych kosmetyków, a jeśli tak, to który i jakie było Wasze wrażenie na jego temat. Życzę Wam przyjemnego początku tygodnia :).

sobota, 8 kwietnia 2017

Aqua Pi Cosmetics - szampon normalizujący i zapobiegający wypadaniu włosów

Witajcie! W ostatnich dniach dość mocno zaniedbuję bloga. Tak, wiem, mea culpa, ale wynika to głównie z natłoku innych zajęć i życia offline, które bywa znacznie ciekawsze, niż zapełnianie wolnego czasu w sieci, stąd też mnie tu mało, ale niebawem postaram się to nadrobić.

Niedawno miałam okazję zapoznać się z całkowitą dla mnie nowością na rynku, czyli kosmetykami marki Aqua Pi Cosmetics, które charakteryzują się obecnością tajemniczej Aqua Magica Pura w składzie swoich produktów. Cóż to jest? Aqua Magica Pura to woda naładowana słabymi polami elektromagnetycznymi – przełomowe odkrycie włoskich naukowców, która w postaci żelu otrzymała we Włoszech Cartificato Ministero della Salute (certyfikat Ministerstwa Zdrowia) potwierdzający jej dobroczynny wpływ na skórę, m.in.: łagodzenie podrażnień i zmniejszenie zaczerwienienia, przyspieszenie gojenia stanów zapalnych oraz poprawę kolorytu skóry.

Do testów otrzymałam 3 produkty - pełnowymiarowy szampon normalizujący i zapobiegający wypadaniu włosów, mający na celu zwiększenie ich objętości (350 ml), o którym będzie dzisiaj mowa oraz dwie miniatury po 70 ml - płyn multifunkcyjny do skóry wrażliwej, suchej, delikatnej i naczynkowej, a także wodę micelarną. W paczce znalazło się również kilka próbek kremu pod oczy i kremu do twarzy na dzień/na noc.




Szampon znajduje się w dużej, plastikowej butli z wygodnym dozownikiem, który otwieramy i zamykamy po naciśnięciu. Szata graficzna jest ok, minimalistyczna, estetyczna, nie ma się do czego przyczepić. Jednak mam ogromne zastrzeżenie co do braku daty ważności lub przynajmniej daty produkcji kosmetyków na opakowaniu, gdyż poza znakiem w postaci otwartego wieczka informującego, że mój szampon jest ważny 12 miesięcy po otwarciu i numerem partii, nie ma nic. Koniecznie należałoby to poprawić, gdyż chyba każdy konsument chciałby mieć pewność, że wydając swoje pieniądze, na 100% używa w pełni przydatnego, nieprzeterminowanego produktu.



Obietnice producenta:
"Szampon stworzony do codziennego mycia i pielęgnacji włosów przetłuszczających się.
Działanie:
* Zmniejsza przetłuszczanie włosów
Nadaje włosom objętość
* Wzmacnia i zapobiega wypadaniu
Ważne informacje: 0%
Silikonów
* Olejów mineralnych
* Parabenów
* Alkoholu
* Sztucznych barwników
* Kompozycja zapachowa pozbawiona alergenów
* Dzięki formule z naturalnym pH skóry szampon można stosować codziennie
Poprzez działanie aktywnych ekstraktów roślinnych szampon efektywnie oczyszcza włosy i skórę głowy z zanieczyszczeń, pozostałości kosmetyków i nadmiaru sebum, pomaga normalizować pracę gruczołów łojowych i zmniejszyć przetłuszczanie włosów, nadaje włosom objętość oraz sprawia, że zdecydowanie dłużej pozostają świeże.
Receptura szamponu zawiera niezwykle skuteczny w walce z przetłuszczaniem włosów herbal vinegar powstały na bazie aromatycznych roślin leczniczych: rozmarynu, szałwii, tymianku i lawendy. Każda z tych roślin wykazuje działanie ukierunkowane na złagodzenie podrażnień skóry głowy, których podłożem jest łojotok i łupież, zmniejszenie przetłuszczania się włosów, pobudzenie wzrostu, jak również ogólną poprawę ich kondycji oraz wyglądu."

