poniedziałek, 28 listopada 2016

Kiko Long Lasting Stick - cień i baza w jednym?

Hej, hej! W zeszłym roku, po pierwszej konferencji Meet Beauty w Warszawie, w której miałam przyjemność brać udział, wraz z towarzyszącymi mi Asią, Kasią i Agnieszką, jeszcze przed powrotem do domu, postanowiłyśmy wybrać się z dziewczynami do Arkadii na małe zakupy. Oczywiście nie mogłyśmy ominąć sklepu Kiko, gdzie zainteresował mnie cień, który - jak to określiła Pani ekspedientka - jest produktem 2w1, mogącym być albo samodzielnym cieniem o przedłużonej trwałości do nałożenia np. na całą powiekę lub pod łuk brwiowy, albo bazą pod cienie. I pomimo, że cieni mam mnóstwo, nie mogłam odmówić sobie przyjemności jego posiadania :).




Kosmetyk ten jak widać na zdjęciu poniżej, jest w formie wykręcanego sztyftu, jednak jego konsystencja jest tak masełkowa, że bez problemu rozprowadza się na powiece bez względu, czy do jego rozblendowania postanowimy użyć palca, czy pędzelka.



Kolor, który wybrałam to numer 28, czyli bardzo dobrze napigmentowany, beżowy, lekko wpadający w różowe (łososiowe) tony cień z milionami złotych, drobno zmielonych drobinek, które w ostatecznym efekcie po roztarciu dają satynowy efekt.

Ogromnie ciężko było mi pokazać całe piękno tego cienia na oku, pomimo że próbowałam kilkanaście razy, dlatego pozwólcie, że pozostanę przy próbach na dłoni, gdzie przynajmniej w części widać jak ładnie wygląda zwłaszcza w słońcu. Podczas noszenia bez bazy, na moich bardzo tłustych powiekach utrzymywał się ok. 5-6 godzin (co jest sporym sukcesem), natomiast na bazie spokojnie wytrzymywał od nałożenia rano, aż po zmycie późnym wieczorem, bez rolowania się, warzenia, czy migracji drobinek w ciągu dnia.





O dziwo, czego się kompletnie nie spodziewałam, świetnie sprawdził się także jako baza, ładnie wyrównując koloryt powieki i podbijając inne cienie. Oczywiście make up oczu nie przetrwał cały dzień nienaruszony, ale na kilka godzin (przy podkreślam raz jeszcze - bardzo przetłuszczających się powiekach), kiedy ktoś nie musi nosić makijażu cały dzień, spisuje się całkiem fajnie.

Znacie może cienie, które bez bazy dają radę utrzymać się na tłustych powiekach? Ja poza Kiko i Color Tattoo na takie nie trafiłam. Miłego dzionka Wam życzę :*.

środa, 23 listopada 2016

Kredka do podkreślania brwi - Golden Rose Longstay Precise Browliner

Hej! Znalezienie dobrej kredki do brwi to nie jest najprostsza sprawa na świecie. Najpierw ciężko jest dobrać odpowiedni kolor (ja akurat nie mam z tym większego problemu, gdyż przy moich naturalnie ciemnych włosach zawsze celuję w najciemniejsze lub prawie najciemniejsze, chłodne odcienie, ale wiem jaki kłopot mają koleżanki, które wybierają głównie między średnimi lub jasnymi brązami - to jest koszmar :/), później pigmentacja często pozostawia wiele do życzenia, już nie wspominając o trudnym blendowaniu i tworzących się nieraz prześwitach.

W zeszłym roku udało mi się znaleźć swój ideał jeśli chodzi o kredki do brwi, o którym pisałam TU. Jakiś czas temu jednak postanowiłam poszukać godnego zamiennika mojego MACowego ulubieńca, ponieważ nie zawsze mam ochotę wydawać 69 zł na kredkę tego typu, zwłaszcza kiedy na oku mam np. ładny ciuszek ;). Tak też było kilka miesięcy temu. Po zapoznaniu się z kilkunastoma opiniami w Internecie mój wybór padł na wysuwaną kredkę niewymagającą temperowania, czyli Golden Rose Longstay Precise Browliner w odcieniu 101, z dołączoną szczoteczką do wyczesywania nadmiaru produktu. Odcień który wybrałam jest bodajże najciemniejszym dostępnym w ofercie, chociaż dla mnie mógłby być jeszcze odrobinkę ciemniejszy i wtedy byłby idealny.





