Hejka! Dawno już nie przedstawiałam Wam recenzji wosków na moim blogu. Niby szał na Yankee Candle nieco minął, jednak ja nadal z przyjemnością śledzę nowości, jakie wprowadza ta marka. Mimo to, dziś będzie parę słów o dwóch woskach jeszcze ze "starej" kolekcji, które otrzymałam już jakiś czas temu, dzięki uprzejmości firmy Goodies.
Pink Sands to różowa tartaletka skrywająca bardzo ciekawy aromat kwiatów połączonych z nutami zapachowymi cytrusa i wanilii. Przyznam, że tak jak zapach kwiatów i cytrusów mój nos wyczuwa natychmiast, tak wanilia gra drugie, a nawet trzecie skrzypce w tej kompozycji. Zapach ten, jako całość jest dość wibrujący i niejednoznaczny, ale o moich spostrzeżeniach będzie nieco niżej, gdyż idąc utartą tradycją tego bloga, na początek przytaczam Wam jak zwykle barwny opis producenta, zaczerpnięty ze strony Goodies:
"To nie jest sen utalentowanego surrealisty, albo twórcze szaleństwo
grafika odpowiedzialnego za obróbkę wakacyjnych zdjęć! Plaża usypana z
różowych piasków naprawdę istnieje! Żeby tam się dostać wystarczy dobrze
rozgrzać wosk Pink Sands. Kiedy kompozycja zacznie unosić się w
powietrzu – poczujemy zapach bajkowych, egzotycznych, kolorowych kwiatów
wychylających się łapczywie w kierunku słonecznych promieni. Wkrótce
też dotrze do nas aromat słodkiej wanilii i orzeźwiających cytrusów
rosnących w gajach usadowionych na skraju fantazyjnych, różowych wydm."
Jak dla mnie różowe piaski z których słynie np. Kreta, powinny w jakiś sposób nawiązywać do tej greckiej wyspy. Liczyłam na zapach ciepły, orzeźwiający i zarazem kojący, przy którym będzie się można fantastycznie zrelaksować, a otrzymałam mieszankę niby podobną do moich oczekiwań, aczkolwiek nie do końca przekonującą. Owszem, zapach jest radosny i świeży, ale jak dla mnie zbyt świdrujący i nachalny, przez co nie zdobył na początku mojego nosa. Długo, oj długo musiałam się do niego przekonywać, jednak mimo to nadal nie jestem w 100% kupiona. Niby jest przyjemny i może się podobać, ale z pewnością nie jest faworytem. Można by go porównać nieco do Lake Sunset, który uwielbiam, niemniej tutaj znacznie mocniej wyczuwalny jest aromat cytrusów, za którym nie przepadam i chyba to przeważyło szalę. W sumie to taki zapach - zagadka, ciężko go opisać nie mogąc powąchać, dlatego jeśli jesteście go ciekawe i zastanawiacie się nad kupnem, polecam uprzednio próbować się z nim zaznajomić stacjonarnie, co by się nie zawieść biorąc go w ciemno. Moje odczucia co do niego oscylują w granicach 50/50 i w zasadzie sama nie wiem czy Wam go polecać, gdyż myślę, że to kwestia wysoce indywidualna, czy komuś podpasuje, czy też nie.
______________________________________________________________________________________
Po krótkiej wycieczce do Grecji, tym razem przenosimy się na Bahamy.
Kolejny raz opis producenta trafia w samo sedno i chyba lepiej nie dało się ubrać w słowa zapachu tego wosku. Toż to istny koktajl smaków - ananasa, mango i grejpfruta. Surowy, niby słodki, a jednak... niestety kompletnie nie mój :(. Mimo, że brzmi apetycznie, to dominująca nuta pachnie zbyt ananasowo co psuje całą feerię pobocznych zapachów, ponieważ w moim mniemaniu ananas nie jest najpiękniejszym aromatem na świecie :(. Przyznam, że bardziej liczyłam na kompozycję w typie perfum Escada lub moich ukochanych Wink Avonu (niestety nie ma ich już w sprzedaży, nad czym już co najmniej kilka lat ubolewam), a tu przysłowiowy klops. Jest zbyt przytłaczająco, kwaskowo i niestety nudno. Zapach nie ewoluuje, tylko wciąż jest taki sam, jak tuż po odpaleniu. Jedyny pozytyw jaki w nim widzę, to fakt, ze kompozycja ta przypomina mi mój ulubiony, letni drink o wdzięcznej nazwie "sex on the beach" - kto nie pił, temu serdecznie polecam, bo jest przepyszny, o ile dobrze zrobiony. Niestety woskowi Bahama Breeze z bólem serca zmuszona jestem podziękować.
