Cześć! Jak Wam minęły wczorajsze Walentynki? Mnie całkiem sympatycznie i pewnie nikogo nie zdziwi fakt, że wybrałam się - jak zapewne większość naszego społeczeństwa - do kina, na seans pt."50 Twarzy Greya". Generalnie film mi się podobał, aktorzy zagrali świetnie i tak jak na początku nie byłam przekonana do Dakoty Johnson w roli Anastasii Steele, tak w efekcie końcowym wypadła moim zdaniem bardzo dobrze! Całość została podana w smaczny sposób, nie było wulgarności, czy ostrych scen seksu, więc jeśli interesuje Was ta pozycja, to szczerze zachęcam do jej oglądnięcia.
Tyle tytułem wstępu, jak zwykle nie na temat ;). Przechodząc do właściwego postu, przygotowałam dla Was recenzję mascary wodoodpornej, pierwszej tego typu w mojej małej kolekcji kosmetyków. Wiele razy zdarzyło mi się wspomnieć, że kosmetyków wodoodpornych nie używam, jednak na zakup tej mascary zdecydowałam się w momencie, kiedy zwykłe przestały sobie radzić z temperaturami jakie panują w biurze, w którym pracuję. Zazwyczaj mamy ok 25-27 stopni, więc po 8 godzinach najczęściej wracałam do domu z solidnie rozmazanym tuszem na dolnej powiece, gdyż mam dość głęboko osadzone oczy co powoduje, że przy wyższych temperaturach, tusz po prostu szybciej się w tym miejscu rozmazuje i ma to miejsce bez względu na rodzaj oraz koszt mascary jakiej akurat w danym dniu użyłam.
Po uprzednim zapoznaniu się z ofermami przeróżnych marek, ostatecznie zdecydowałam się zakupić osławioną Lancome Hypnose w wersji waterproof licząc, że kosmetyk z wysokiej półki cenowej lepiej poradzi sobie z moim problemem. Czy tak się stało?
Mascarę otrzymujemy w srebrnym, elegancko wyglądającym, tekturowym opakowaniu, na którym mamy podane informacje od producenta takie, jak marka, nazwa, rodzaj mascary, skład oraz to, że została przetestowana oftamologicznie.
Właściwe opakowanie jest w sumie standardowe, ot nie wyróżniające się niczym szczególnym. Poręcznie leży w dłoni i nie wyślizguje się z niej. Dużą zaletą jest też to, że napisy nie ścierają się, mimo częstego użytkowania i trzymania w kosmetyczce,
Szczoteczka jest z kategorii "normalnych", bez udziwnień, pokryta niesilikonowymi włoskami (silikonowych jakoś nie lubię), o dwóch długościach dla perfekcyjnego rozdzielenia rzęs.
Opis zaczerpnięty z Wizażu:
"Dzięki recepturze SoftSculpt z polimerami, zmiękczającymi woskami i prowitaminą B5 rzęsy mogą być nawet sześciokrotnie grubsze, ale jednocześnie niesklejone. Gładka elastyczna konsystencja tuszu przypominająca fluid oraz unikalna szczoteczka pozwalają na równomierne i stopniowe rozprowadzenie go na powierzchni rzęs. Nawet przy intensywnym makijażu tusz nie będzie się kruszyć, a na rzęsach nie powstaną grudki. Dostępny w trzech kolorach, także w wersji zmywalnej."
Moja wersja kolorystyczna to Noir Hypnotic, czyli po prostu zwykła czerń, żadna ekstremalna, czy głęboka. Tusz bardzo dobrze i dosłownie w paru ruchach rozprowadza się na rzęsach, nie sklejając ich, nie tworząc grudek i nie osypując się podczas aplikacji. Konsystencja jest średnio wodnista, co powoduje, że rzęsy są nie tylko przepięknie rozdzielone, ale i wydłużone oraz odpowiednio pogrubione - dokładnie tak jak lubię i tak jak tego oczekiwałam. Efekt jest mocno widoczny, spektakularny, ale jednocześnie nie za nadto przesadzony. Podczas używania tej mascary nie muszę dodatkowo robić z moimi rzęsami kompletnie nic, czyli zalotka i grzebyk do rozdzielania równie dobrze mogły by pójść do kosza. I teraz najważniejsze, czyli jak mocno jest wytrzymała. Tak, jak przy zwykłych mascarach, podczas wyższej temperatury rozmazywanie było dość mocne i niestety widoczne, tak tutaj po ok 7-8h zauważam prawie niezauważalne smużki, które aby dostrzec, trzeba się mocno przypatrzeć. Jeśli chodzi o zmywanie, to mascary tej nie ruszy totalnie nic, poza płynem dwufazowym i solidną dawką cierpliwości. Jest pod tym względem absolutnie genialna, bo wiem, że przetrzyma chyba wszystko! Ponad to, mimo używania jej już 2 miesiące nie zauważyłam, żeby w miarę upływu czasu wysychała, tudzież traciła na jakości, tak jak pisały o tym niektóre dziewczyny na Wizażu. Nie wiem, może trafiłam na jakiś lepszy egzemplarz, nowszą wersję? Pojęcia nie mam, ale u mnie sprawdza się wyśmienicie!
Na koniec same oceńcie efekt - tutaj po ok 6h od nałożenia:
Poza tym, że na dole rzęsy odrobinę się skleiły, to jednak mascara przetrwała w stanie jakim widać wyżej, bez uprzedniego czyszczenia okolic oka, itp. Jedyny minusik, jaki mogę jej przypisać to to, że podczas noszenia dłuższego, niż 12h zauważyłam, iż czasem zaczynają mnie lekko szczypać oczy, tzn. nie jest to stricte szczypanie, ale uczucie jakby przypominające, że mam ją na oczach i już pomału powinnam zmywać.