Kolor kredki to dość ciemny, chłodny brąz bez rudawych podtonów. Konsystencja jest w moim odczuciu odpowiednia, średnio miękka i lekko woskowa, przez co nie potrzeba nie wiadomo jakiej wprawy, by ładnie wyrysować sobie linię brwi, nie pozostawiając prześwitów. Jedynie dorysowanie pojedynczych włosków np. z przodu brwi, może w tym przypadku stanowić wyzwanie. Jeśli chodzi o pigmentację nie jest ona zła, choć mogła by być mocniejsza, ale z tym nie ma problemu, gdyż produkt możemy dokładać wedle uznania, intensyfikując tym samym kolor, a jeśli zostanie nam nadmiar, spokojnie możemy wyczesać go dołączoną szczoteczką, która w tym celu sprawdza się świetnie.



Efekt na brwiach jest moim zdaniem bardzo zadowalający. Nie jest to aż tak przyjemna i szybka aplikacja jak w przypadku kredki z MAC, jednakże za kwotę 20 zł trzeba przyznać, że to na prawdę wysokiej jakości produkt. U mnie trzyma się od rana do wieczora bez zmian, nie rozmazując i nie znikając po drodze, nawet jeśli zdarzy mi się czasem lekko dotknąć tych okolic.

Brew saute:



oraz po podkreśleniu i wyszczotkowaniu nadmiaru kredki.



Osobiście jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku i spokojnie mogłabym nazwać go tańszym odpowiednikiem MAC Eye Brow. Jak zawsze ciekawa jestem Waszego zdania. Podoba Wam się efekt jaki daje? Przyjemnego wieczoru! :*

środa, 16 listopada 2016

Vichy Anti-Transpirant 48h, czyli o niewypale słów kilka

Hej! Nie wiem jak u Was, ale w moim przypadku znalezienie dobrego i przede wszystkim skutecznego antyperspirantu przypomina trochę poszukiwania Świętego Graala. Poza produktami z logiem Lady Speed Stick, które jako jedyne są w 90% zgodne z moimi oczekiwaniami, jak dotąd nie udało mi się znaleźć nic równie skutecznego i przy tym przyjemnie pachnącego.

Z natury nie mam skłonności do dużego pocenia, myślę, że mieści się ono w normie i na codzień nie jest jakoś szczególnie dokuczliwe, jednak latem, jak chyba większość z nas, ja również odczuwam skutki wysokich temperatur, dlatego jakoś w okolicach bodajże czerwca, skusiłam się na zakup lubianego antyperspirantu antytranspirantu w kulce Vichy, dedykowanemu osobom borykającym się z intensywnym poceniem, aby na własnej skórze przekonać się, czy rzeczywiście jest tak dobry, jak go chwalą.




Na opakowaniu jest napisane, że produkt ma nas chronić przed potem do 48h. Nie chcę nikogo przy tym urazić, ale to chyba jakiś żart. Oczywiście nie sprawdzałam jego działania tak długo, ale produkt ten nie powstrzymuje pocenia nawet na godzinę. No chyba, że jest chłodno, my się totalnie niczym nie stresujemy, a najlepiej leżymy w jednej pozycji, co by się przypadkiem nie zgrzać. Tak, w takim wypadku sprawdza się świetnie, ale niestety chyba nie o to chodzi :(.

Jako, że jest to antyperspirant w kulce, miałam również nadzieję, że czas jego wchłaniania będzie standardowy, jak na tego typu kosmetyk. Cóż... oczekiwanie jest w tym przypadku jak dla mnie znacznie za długie. Mam wręcz wrażenie, że produkt nie chce się wchłaniać, a nie zawsze też mam czas, by czekać rano te 10-15 minut, aż uznam, że wreszcie mogę zakładać bluzkę. Poza tym paradowanie po domu w samym biustonoszu, kiedy aktualnie mamy za oknem niemalże zimę, też nie zawsze jest dobrym pomysłem ;).