Ciekawa jestem, jakie są Wasze ulubione zapachy wosków Yankee Candle? :)
______________________________________________________________________________________
Po krótkiej wycieczce do Grecji, tym razem przenosimy się na Bahamy.
"Jest
ciepło. Upalnie wręcz! Bose stopy zapadają się w rozgrzanym,
czyściutkim piasku, a wzrok przykuwa majestat miarowo uderzających fal.
Idealny odpoczynek pod palmami – gdzieś na dalekiej wyspie. Doskonały
relaks i cudowne odprężenie, które zaprasza nas do świata skończonego,
doskonałego, gdzie powietrze pachnie morską bryzą i chłodnym koktajlem.
To właśnie on, orzeźwiający tropikalny drink został zatopiony w wosku
Bahama Breeze – pachnącym świeżym ananasem, słodkim mango i sokiem
świeżo wyciśniętym ze słonecznego grejpfruta."
Kolejny raz opis producenta trafia w samo sedno i chyba lepiej nie dało się ubrać w słowa zapachu tego wosku. Toż to istny koktajl smaków - ananasa, mango i grejpfruta. Surowy, niby słodki, a jednak... niestety kompletnie nie mój :(. Mimo, że brzmi apetycznie, to dominująca nuta pachnie zbyt ananasowo co psuje całą feerię pobocznych zapachów, ponieważ w moim mniemaniu ananas nie jest najpiękniejszym aromatem na świecie :(. Przyznam, że bardziej liczyłam na kompozycję w typie perfum Escada lub moich ukochanych Wink Avonu (niestety nie ma ich już w sprzedaży, nad czym już co najmniej kilka lat ubolewam), a tu przysłowiowy klops. Jest zbyt przytłaczająco, kwaskowo i niestety nudno. Zapach nie ewoluuje, tylko wciąż jest taki sam, jak tuż po odpaleniu. Jedyny pozytyw jaki w nim widzę, to fakt, ze kompozycja ta przypomina mi mój ulubiony, letni drink o wdzięcznej nazwie "sex on the beach" - kto nie pił, temu serdecznie polecam, bo jest przepyszny, o ile dobrze zrobiony. Niestety woskowi Bahama Breeze z bólem serca zmuszona jestem podziękować.
Ciekawa jestem, jakie są Wasze ulubione zapachy wosków Yankee Candle? :)
Bahama Breeze mam i mi się bardzo spodobał, taki soczysty i typowo letni zapach :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie mojowy :(
UsuńBahama breeze tylko ładnie wygląda. Podobnie jak u Ciebie nie zaprzyjaźnił się z moim noskiem :P za to pink sands mógłby być moim ulubieńcem. Uwielbiam wanilię i cytrusy pod każdą postacią :)
OdpowiedzUsuńCo do Bahama zgadzam się w 100%. Zawiódł mnie na całej linii, więc powędruje do koleżanki. Pink Sands też jakiś taki nie do końca mi odpowiadający, sama nie wiem czemu...
UsuńSzkoda, bo piękny jest :)
OdpowiedzUsuńKtóry? :P
UsuńMam Bahama, ale mam do niego mieszane uczucia, chyba jest dla mnie zbyt duszący ;)
OdpowiedzUsuńO to, to, zapomniałam dopisać :P
Usuńmiałam pink sands ale dość dawno temu, czas zamówić sobie porcję wosków.
OdpowiedzUsuńMnie też przydałaby się nowa porcja, ale teraz chyba postawię na jesienne zapachy :)
UsuńŚwietne są :)
OdpowiedzUsuńZależy dla kogo ;)
UsuńNie miałam jeszcze tych zapachów.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem inne są o wiele ładniejsze, Pink Sands jest nawet ok, ale Bahama Breeze to porażka :(
UsuńUwielbiam pink sands mogłabym mieć takie perfumy
OdpowiedzUsuńHehe, ile ludzi, tyle gustów ;)
UsuńA ja lubię je oba :) Choć ostatnio mam mega fisia na punkcie Black Plum Blossom! Boooskiiiii <3
OdpowiedzUsuńCzytałam, że jest to śliczny zapach, ale ta śliwka mnie nie przekonuje, bo nie lubię śliwkowych zapaszków :P
UsuńTen Pin Sands jest intrygujący :) nachalny moze byc, ale chyba mozna sie przyzwyczaic ;)
OdpowiedzUsuńNiby można, ale i tak nie jest to mój ulubiony wosk ;)
UsuńOba woski ja uwielbiam :) każdy ma inny gust :*
OdpowiedzUsuń