piątek, 12 kwietnia 2013

Baking Powder BB Deep Cleansing Foam, czyli koreańska pianka do mycia twarzy od Etude House

Hej Laleczki! Kiedyś był taki okres w moim życiu, jeszcze całkiem niedawno temu, kiedy potrafiłam myć twarz tylko i wyłącznie zwykłym mydłem. I wiecie co? Było na niej o wiele mniej niedoskonałości, niż obecnie, jednak niestety moja cera w tamtym okresie miała tendencje do przesuszania, co spowodowało, że z nadzieją sięgnęłam po żele, mając nadzieję na jej znormalizowanie. Po długim czasie używania wszelakich żeli, które spowodowały, że zamiast cery suchej, mam obecnie mieszaną, przerzuciłam się niejako z ciekawości, na piankę o której dzisiaj Wam co nie co opowiem.

Piankę tą poznałam przez absolutny przypadek, dzięki wymiance z Justynką, która zaproponowała mi jej sporą odlewkę. Na początku podeszłam do niej sceptycznie, ale wkrótce tak spodobało mi się jej używanie, że zapragnęłam mieć pełnowymiarowe opakowanie.

Niestety, dostęp w Polsce do koreańskich kosmetyków jest tak słaby, że można je dostać po w miarę rozsądnych cenach wyłącznie na eBay, lub Allegro. Ja skorzystałam z drugiej opcji i w niedługim czasie miałam już wersję różowiutką, inną od tej którą dostałam jako próbkę, o pojemności 30 ml.

zdjęcie zaczerpnięte ze strony: http://www.ebay.com/itm/ETUDE-HOUSE-Baking-Powder-cleansing-foam-Moist-30ml-/281089989007


Od próbki otrzymanej od Justyny, wersja różowa różniła się jedynie brakiem drobnych, peelingujących drobinek. Niestety, jak na taką skromną pojemność, opakowanie wykończyłam bardzo szybko i znów pozostał niedosyt.

Z pomocą ponownie przyszła mi Justyna, która wymieniła się ze mną połową pełnowymiarowej (150 ml) pianki która jej została, w zamian za wybrane kosmetyki z mojej zakładki i tym oto sposobem stałam się ponownie posiadaczką ulubionego specyfiku do mycia buźki :D

Od czasu wymianki, pianki używam codziennie rano i wieczorem, stąd jej ilość na zdjęciu pokazuje, że jest już blisko granicy wykończenia. Jest ona przystosowana głównie do zmywania BB kremów, ale z wszelkimi pozostałościami po wcześniejszym demakijażu również świetnie sobie radzi.



Pianka ma białą, kremową konsystencję, ubitą za pomocą specjalnej siatki. Wystarczy niewielka ilość, by w kontakcie z wodą osiągnąć dużą objętość piany, pozwalającą na dokładne umycie całej twarzy.



Wersja niebieska, jak już wspomniałam wyżej, zawiera drobne cząsteczki peelingujące, jednak są one na tyle delikatne, że osoby, które nie mają wrażliwej cery z powodzeniem mogą jej używać codziennie, tak jak ja. Te drobinki jednak ciężko było uchwycić na zdjęciu, ale zaręczam, że są wyczuwalne podczas stosowania :).



Dzięki zawartości proszku do pieczenia, kosmetyk ma za zadanie walczyć z zanieczyszczeniami i odblokowywać pory. Co prawda z moimi zaskórnikami na nosie walczę zawzięcie, jednak nie zauważyłam po użyciu pianki żadnej poprawy w tej kwestii. Poprawa jednak nastąpiła w kwestii błyszczenia w strefie T oraz zauważyłam również, że pojawiające się od czasu do czasu niespodzianki ulegają szybszemu wygojeniu po jej codziennym używaniu.

Uważam, że jest to nie tylko świetny kosmetyczny gadżet (uwielbiam patrzeć, jak przy odrobinie wody i lekkim potarciu, pianka pęcznieje i wielokrotnie zwiększa swoją objętość), ale też skuteczny kosmetyk o ładnym, cytrynowym zapachu (tak, jak nie lubię zapachu cytryny w kosmetykach, tak ten o dziwo mi się podoba), który zdecydowanie umili poranną oraz wieczorną toaletę. Niestety jest bardzo słabo z dostępnością, jednak na Allegro i eBay, z naciskiem na drugi serwis nie powinno być wielkich problemów z jej dostaniem. Ja na pewno po wykończeniu tego opakowania do końca zrobię sobie przerwę, ale na 100% do owej pianki jeszcze powrócę :).

Ps. Zapomniałam napisać w notce, że za 30 ml płaciłam już z przesyłką niecałe 30 zł - drogo, jak na taką pojemność, ale w tamtym czasie była to jedyna dostępna aukcja, a ja chciałam ją mieć "na już" :). Warto jednak polować na okazje.

Ps2. Od kilku godzin trzymam na głowie Sesę, mordęga niesamowita, bo wydaje mi się, że zmieniła zapach i zaczynam czuć mocznik, ale może to tylko takie wrażenie. Coś okropnego, ale pomęczę się jeszcze z 2h i nareszcie umyję głowę, byle tylko zdjąć śmierdziela z siebie :).

12 komentarzy:

  1. Bardzo cieszę się, że u Ciebie się sprawdziła! Również bardzo ją lubiłam, ale znudziła mi się :D uwielbiam azjatyckie pianki :)
    A co do sesy, to miałam i zapach dla mnie był całkiem przyjemny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba mnie zaraziłaś azjatyckimi kosmetykami do mycia twarzy, teraz marzy mi się Miszka, którą dostałam od Ciebie :*

      Jesteś kolejną osobą, którą podziwiam za znoszenie zapachu Sesy :P

      Usuń
  2. Szkoda, że tak trudną ją kupić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale na aukcjach spokojnie da radę :P W sklepach internetowych nie warto, bo zdzierają kasę niesamowicie :(

      Usuń
  3. O no proszę...nie znałam tych kosmetyków ale chętkę mi narobiłaś :) A co do Sesy...to mi jakoś jej zapach nie przeszkadza...

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam wszelkiego rodzaju pianki i taką również bym nie pogardziła ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Łoj, troszkę drogo, 30 zł za 30 ml.. no ale czego się nie robi z miłości :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no właśnie... na eBay jest o wiele taniej, ale nie mam tam konta ;(

      Usuń

Dziękuję za Twoją opinię! Jest ona dla mnie bardzo cenna. Staram się zaglądać do każdego kto zostawi komentarz, więc nie musisz mnie dodatkowo zapraszać na swój blog :) Komentarze obraźliwe, wulgarne, autopromocyjne, bądź z pyt. obserwujemy? - usuwam. Jeśli masz jakieś pytania, na każde odpowiem pod Twoim komentarzem.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...