Szampon posiada gęstą konsystencję, która z pewnością będzie bardzo wydajna, gdyż niewiele produktu trzeba, by przy udziale wody porządnie rozprowadzić go na włosach.



Zapach jest delikatny, ziołowy, osobiście wyczuwam w nim drożdże, choć nie ma o nich wspomniane w składzie. Generalnie średnio przyjemny, ale może być. Po użyciu, każdorazowo odczuwam wrażenie, jakby szampon zostawiał na moich włosach jakąś lekką warstewkę, która sprawia, że stają się puszyste, sypkie i ułożone. Nie powoduje ona jednak szybszego przetłuszczania włosów. Po wysuszeniu i wyprostowaniu, moje kłaki są ładnie odbite od nasady, przyjemnie miękkie i wyraźnie świeże. Rezultat taki utrzymuje się standardowo do max. 2 dni. Jeśli chodzi o zapobieganie wypadania, to niestety nie zauważyłam tutaj żadnych efektów, ponieważ włosy podczas mycia i czesania wypadają mi w mniej więcej takiej samej ilości jak zwykle. Szampon nie uczulił mnie, nie podrażnił, ani nie spowodował występowania łupieżu, czy uwrażliwienia skóry głowy.




Skład: Aqua, Sodium laureth-2 Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Aqua (and) Sodium Lauroyl Sarcosinate, PEG-7 GlycerylCocoate, Di-PPG-2 Myreth-10 Adipate, PEG-150 Pentaerythrityl Tetrastearate (and) Aqua (and) PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Parfum, Acetum (and) Glycerin (and) Lavandula Angustifolia Flower Extract (and) Rosmarinus Officinalis Leaf Extract (and) Salvia Officinalis Leaf Extract (and) Thymus Vulgaris Flower/Leaf Extract, Polyquaternium 7, Glycerin, Benzyl Alcohol (and) Aqua (Water) (and) Sodium Benzoate (and) Potassium Sorbate, Aqua (and) Silk Amino Acids (and) Imidazolidinyl Urea (and) Sodium Benzoate, Disodium EDTA, Lactic Acid Triethanoloamine.

Cena produktu to 39,90 zł za 350 ml do dostania w sklepie firmowym producenta.

Miałyście już do czynienia z kosmetykami Aqua Pi Cosmetics? Przyjemnego weekendu Wam życzę! :*

czwartek, 30 czerwca 2016

L"Oreal Kerastase Nectar Termique - nektar termiczny do suchych włosów

Witajcie! Uff... pogoda znowu nie daje człowiekowi żyć. Po paru dniach przerwy, upały wróciły, dlatego w takim skwarze, jaki aktualnie mamy za oknem (choć często i w domu lub pracy również), powinniśmy maksymalnie doceniać zalety, jakie daje nam regularne nawadnianie organizmu. Ale co z włosami? Przez ciągłe wystawianie ich na promieniowanie słoneczne, one również bardzo dotkliwie odczuwają panującą temperaturę, stając się z czasem suche, łamliwe i podatne na uszkodzenia. Do tego jeśli tak jak ja używacie jeszcze suszarki i prostownicy, łatwo przewidzieć, że takie postępowanie nie może zakończyć się z korzyścią dla naszej czupryny.

Tutaj z rozwiązaniem przychodzi do nas marka L'Oreal i produkt, który może okazać się wybawieniem dla naszych włosów.



