Witajcie! Ostatnich kilka dni było dla mnie mocno emocjonujących. Z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnego koncertu Edyty Górniak, na który postanowiłam się wybrać w ramach jej jubileuszu, tym razem we Wrocławiu. Nic nie zapowiadało, że w ogóle na niego pojadę, jednak po przeżyciach z Kielc, jakie zafundowała mi koleżanka, dając bilet w prezencie na moje urodziny (drugi bilet udało mi się wygrać w konkursie) wiedziałam, że chcę i muszę to powtórzyć! Już na wstępne chciałam Was poinformować, że ten post nie ma na celu chwalenia się czymkolwiek, a jest podyktowany jedynie ogromną potrzebą uwolnienia swoich emocji i podzielenia się wrażeniami, które na prawdę były ogromne i wiem, że jeszcze długo nie będę mogła dojść do siebie, po tak silnej dawce dobrej muzyki i wariujących w organizmie endorfin :))).
Jako, że w Kielcach odbyła się inauguracja trasy, od tego miasta właśnie zacznę.
Na miejscu, czyli w Amfiteatrze Kadzielnia, pojawiłam się wraz z moją osobą towarzyszącą (zabraną poniekąd z lekkiego musu, bo średnio przepada za Edytą, a szkoda było nie wykorzystać drugiego biletu) ok. 1,5 h wcześniej, gdyż miejsca w konkretnych sektorach były nienumerowane, zatem panowała zasada kto pierwszy, ten lepszy. Ludzi była cała masa, ale z racji tego, że byliśmy dość wcześnie, udało nam się dopchać blisko bramek, przez co po ich otworzeniu weszliśmy jako jedni z pierwszych, dzięki czemu mogliśmy zająć prawie najlepsze miejsca w sektorze, który był nam przeznaczony. Widoczność była znakomita, w bliskiej odległości od sceny.
Gdy zapadł zmrok, po ok. godzinnym opóźnieniu, poprzedzonym słabym supportem (właściwy podobno nie zdążył dotrzeć na miejsce), na scenie pojawiła się Edyta i rozpoczęło się prawdziwe show! Wyglądała i śpiewała jak anioł. Widać było, że kondycyjnie i wizerunkowo jest w doskonałej formie, jak na perfekcjonistkę przystało. W przeciągu niespełna 2 godzin, przez moje ciało przewinęło się milion emocji, od spokoju i niesamowitego wzruszenia tak silnego, że kilkukrotnie popłynęły łzy, po zabawę, szaleństwo i rockowy pazur, który najbardziej widoczny był podczas duetu do "Nie Było" z Glacą, z zespołu Sweet Noise.
Podczas koncertu w Kielcach, gośćmi specjalnymi Edyty byli Mietek Szcześniak, z którym wykonała słynną "Dumkę Na Dwa Serca" i wspomniany wyżej Glaca. Po każdym duecie, goście Edyty wykonywali po 1 swoim utworze, a w tym czasie Edyta miała chwilę, by udać się za kulisy, aby założyć inną kreację. W Kielcach łącznie były ich 3, co możecie zaobserwować na zdjęciach powyżej. Każda w moim odczuciu bardzo udana! Ludzie doskonale się bawili, choć nie ukrywam, że byli nieco mało spontaniczni, może też dlatego, że sporo osób przyszło ot tak, po prostu na wydarzenie, nie będąc fanami prosto z serca. Ostatecznie jednak, po parunastu minutach, Edycie udało się poderwać cały Amfiteatr do tańca i zabawy, przez co atmosfera do końca była świetna!
Do domu wracałam w cudownym nastroju, z nastawieniem, że jak tylko przyjadę, zamawiam bilety na kolejny koncert, gdyż Edyta zapowiedziała, że w każdym mieście które odwiedzi, wystąpienia będą się nieco różnić. Będą inni goście specjalni i zostanie nieco zmieniony repertuar, tak aby każdy mógł usłyszeć swoje ukochane piosenki.
Zatem następnym kierunkiem, jaki obrałam był Wrocław, choć w głowie huczały słowa Matki: "Dziecko, byłaś już raz, więc po co jechać kolejny i wydawać pieniądze na to samo". No cóż Mamo... ;). Wzięłam bilet, spakowałam się i pojechałam.
W Hali Stulecia miejsca były już numerowane. Obawiałam się, że z mojego 9 rzędu ledwo co będzie widać, ale na szczęście obawy okazały się być płonne, bo widoczność była doskonała, a ostatecznie i tak wylądowałam pod samą sceną, parę metrów od Edi, jednak o tym za chwilę.
Do Wrocławia udałam się sama, ponieważ niestety większość moich znajomych z miejscowości w której mieszkam nie słucha Edyty, albo słucha, choć nie na tyle, by wybrać się na jej koncert. A jako, że jestem osobą otwartą i nie mam żadnego problemu z nawiązywaniem nowych znajomości, postanowiłam dogadać się przez Internet z innymi sympatykami talentu Edi, z którymi dotychczas mieliśmy kontakt jedynie wirtualny, dzięki czemu mogliśmy spotkać się na miejscu, poznać i wspólnie poprzeżywać występ naszej divy :). Spotkaliśmy się pod Halą ok. godzinę przed koncertem, choć spokojnie można było przyjść nawet na ostatnią chwilę, bo ochrona, niczym śnięte ryby, na mało co reagowała :). Przez to mieliśmy przynajmniej czas, aby ze sobą dłużej pobyć i poznać się lepiej przed koncertem. Powiem Wam tyle, fani Edki to za***iści ludzie!!! Na bank jeszcze nie raz się spotkamy :).
