Hej, hej! Niestety mój wspaniały, nieco przedłużony o poniedziałek weekend dobiegł końca. Fantastycznie spędziłam czas z rodzinką na wsi, wypoczęłam, pogoda była wyśmienita, więc i zajęć było co niemiara, począwszy od wypadów nad rzekę, jazdy na rowerze, spotkaniach z przyjaciółmi, na długich, wieczornych rozmowach skończywszy :).
Zważywszy na to, że będąc całymi dniami na dworze, kiedy to moja skóra stopniowo przybierała złocisty odcień, starałam się nie zapomnieć o zabraniu z domu balsamu do ciała, jednak oczywiście jak to ja, ostatecznie go nie zapakowałam, przez co w ciągu tych kilku dni nabawiłam się lekkiego przesuszenia, które pojawiło się przede wszystkim na ramionach i łydkach :(.
Po przyjeździe pierwsze co, postanowiłam zaaplikować na suche partie mojego ciała nowość, którą jakiś czas temu otrzymałam od marki Bielenda i która z moich poprzednich doświadczeń, ładnie radziła sobie z podrażnioną po depilacji skórą, więc pomyślałam, że i w tym przypadku powinna dobrze się sprawdzić.
Olejek składa się z trzech faz, które po wstrząśnięciu i rozprowadzeniu na skórze mają nadawać jej "satynowego wykończenia". Już sam wygląd olejku przyciąga wzrok, a cała zawartość jest widoczna w przezroczystej, 150 ml, plastikowej butelce z wygodnym, niezacinającym się atomizerem.
Po zmieszaniu:
Obietnice producenta + skład:
Po wstrząśnięciu butelką i rozpyleniu olejku na skórze, w nozdrza najpierw uderza bardzo przyjemny, zmysłowy zapach, charakterystyczny dla całej linii zawierającej frangipani, o którym Wam już wspominałam przy okazji tej notki >>>KLIK<<<. Niestety sam zapach olejku nie utrzymuje się zbyt długo na ciele, chyba że użyjemy wszystkich produktów tej serii, wtedy owszem. Olejek dość długo się wchłania, dlatego należy odczekać przynajmniej kilka minut, zanim zdecydujemy się nałożyć odzież, by jej nie poplamić, choć nawet wtedy, już po wchłonięciu, na skórze wciąż wyczuwalny jest film jaki produkt pozostawił po sobie, aczkolwiek nie jest on na tyle niekomfortowy, czy tłusty, by odczuwać dyskomfort.
Olejek pięknie natłuszcza skórę oraz koi ją, uwalniając tym samym od podrażnień lub przesuszenia. Po kilkudniowym stosowaniu sprawił, że moje suche miejsca na łydkach i ramionach odeszły w zapomnienie, a skóra stała się jedwabista i miła w dotyku.
Niemniej wciąż nie mogę się do końca przekonać do samej formuły, czyli olejku jako takiego, gdyż za tą postacią po prostu nie przepadam. Denerwuje mnie, że trzeba uważać podczas rozpylania, by nie psiknąć przez przypadek np. na podłogę, na kota, na telefon lub gdziekolwiek indziej i nie pozostawić przy tym tłustych kropeczek, które później trudno usunąć. Do tego nie lubię czekać aż kosmetyk się wchłonie, żebym mogła nałożyć ubranie. Niby to tylko kilka minut, ale dla mnie i tak za długo.
Podsumowując uważam, że sam w sobie produkt jest świetny i w pełni pokrywa się z obietnicami zapewnianymi przez producenta, jednak sprawdzi się głównie w przypadku osób, które na prawdę lubią olejki oraz mają przy tym podrażnioną, przesuszoną skórę lub są po opalaniu i chcą ją uspokoić. Myślę, że warto mieć go w swoich zasobach chociażby po to, żeby móc sięgnąć po niego w kryzysowych sytuacjach, ale w moim przypadku póki nie przekonam się w 100% do olejków, pozostanę mimo wszystko wierna balsamom i masłom do ciała.
Ciekawa jestem, czy Wy lubicie postać olejków i czy chętnie po nie sięgacie. Napiszcie mi w komentarzach jak to u Was wygląda :).
Ciekawa jestem, czy Wy lubicie postać olejków i czy chętnie po nie sięgacie. Napiszcie mi w komentarzach jak to u Was wygląda :).
Olejku bardzo lubię, a atomizer nie jest w tym przypadku zbyt dobrym rozwiązaniem :)
OdpowiedzUsuńFakt, można szybko zatłuścić inne powierzchnie (lub kota) ;)
Usuńwszyscy go chwalą, wygląda świetnie więc na pewno z czasem i ja go wypróbuję.
OdpowiedzUsuńJest fajny, o ile lubisz olejki :)
UsuńTo właśnie o ten olejek chodziło mi parę postów temu 😜 tak myślałam, że się całkiem dobrze sprawdzi. Ja teraz testuję suchy olejek do ciała i twarzy od eveline z linii oils of nature
OdpowiedzUsuńSuchy też kiedyś miałam z tym, że do ciała i też z Eveline. Był przyjemny z tego co pamiętam :)
Usuńwygląda obłędnie i ciekawi mnie jakby się sprawdził po depilacji skoro łagodzi podrażnienia.
OdpowiedzUsuńPod tym kątem sprawdza się super, łagodzi elegancko :)
UsuńBardzo kuszący produkt ostatnio w blogosferze :)
OdpowiedzUsuńOj kusi, kusi :D
Usuńmmmmm :D namiętne nawilżenie!!:)
OdpowiedzUsuńwww.wkrotkichzdaniach.pl - nowy post :)
Nazwa linii trafiona w 100%, działa na wyobraźnię :D
Usuńteż nie przepadam za olejkami, wolę masła czy balsamy
OdpowiedzUsuńPrzybij piątkę ;)
UsuńWygląda pięknie i kusi.. Jednak nie przepadam za olejkami w pielęgnacji - za tłusto ;)
OdpowiedzUsuńJa podobnie, chociaż ten nie jest zbytnim tłuściochem, to jednak to wciąż olejek...
UsuńU mnie olejków pełno. Bardzo je lubię:) Mam również ten z Bieledny tyle , że ten drugi. W Namiętnym Nawilżeniu odrzucił mnie zapach- jak dla mnie nieco chemiczny. Rozkoszna Regeneracja ma zdecydowane lżejszy i orzeźwiajacy zapach :)
OdpowiedzUsuńA mnie zapach podoba się baaardzo! :) Tego drugiego nie znam, ale jak będę w sklepie, powącham z ciekawości :)
UsuńJa też osobiście wolę masła i balsamy, ale muszę spróbować tego olejku, bo jest wszędzie i bardzo wszyscy go chwalą.
OdpowiedzUsuńJest przyjemny i faktycznie działa - to najważniejsze! :)
UsuńTyle się już o nim naczytałam,że w końcu muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz olejki to polecam :)
UsuńParafina tak wysoko w składzie totalnie go dyskwalifikuje w przebiegach:) W moim przypadku:)
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię parafiny, ale tutaj nie była jakoś specjalnie wyczuwalna :)
Usuń