Żeby ten wpis nie miał całkiem pesymistycznego i negatywnego wydźwięku, to co mogę zaliczyć na plus, to na pewno bardzo ładny, świeży, unisexowy zapach (wiem jednak, że nie każdemu będzie on odpowiadał), dzięki czemu antyperspirantu mogą używać nie tylko kobiety, ale także mężczyźni. Zapach jest dość intensywny, ale na szczęście nie kłóci się z perfumami i nie miesza z zapachem potu, dzięki czemu nawet kiedy się zgrzejemy, nasza woń nie jest przykra dla otoczenia. Poza tym nie zostawia białych śladów na ubraniach, jest piekielnie wydajny (męczę go od czerwca używając na noc i do tej pory zmęczyć nie mogę), nie podrażnia i to tyle dobrego, co udało mi się w nim dostrzec.

Dla mnie to jednak z całą pewnością zbyt mało. Kosmetyk jest dość drogi, w promocji płaciłam za niego niecałe 30 zł, a jego działanie, czyli sprawa kluczowa - w zasadzie żadne. Mam wrażenie, że kompletnie nie chroni przed poceniem, już nie mówiąc o sytuacjach kiedy faktycznie musimy czuć się pewnie i czysto. W moim przypadku całkowicie się nie sprawdził i nie mogłam na niego liczyć, dlatego ze swojej strony odradzam Wam zakup, bo jak dla mnie są to pieniądze wyrzucone w błoto.



Napiszcie mi proszę, czy miałyście kiedykolwiek z nim styczność i jakie są Wasze doświadczenia w tym temacie. Jakie najlepiej chroniące antyperspiranty znacie? Ja uwielbiam Lady Speed Stick i już od wielu lat jestem im wierna, bo są tanie, skuteczne (przynajmniej u mnie) i mają bardzo ładne zapachy do wyboru.

Życzę Wam miłego dzionka! :)

środa, 9 listopada 2016

Lovely K Lips - matowa pomadka w płynie wraz z konturówką

Cześć! Ostatnio blogosfera oraz Youtube zwariowały na punkcie nowości od Lovely, czyli zestawu K Lips, zawierającego matową pomadkę oraz konturówkę. Już po samej nazwie jak i szacie graficznej łatwo się domyślić, że producent bardzo mocno inspirował się lip kitami produkowanymi przez markę Kylie Cosmetics, należącą do Kylie Jenner. Nie mam do końca zdania, jeśli chodzi o tego typu inspiracje. Z jednej strony nie ma tu mowy o chamskiej podróbce, której nie tolerowałabym w żadnym wypadku, ale z drugiej, ściąganie samego pomysłu też jest średnie, jednak z kolei patrząc pod jeszcze innym kątem, dostajemy za to bardzo dobrej jakości produkt w niskiej cenie. Biorąc to wszystko pod uwagę, moje odczucia w tej kwestii są mieszane i bardzo ciekawa jestem Waszych - napiszcie mi proszę w komentarzach. Przechodząc jednak do meritum.

Opakowanie z motywem przygryzionych ust, kartonowe, w którym znajdują się matowa pomadka i kolorystycznie dobrana konturówka. Wybrałam sobie odcień Sweety, czyli najjaśniejszy z dostępnych odcieni różu (który nomen omen wcale taki jasny nie jest). W ofercie mamy dostępnych 5 kolorów, z czego 3 są różowe, jeden w odcieniu mlecznej czekolady i jeden to taki beżowy, ciepły nudziak.






Zarówno konturówka jak i pomadka są rzeczywiście doskonale dobrane kolorystycznie. Na ręku wydaje się, że konturówka jest minimalnie jaśniejsza, ale na ustach idealnie zlewają się w całość, przez co nie widać jakiejkolwiek różnicy, czy przejść.



Konturówka to typowa kredka i jak kredka niestety pachnie. Nie jest to na pewno przyjemny zapach, ale mnie jakoś szczególnie nie przeszkadza. Jest miękka, mocno napigmentowana i bez najmniejszych problemów sunie po ustach, ładnie definiując ich kształt.