Zdecydowana większość Hali, nie licząc bocznych miejsc, najgorszych kategorii, była zapełniona po brzegi. Później dowiedziałam się, że na koncert dotarło ponad 5000 ludzi! Sukces ogromny zwłaszcza, że promocja nie była spektakularna. Obyło się bez supportu, a kiedy rozległy się delikatne, choć pewne dźwięki fortepianu, zapowiadające pierwszą piosenkę i na scenę weszła Edyta, po raz kolejny przekonałam się, że nie ma co żałować ani jednej wydanej złotówki. Wyglądała jeszcze piękniej, niż w Kielcach! Nie mam pojęcia czego jest to zasługą, ale nawet będąc heteroseksualną kobietą, nie mogłam oderwać od niej wzroku, ani na moment. Zaczęło się od lirycznej wersji "To Nie Ja", która od zawsze wyciska mi łzy, zatem pierwszą moja reakcją był mocny uścisk w żołądku i szkliste oczy, podobnie jak na "Szybach" i "Liście". Uwielbiam te utwory w jej wykonaniu i na prawdę nie ma porównania słysząc je w radiu, tv, a na żywo. Do tego, kiedy niedługo później ryknęły syreny i zaśpiewała tajską wersję "Jestem Kobietą", którą uwielbiam - padłam. Coś niesamowitego!!!
Po przejściu do bardziej tanecznych kawałków, Edycie towarzyszyli na scenie tancerze z grupy tanecznej Volt (mega przystojniaki), podobnie jak to miało miejsce w Kielcach. Trzeba przyznać, że świetnie się spisali i bardzo uprzyjemnili czas zwłaszcza żeńskiej części publiczności :))). Publiczność poderwała się do zabawy również po ok. kilkunastu minutach, ale szybciej, niż miało to miejsce w Kielcach i tutaj szaleństwo oraz jedność wśród ludzi była zdecydowanie bardziej wyczuwalna. Później spora część osób opuściła swoje miejsca i zaczęła podchodzić pod scenę, w tym ja również. Fajnie, że ochrona pozwoliła podejść tak blisko. Ostatecznie wylądowałam tuż za fotoreporterami, parę metrów od Edyty, dzięki czemu udało mi się zrobić zdjęcia z naprawdę niewielkiej odległości :). Tutaj widzicie ledwie fragment, bo zdjęć i filmików mam od groma.
We Wrocławiu duety były 3, ponownie z Mietkiem, Glacą, który biegał na scenie i przed nią wychodząc do ludzi i dodatkowo Ewą Farną, z którą Edyta wykonała piosenkę "To Nie Tak Jak Myślisz". Szczerze mówiąc tak, jak średnio przepadam za Ewą, to myślałam, że ze swoimi warunkami głosowymi bardziej dźwignie ten utwór, ale jednak w moim odczuciu Edyta mimo wszystko ją przyćmiła. Dzięki temu, że była trójka gości, Edyta miała szansę założyć aż 4 różne kreacje!
Świetnym urozmaiceniem koncertu we Wrocławiu okazał się zaśpiewany i zatańczony przez Edytę fragment piosenki Gangam Style :D. Widać, że wbrew temu co mówią i piszą o niej media, ma do siebie duży dystans i poczucie humoru w na prawdę fajnym stylu :). Ponad to zorganizowała nam zabawę. Jako, że jest numerologiczną ósemką (podobnie jak ja! :)), wzięła osiem pluszowych misiów i rzucała je do publiczności. W pewnym momencie, drąc się ile sił "Edi, tutaj rzucaj", byłam bardzo blisko złapania jednego z nich, ale jednak udało się to wyższej dziewczynie, stojącej dokładnie za mną. Po rozdysponowaniu miśków, Edyta zaprosiła osoby, które je złapały na scenę, przywitała się, zamieniła parę słów i następnie zrobiła sobie z nimi zdjęcie. Na pewno będzie to dla tych osób wspaniała pamiątka na lata :).
Po koncercie, wraz ze znajomymi czekaliśmy chwilę na spotkanie z Edytą, jednak otrzymaliśmy informację od Marcina, że od razu udają się na koncert do Poznania, który gra następnego dnia i nie ma szans na wyjście. Szkoda, ale oczywiście uszanowaliśmy to zwłaszcza, że mieli przed sobą jeszcze kawał drogi w środku nocy. Na pocieszenie, udałam się z jedną z nowych koleżanek na wrocławski rynek, gdzie do prawie północy wspólnie, jeszcze raz przeżywałyśmy te niesamowite chwile.
Wracając następnego dnia do domu, z bagażem kolejnych pozytywnych doświadczeń i nowymi znajomościami wiem, że takie eventy potrafią przenieść człowieka w inny świat. Jednoczą ludzi, którzy w danej chwili myślą i czują podobnie, przeżywając te same, ogromne emocje. Edyta Górniak jest magiczna! Potrafi łączyć pokolenia, gdyż na obu koncertach były obecne zarówno małe dzieci, młodzież, 25-40 latkowie (mój przedział wiekowy, najliczniejsza grupa) ludzie w średnim wieku jak i osoby mocno starsze (ok 80-85 lat) i wszyscy jak jeden potrafili uwolnić w sobie spontaniczność, po prostu się bawiąc! Ja spełniłam swoje marzenia dwukrotnie, gdyż Edytę podziwiam od wielu, wielu długich lat i jest jak dla mnie najlepszą wokalistką w tym kraju. Miałam szczęście usłyszeć na żywo jej niesamowite utwory, które znam i kocham, dlatego teraz mogę czuć się w 100% spełnioną fanką. A jeszcze po drodze blisko jest Kraków... hmm :D. Dla takich chwil przecież warto jest żyć!!! :)