Zaczerpnięte ze strony www.wizaz.pl:
"Nektar termiczny został stworzony by chronić włosy suche przed szkodliwym działaniem narzędzi do stylizacji. To drugi po Cemencie Termicznym produkt z serii termo-aktywnych, tym razem przeznaczony do pielęgnacji włosów suchych. Nektar termiczny pod wpływem ciepła uwalnia składniki aktywne chroniące włókno włosa przed uszkodzeniami. Po raz pierwszy w formule produktu Kérastase zawarto unikatowy ekstrakt z mleczka pszczelego, zwanego również "królewską galaretką", którego bogactwo w węglowodany, proteiny i lipidy stanowi prawdziwy zastrzyk odżywczy dla włosów suchych. Do wyjątkowej technologii Nektaru Termicznego dodano także Ksylozę, która zapobiega wysuszaniu się włosów oraz Gluco-Sleek, składnik ułatwiający układanie i pracę szczotki. Doskonale dobrane nuty zapachowe Nektaru Termicznego: kwiatowe, drzewne i miodowe, rozchodzą się delikatnie podczas suszenia, nadając włosom lekki i słodki zapach."

Konsystencja produktu została doskonale wyważona, nie jest za leista, ale też nie za gęsta, dzięki czemu perfekcyjnie rozprowadza się na włosach. Ja zazwyczaj robię to w ten sposób, że najpierw wyciskam niewielką ilość kosmetyku na dłonie rozcierając go w nich, a następnie wgniatam we włosy omijając ich nasadę, dzięki czemu unikam nadmiernego obciążenia. Na jednorazowe użycie potrzebuję dwukrotność porcji widocznej poniżej na zdjęciu, co przy 150 ml tubie zapewnia super wydajność (używam już ponad pół roku i nie zużyłam nawet połowy)!



Po użyciu nektaru, to co można zauważyć od razu to fakt, że włosy są przede wszystkim pięknie nawilżone, zmiękczone, wygładzone, błyszczące i o wiele bardziej podatne na układanie. Cudowna sprawa, że oprócz tylu pielęgnacyjnych właściwości, mamy również zapewnioną ochronę termiczną, której jednak nie mogę w 100% potwierdzić, bo jak już kilkukrotnie wspominałam na łamach tego bloga, moje włosy jak na ok. 15 lat prostowania i tak są w dobrej kondycji, a że na chwilę obecną produktów termoochronnych mam dość sporo i często korzystam z nich na zmianę, ciężko mi tym samym stwierdzić, który z nich na ten moment spisuje się najlepiej, jednak chcę wierzyć, że za tyle kasy ile wydałam na ten kosmetyk, termoochrona również jest na wysokim poziomie :).

Z plusów jakie dostrzegłam po dłuższym, kilkumiesięcznym stosowaniu, mogę na pewno wymienić ten, że końcówki włosów zaczęły znacznie mniej się rozdwajać, dlatego też ich podcinanie, które wcześniej wykonywałam średnio raz na 3 miesiące, teraz spokojnie mogę przeciągnąć do 5 miesięcy. Ponad to włosy stały się znacznie bardziej sypkie i o wiele ładniej wyglądają, niż kiedy nie stosowałam nektaru.

Nie można też nie wspomnieć o przepięknym zapachu, który  jest dość intensywny, ale nie na tyle, by do siebie zniechęcić. Uwielbiam go!

Jeśli chodzi o skład, to tutaj jak zawsze nie będę się wymądrzać i jego rozszyfrowanie pozostawiam osobom, które się na tym znają, ale z tego co zauważyłam, większość dobroczynnych składników jest na końcu, jednak nie przeszkadza mi to, skoro mimo wszystko kosmetyk ten działa i sprawdza się u mnie świetnie!



Niestety cena, jak wspomniałam - jest dość wysoka. Stacjonarnie, w sklepie fryzjerskim Jean Louis David płaciłam bodajże 120 lub 130 zł w promocji ze 145 zł o ile mnie pamięć nie zawodzi. Czy warto wydać tyle kasy? Hmm... chociaż nektar spełnia swoją funkcję, jest mega wydajny, bosko pachnie i bardzo dobrze się u mnie sprawdza, to najpewniej kiedy go wykończę, postaram się znaleźć jakąś tańszą alternatywę ;).



Używacie produktów nawilżających i termoochronnych do Waszych włosów? Które z nich uważacie za najlepsze? Dajcie mi koniecznie znać i nie zapomnijcie o oglądaniu dzisiejszego meczu z Portugalią oraz wspieraniu naszych zawodników! :D Buziaki! :*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...