Cześć! Po niedawnej przygodzie z poprzednim szamponem, czyli Goodbye Damage, z którym nie do końca się polubiliśmy, gdyż lubił przetłuszczać moje włosy, postanowiłam dać szansę jego następcy, który z kolei ma za główne zadanie chronić włosy farbowane. Garnier po raz kolejny wprowadziło nowość na rynek, więc nie mogłam się oprzeć i postanowiłam ją wypróbować. Jako, że jestem po niedawnym farbowaniu, mogę śmiało wypowiedzieć się, jak spisywał się przez cały okres używania, od momentu kiedy go dorwałam w swoje łapki, aż po dziś dzień.
Kosmetyki do włosów Garnier Fructis wizualnie są dość charakterystyczne, nie trzeba ich nikomu przedstawiać. Kolorowa, w zależności od wersji, plastikowa butelka, mieszcząca w sobie 250 ml kosmetyku, na której zostały podane wszelkie informacje od producenta. Z pewnością wyróżnia się na sklepowych półkach pod względem szaty graficznej i ciężko ją przeoczyć z uwagi na rzucające się w oko kolory.
Konsystencja szamponu jest mocno gęsta, nie przeciekająca przez palce, więc wystarczy nałożyć na prawdę niewielką ilość na dłoń, rozcieńczyć z wodą i możemy śmiało przystępować do oczyszczania naszej główki ;). Wysoka gęstość szamponu wpływa oczywiście również na jego wydajność, która jest bardzo dobra, gdyż używając go przez ok 3 tygodnie, myjąc głowę średnio co 2 dni, ledwo co ubyło go z butelki, tak że tutaj przyznaję mu duży plus.
Jeśli chodzi o samo działanie to myślę, że zdecydowanie spełnia tu swoje podstawowe zadanie, czyli przede wszystkim w całkiem niezłym stopniu chroni włosy farbowane. Moją czuprynkę farbuję na kolor czarny, by podbić naturalną barwę swoich włosów, więc woda podczas pierwszych kilku myć, zwłaszcza na krótko po farbowaniu jest fioletowo-granatowa. Podczas stosowania Garnier Fructis Color Resist, owszem, woda również była ciemna, ale nie aż tak ekstremalnie, jak w przypadku kiedy używałam innych szamponów, nie chroniących koloru.
To, co mnie szczerze urzekło w Color Resist to fakt, że włosy po jego użyciu były niezwykle miękkie i wydawało się, że jest ich znacznie więcej, niż w rzeczywistości. W zasadzie czułam, że nie muszę nawet używać odżywki, gdyż miałam wrażenie, że sam szampon dostarcza im wszystkiego co potrzebne, by mocno błyszczały i wyglądały na maksymalnie odżywione. Włosy po jego użyciu były sypkie, nie plątały się, nie puszyły i przestawały elektryzować (moja zmora przez pierwsze 2-3 mycia po farbowaniu). Były idealnie wygładzone i pięknie pachniały "fructisowym" aromatem.
Niestety, jak to bywa w przypadku tej akurat serii (i moich włosów jednocześnie), tak do końca różowo nie jest, boooo... podobnie, jak Goodbye Damage, jego młodszy brat również po czasie obciążył i tym samym spowodował szybsze przetłuszczanie się moich włosów (zapewne znowu za sprawą silikonów w składzie, o ile takowe w ogóle są, bo ja się jak wiecie na składach nie znam, jednak moje łepetyna silikonów nie toleruje, stąd takie, a nie inne przypuszczenie) :( Na szczęście nastąpiło to dopiero po ponad 2 tygodniach regularnego używania, niemniej mimo wszystko czuję się nieco zawiedziona, ponieważ ponownie musiałam sięgnąć po inny szampon, który był zmuszony zdecydowanie zadziałać na moje włosy sprawiając, że znowu staną się puszyste i odklejone do skalpu. Wrrr... dlaczego mi to znowu zrobiłeś, ja się pytam? :(
Gdyby nie ten mało przyjemny fakt, z całą pewnością uznałabym ten szampon za jeden z ulubieńców, gdyż po jego użyciu kolor rzeczywiście jest zachowany na dłużej i nie wypłukuje się aż tak szybko, dodatkowo włosy wyglądają na zdrowe, pięknie błyszczą i świeżo, owocowo pachną. Wydajność i cena także jest zaletą, dlatego jeśli Wasze włosy są farbowane i nie odbija im tak jak moim, to w 100% mogę Wam ten szampon polecić, mając nadzieję, że spełni Wasze oczekiwania.
Na koniec zgodnie z tradycją wrzucam skład (uświadomcie mnie, czy w końcu są tam silikony, czy nie) :
Pozdrawiam Was mocno :*
Kochana,mimo wszystko skusiłaś mnie!
OdpowiedzUsuńHehe, miło mi :D Mam nadzieję, że się u Ciebie sprawdzi :P
Usuńwszystko fajnie, gdyby nie to przetłuszczanie się :(
OdpowiedzUsuńA no niestety :(
UsuńJa mam wersję chyba nawilżającą, ale niestety też przyspiesza przetłuszczanie włosów i przez niego pojawił się łupież ;/
OdpowiedzUsuńU mnie chociaż łupieżu brak ;)
Usuńoklapnięte włosy to jest to czego nie cierpię;/
OdpowiedzUsuńJa niestety też ;/
Usuńojj to raczej nie dla mnie szampon w takim razie :(
OdpowiedzUsuńNikt nie lubi mieć "garnuszka" na głowie :P
UsuńLubię te szampony za zapach, ale faktycznie nieco obciążają włosy.
OdpowiedzUsuńTo ich największa wada niestety ;/
UsuńChyba się nie skuszę
OdpowiedzUsuńJak masz włosy podatne na obciążanie i nie chcesz łączyć z innym szamponem, to faktycznie nie ma co :(
UsuńZupełnie przez przypadek znalazłam Twojego bloga. Urzekł mnie w nim pełen obiektywizm, dogłębna i wyczerpująca analiza produktów. Dlatego stwierdziłam, że zacznę go obserwować. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. I zapomnisz o przeszłości. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNapisałam Ci maila, również pozdrawiam.
UsuńNie lubię jakoś tej firmy, parę razy się na nich zawiodłam i stracili we mnie klientkę:)
OdpowiedzUsuńJa silikonów w składzie nie widzę chyba, ale też się nie znam:)
Na mnie jakoś Fructisy działają idealnie, ale tylko przez kilka myć, a później muszę używać na zmianę z innym szamponem :P
Usuńmnie też wszystkie fructisy obciążają niestety ;) i po niektórych mi włosy lecą - więc dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńUuuu wypadanie to już zło :( Nie zazdroszczę ;/
UsuńUżywałam fructisów może kilka razy w życiu, nie przypadły mi do gustu. Jak dla mnie marka ta jest za mało profesjonalna.
OdpowiedzUsuńWiększość profesjonalnych kosmetyków do włosów można dostać albo w hurtowniach fryzjerskich, albo sklepach marek selektywnych. Mnie też jak widać Fructisy nie podchodzą, dlatego chyba daruję sobie kolejne podejścia do innych szamponów z tej linii...
Usuń