Jeśli z kolei chodzi o pomadkę, ma bardzo przyjemną, kremową formułę, która po chwili zastyga na całkowity, piekielnie długo utrzymujący się mat, stając się nie do ruszenia przez wiele godzin. Powiem Wam, że początkowo byłam w szoku, że produkt za 20 zł jest aż tak wytrzymały! Tuż po całkowitym zastygnięciu postanowiłam przeprowadzić mały test, gdyż akurat czekał na mnie obiad, ponieważ Mamusia przyrządziła moje ukochane pierogi :D. Uwierzcie mi, że pomadka wytrzymała zarówno picie, jak i jedzenie pierogów z okrasą. Nie mówię oczywiście, że wytrwała w idealnym stanie, ponieważ częściowo starła się od środka, ale to przejście od mojego naturalnego koloru ust do pomadki było na tyle niewielkie, że nawet bez poprawek spokojnie mogłabym wyjść do ludzi, nie martwiąc się przy tym dziwnymi spojrzeniami przechodniów ;).



Jeśli o mnie chodzi w 100% polecam Wam ten produkt, bo jest genialny, chociaż ma jeden mankament. Otóż właścicielki suchych ust muszą mieć na uwadze to, że pomadka niestety dość mocno je wysusza. Ja co prawda nie mam problemów z nadmiernym przesuszeniem ust, ale odkąd używałam jej kilkanaście razy pod rząd odnotowałam, że moje wargi dość mocno spierzchły i obecnie wymagają nawilżenia, więc robię od niej czasową przerwę. Niemniej polecam, polecam i jeszcze raz polecam! Jak dla mnie to hicior przebijający nawet moje ulubione, matowe pomadki z Golden Rose, o Bourjois nie wspominając :).




Dajcie mi koniecznie znać, czy macie już swoje K Lips, czy kusi Was ta oferta Lovely, a może macie pierwowzory prosto od Kylie i możecie zrobić porównanie? Jak zawsze z niecierpliwością czekam na Wasze opinie, buziaki :***.

czwartek, 3 listopada 2016

Szybki przegląd moich nowych kolorów marki Semilac

Witajcie! Jakiś czas temu poinformowałam Was, że otrzymałam kolejną paczkę w ramach współpracy, tym razem z 5-cioma nowymi kolorami lakierów hybrydowych marki Semilac, które sama sobie wybrałam. Pisałyście, że chciałybyście zobaczyć na jakie odcienie postawiłam, więc dzisiaj szybki pościk właśnie na ten temat.

Aktualnie moja mała kolekcja prezentuje się następująco (zdjęcia można powiększyć, klikając w nie). O każdym z lakierów pisałam w osobnej notce, aby jak najlepiej je pokazać i oddać wszystkie ich wady oraz zalety. Jeśli chcecie powrócić do któregoś z interesujących Was wpisów, kliknijcie proszę w wyszukiwarkę z prawej strony bloga wpisując "lakier hybrydowy Semilac (dodając jego numer)" lub przejrzyjcie zakładkę "Lakiery/odżywki do paznokci" z lewej strony bloga.



Jak widać na obrazku wyżej, w dużej mierze stawiam na zgaszone kolory z domieszką różu, gdyż uważam, że takie prezentują się na moich dłoniach najlepiej i przy okazji sprawdzają się niemalże w każdej sytuacji, czy to luźnej, czy typowo formalnej. Nie brak tu jednak również odcieni typowo wakacyjnych, które z kolei lubię nakładać w miesiącach letnich, aby nieco zaszaleć. Ok, ale czy ktoś już zgadł które podanych kolorów zasiliły moje szeregi? ;)

Tym razem zdecydowałam się na barwy doskonale wpisujące się w obecnie panującą za oknem aurę. Są nieco zgaszone, przytłumione, ale absolutnie nie pozbawione przy tym uroku i klasy. Pojawił się też jeden bardziej odważny odcień - Porto Marine z najnowszej kolekcji My Story, bo widząc tak idealny kobalt, zwyczajnie nie mogłam przejść obok niego obojętnie.





Którego koloru jesteście najbardziej ciekawe? Już 3 z nich miałam nałożone, więc niebawem spodziewajcie się recenzji.



Przyjemnego dnia! :*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...