Jeśli chodzi o cenę, jej koszt jest dość wysoki, bo ok. 129 zł (lub coś w okolicy, dokładnie nie pamiętam), jednak moim zdaniem za tą cenę zdecydowanie warto ją nabyć, gdyż po prostu spełnia swoje zadanie w 100%. Po jej wykończeniu, skuszę się następnym razem na Shiseido Majolica Majorca i mam nadzieję, że uda mi się go gdzieś dorwać, ponieważ podobno również jest rewelacyjny i mam nadzieję sprawdzi się równie fajnie, jak Hypnose :).
Trzymajcie się i udanej niedzieli!
podoba mi sie efekt ! i wyglad opakowania tez fajny ! :)
OdpowiedzUsuńRównież lubię opakowania Lancome, chociaż u innych marek bywają ładniejsze ;)
UsuńEfekt po 6 godzinach prezentuje się bardzo dobrze, często po takim czasie bywa z maskarą już bardzo źle ;) Dobrze, że jesteś zadowolona ;)
OdpowiedzUsuńTa na prawdę bardzo dobrze się spisuje i choć smużki nieraz robi, to jednak wybaczam jej, bo póki co jest najtrwalszą mascarą na jaką trafiłam :)
UsuńMarzy mi się ten tusz:)
OdpowiedzUsuńMarzenia Kochana trzeba spełniać ;)
UsuńEfekt hipnotyzujący :)
OdpowiedzUsuńPs. Ja na Christiana i Annę wybieram się za 2,5 godzinki jestem mega ciekawa.
Daj znać, jak Ci się podobało :)
UsuńW kilku słowach: Szacun dla aktorów :)
UsuńHehe, kilka scen było dość odważnych :P Ale w porównaniu z niektórymi scenami Płynących Wieżowców to pikuś ;)
UsuńDokładnie. Widok z helikoptera na Seattle bezcenny :D Natomiast jak otworzyły się drzwi do pokoju "przyjemności" i ujrzałam te wszystkie gadżety, to mój instynkt samozachowawczy krzyczał: Uciekaj gdzie pieprz rośnie !
UsuńFaktycznie jeśli chodzi o efekt i trwałość to spisał się super :)
OdpowiedzUsuńBez dwóch zdań! :)
Usuńojej to uczucie szczypania na koniec dnia mnie zniechęca
OdpowiedzUsuńHmm... to nawet nie jest takie stricte szczypanie, ale uczucie jakby rzęsy były już przeciążone, a oczy lekko piekły, kurcze ciężko mi dokładnie określić to uczucie, ale coś mniej więcej takiego jak opisałam :)
Usuńcena zabojcza ;p
OdpowiedzUsuńNiestety tani nie jest :(
Usuńnie ma to jak dobry tusz, który po całym dniu wygląda dobrze !
OdpowiedzUsuńOj tak, zdecydowanie! :)
UsuńJa mialam inna mascare z tej serii, bodajze Hypnose Star i mam bardzo podobna opinie :) Nie osypywala sie, nie rozmazywala, ale jak dla mnie troche za bardzo sklejala rzesy, a ja tego efektu nie lubie. I u mnie tez mimo uplywu czasu nie stracila na jakosci :)
OdpowiedzUsuńStar była mi polecana, ale Pani z Sephory wspominała, że daje bardziej teatralny efekt, niż zwykła Hypnose i chociaż lubię mocno podkreślone rzęsy, to jednak nie skusiłam się na nią :)
UsuńPiękne oko i rzęsy :) jasne ze warto wydać na porządny tusz :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Co do kasy na dobry tusz, to zgadzam się całkowicie :)
UsuńMiałam wersję zwykłą, nie wodoodporną i byłam baaardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Niewodoodporna ma lepsze opinię, niż wodoodporna, jednak swojej wersji nie mam w zasadzie nic do zarzucenia ;)
UsuńJakoś mnie nie kusi.
OdpowiedzUsuńTak bywa ;)
UsuńPięknie wygląda na rzęsiorach! Ja jednak z tuszami Lancome, zresztą z całą ofertą Lancome, jakoś się nie lubię (jak już wiesz ;)). Hypnose kiedyś miałam, co prawda tylko wersję mini, ale koszmarnie wyglądała na moich rzęsach :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem Marti, nie każdy lubi to samo ;) Ja Lancome uwielbiam, bo prawie każdy ich kosmetyk i perfumy trafiają w mój gust :) Szkoda, że u Ciebie ta marka się nie sprawdza :(
UsuńEfekt rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, dzięki ;)
UsuńMiałam w wersji zwykłej i się polubiłysmy :-)
OdpowiedzUsuńTo fajnie, fajnie, na Wizażu wersja niewodoodporna jest znacznie bardziej lubiana, niż ta moja :P
UsuńLubię mascary Lancome. Moje ulubione to Doll eyes, Grandiose i Star.
OdpowiedzUsuńDobry efekt ale to też zasługa Twoich pięknych rzęs :)
Dzięki! :) Też mam chrapkę na inne wersje i inne marki, ale najpierw muszę powykańczać te co już mam i będę polowała dalej ;)
UsuńJa jakieś 2 lata temu miałam tę maskarę i zupełnie się z nią nie polubiłam. Nie podobało mi się to, jak wyglądają rzęsy. Wtedy natrafiłam na Max Factor 2000 Calorie Dramatic Volume i jak dla mnie jest najlepsza:)
OdpowiedzUsuńP.S. U Ciebie ten tusz wygląda o niebo lepiej niż na moich rzęsach:)
Bardzo ją lubię:) fajny efekt
OdpowiedzUsuń