Dzisiaj chciałam Wam przedstawić produkt, który rozwiał moje wszelkie wątpliwości co do porównań kremów BB azjatyckich z nie-azjatyckimi. Jak wiecie z moich poprzednich postów, miałam uprzednio styczność zarówno z BB od Garniera, jak i od Eveline. Jak na tym tle wypadł Peach Sake Pore? O tym nieco dalej...
Nie będzie to typowa recenzja, tylko bardziej moje przemyślenia na jego temat. Otóż moje Drogie Peach Sake Pore wywarł na mnie OGROMNE wrażenie, rzecz jasna pozytywne już od pierwszego użycia. W porównaniu z Garnierem i Eveline na prawdę tonuje i zarazem kryje wszelkie niedoskonałości bardzo dobrze, a przy tym ma zbawienny wpływ na naszą cerę. Jest przy tym wszystkim lekki i bardzo łatwo się wchłania oraz ma przepiękny, delikatny, brzoskwiniowy zapach mmm...
Przy jego używaniu nie ma mowy o jakichkolwiek plamach, smugach itp. Krem ogóle NIE ODZNACZA SIĘ od naszego kolorytu cery, o ile prawidłowo dobierzemy odcień, bo trzeba pamiętać, że Bee Bee azjatyckie są kierowane przede wszystkim do bladziochów, ze względu na kult jasnej karnacji w tamtych rejonach. Pomimo, że zamówiłam sobie odcień 2, aktualnie nawet dla mnie, jako
bladolicej jednak o ciepłym odcieniu skóry jest minimalnie za jasny.
Peach Sake Pore jest przeznaczony dla cery od mieszanej w stronę tłustej (osobiście polecałabym bardziej do tłustej, ponieważ mieszaną może lekko wysuszać tak, jak to było u mnie), reguluje wydzielanie sebum i ma na celu zmniejszać widoczność porów. Poza tym posiada SPF 20, więc jest bezpieczny dla naszej buźki nawet podczas upałów.
Porównując nasze europejskie BiBiki, do mojego koreańczyka zauważyłam jeszcze jedną prawidłowość - Peach Sake Pore nie zapycha, nie powoduje świecenia i nie ściera się z twarzy sprawiając, że cały dzień wygląda ona na świeżą i zadbaną, więc czego chcieć więcej?
Cena - ok 45 zł za 30 ml na allegro i e-bay.
POLECAM WAM Z CAŁEGO SERCA TEN KOSMETYK! :)
Ps. Dostałam pierwszą złotą gwiazdkę od portalu Uroda i Zdrowie! HURRA! :D http://urodaizdrowie.pl/certyfikaty-dla-blogerek
musi być fantastyczny :) gratuluję gwiazdki ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana :*
Usuńja obecnie zaopatrzyłam sie w BB krem również z korei ale to z czasem sie pojawi na blogu u mnie :):) cos nie co o nim :)
OdpowiedzUsuńgratulacvje sukcesów kochana :)
OdpowiedzUsuńDzięki Słoneczko :*
UsuńWydaje się naprawdę ciekawy. I ma przyjemny kolor, przynajmniej nie wpada w róż.
OdpowiedzUsuńłał, super wygląda na ręce, ciekawe jak na twarzy :) chciałam go kupić już jakiś czas temu i chyba mnie przekonałaś :)
OdpowiedzUsuńmnie jakos tego typu kosmetyki nie kusza wole tradycyjne podklady, ale niech ci sie dobrze nosi kochana~:)
OdpowiedzUsuńOn ma krycie niemal tak dobre, jak podkład :) Dziękuję!
UsuńNie miałam jeszcze żadnego kremu BB - ani azjatyckiego, ani polskiego odpowiednika ale ten wygląda kusząco ( no i jest do cery tłustej, czyli coś w sam raz dla mnie). Może kiedyś zainwestuje w niego te 45 zł:))
OdpowiedzUsuńciekawe ma opakowanie :)
OdpowiedzUsuńMusze w koncu wyprobowac prawdziwego BB, takie co wlasnie kryje i sie nie odznacza
OdpowiedzUsuńszkoda że nie pokazałaś jak wygląda na Twojej buzi
OdpowiedzUsuńJestem przeziębiona i póki co moja twarz nie nadaje się do pokazywania światu :P
UsuńChetnie zobaczę, jak wygląda na buzi :) Zamierzam go kupić razem z pudrem matujący z tej samej serii.
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt. Gratuluję ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :*
UsuńTe wszystkie niby kremy BB powinny się nazywać BLEE BLEE, zaczynając od Garniera a kończąc na Eveline...
OdpowiedzUsuńAzjatyckie kosmetyki tego typu przede wszystkim wyróżniają się składem, u Garniera alkohol!!!i to na samym początku w składzie...o zgrozo...
Ja bardzo lubię BB Skinfooda, wysoko stoją też u mnie BB Mizon, Ginvera. Ostatnio używam Mizon Hannavi i sprawdza się idealnie
buźka
Mnie jeszcze korciła Misha i wersja grzybkowa Skin Food'a, jak skończy mi się brzowskiwnka kupię sobie inny któryś z tych dwóch, bo uwieeelbiam tesotwać tego typu produkty :D
UsuńTeż lubiłam tego gagatka, ale wśród sporej kolekcji moich BB kremów nie był 100-procentowym faworytem, więc poszedł dalej w świat (konkretnie do Panny Joanny :)). Podobał mi się jego żółtawy odcień, a przede wszystkim uwiódł mnie zapachem ;). Aktualnie moim faworytem jest BeBik ze Skinfood z serii Good Afternoon wersja Peach Green Tea - daje fajny, naturalny mat i również cudnie pachnie :).
UsuńJak będziesz miała jeszcze jakiś na zbyciu to zapraszam do mnie na wymiankę :)
UsuńJuż samo opakowanie jest świetne!
OdpowiedzUsuńte wszystkie kremy bb nie są dla mnie.
OdpowiedzUsuńOjjj...Aż 40 blogerek?No,to ładnie tam nabroicie:P
OdpowiedzUsuńFantastycznej zabawy:)Czekam na relacje:)
no Kochana, to mnie zachęciłaś :) na razie podkładów mam pełno i trzeba je w końcu zużyć, ale może na zimę go sobie sprawię :)
OdpowiedzUsuńNa zimę za lekki, polecałabym coś cięższego by lepiej chroniło cerę :)
Usuńinteresujący produkt, szkoda tylko że nie dla mnie.. mam suchą cerę..
OdpowiedzUsuńWidzę że bardzo ładnie się rozkłada i komponuje z skórą
OdpowiedzUsuń