wtorek, 24 listopada 2015

Kosmetyki, które pamiętam z czasów dzieciństwa i lat nastoletnich, czyli powrót do szalonych lat 90!

Cześć! Całkiem niedawno polecałam Wam na swoim Facebooku (kto jeszcze nie lubi, klikać prędko!), filmik Karoliny z kanału Stylizacjetv, w którym to postanowiła cofnąć się na chwilę do lat 90, aby przybliżyć nam ówcześnie panującą modę w makijażu i fryzurach. Tak bardzo mnie ten filmik zainspirował (a przy tym rozczulił i wprawił w nostalgię), że sama postanowiłam wejść w podobne klimaty i przypomnieć sobie, a także i Wam, jak było w czasach, kiedy o takim wyborze kosmetyków, jaki mamy dziś, mogliśmy jedynie marzyć.

Jako, że urodziłam się w roku 1987 i okres mojego dzieciństwa oraz lat nastoletnich przypadł właśnie na lata 90, mając sporo starszą siostrę i oczywiście mamę, dużo zapamiętałam z trendów kosmetycznych, jakie w tamtym okresie były na absolutnym topie, dlatego dziś zapraszam Was na taką retrosentymentalną podróż w kolorowe lata 90 :).


SZAMPONY


Z moich najwcześniejszych lat dziecięcych doskonale pamiętam szampon Bambi z narysowaną kaczuchą, polskiej marki Pollena. To właśnie nim myło się włosy najmłodszym członkom rodziny. Nikt wtedy nie analizował składu, nie skupiał się na obecności SLS czy SLES, bo wtedy był to bodajże jedyny, dostępny szampon kierowany typowo do dzieci.


Kiedy już trochę podrosłam i miałam jakieś 9-10 lat pamiętam, że mama zaczęła myć mi włosy szamponem, jakiego używali rodzice. A był to najzwyklejszy na świecie szampon Familijny, do wszystkich rodzajów włosów i do stosowania zarówno przez kobiety, mężczyzn, czy dzieci również. Po prostu dla każdego. W tamtym okresie, stał chyba w każdym polskim domu! Później weszła jeszcze wersja pokrzywowa, którą pamiętam do dziś, bo zapach strasznie mi się podobał i nawet po tylu latach, wciąż budzi przyjemne wspomnienia :).


Już całkiem później, gdzieś w okolicach mojej późniejszej podstawówki, wszedł z rynku zachodniego szampon Johnson's Baby z formułą No More Tears, która z założenia była czymś "wow", bo szampon miał nie szczypać w oczy i chyba nie było dziecka, które by tego każdorazowo nie sprawdzało podczas kąpieli. Jak się możecie domyślać, szczypał okropnie :P.


Pamiętam, że jeszcze były dostępne szampony Elseve, ale one akurat nie wiedzieć czemu, najmniej zapadły mi w pamięć.


PIELĘGNACJA TWARZY


Tutaj niestety szału nie było. Do mycia twarzy używało się po prostu zwykłego mydła (Fa, Lux, Palmolive), kończąc na wklepaniu kremu Nivea w metalowym, niebieskim opakowaniu. Ciekawa jestem, czy jeszcze ktoś pamięta piosenkę reklamującą mydło Fa, śpiewaną przez Marka Kondrada? "Szaba da, szaba da, Ty i ja, uuuu mydełko Fa". Hehe to były czasy! :D


Kiedy już byłam nieco starsza i chodziłam do którejś z ostatnich klas podstawówki pamiętam, że wówczas był już dostępny pierwszy tonik antybakteryjny, pod zagraniczną nazwą Clearasil i miał cudowny, niebieski kolor. Kiedy mama mi go kupiła skakałam pod niebiosa, bo chociaż nie miałam problemów z pryszczami, to marzyłam, żeby moja buzia wyglądała tak idealnie, jak u modelek z reklam. Jak już pewnie wiecie - tonik nie zdziałał cudów, na które wtedy tak bardzo liczyłam :).



PERFUMY


Oooj tak, tutaj zapamiętałam sporo zapachów, zarówno tych używanych przez moją mamę, siostrę, czy babcię, jak i tych, których używał mój tata :).

Miałam może z 5-6 lat, kiedy marzyłam by pachnieć, jak moja starsza siostra, która miała już wtedy prawdziwie dorosłe perfumy, czyli dezodoranty Impulse. Matko kochana, do dzisiaj pamiętam kilka z nich, a szczególnie zapach tych w czerwonym opakowaniu z uwodzicielską Panią, które wtedy dla mnie - przedszkolaka - były takie wspaniałe i zarazem niedostępne. Uwielbiałam psikać się nimi po kryjomu i udawać dorosłą, kiedy rodzice i siostra nie widzieli :D. Kiedy byłam już nieco starsza i chodziłam do podstawówki, doczekałam się własnych Impulse, które wyszły jako edycja limitowana, sygnowana przez ówcześnie najbardziej rozpoznawalny girlsband, czyli Spice Girls! Pamiętam również dezodoranty, kierowane typowo do nastolatek, o nazwie Rap Dance z czaderskimi czapeczkami zamiast standardowych zatyczek, które chciał mieć każdy, aby być "jazzy" i "cool" oraz Exclamation z wykrzyknikiem, które z kolei były już dość drogie, przez co mało kto mógł sobie na nie pozwolić.






Z okresu przedszkola równie doskonale pamiętam zapach mojej mamy, która posiadała luksusowe wówczas perfumy Gabrieli Sabatini, mieszczące się w jakimś ciemnym opakowaniu (fioletowym, czarnym?). Uwielbiałam momenty, kiedy siadając jej na kolanach, wdychałam ten zapach z jej bluzki. Niezapomniane chwile, jednoznacznie kojarzące się z czasami bezpiecznego dzieciństwa.

Moja babcia z kolei lubiła używać perfum Być Może, które podobno były inspirowane światowymi zapachami. Były one bardzo intensywne i tak trwałe, że nawet po wypraniu zdarzało się, że odzież wciąż nimi pachniała. Dziś nadal są do dostania za kilka zł w niektórych kioskach.


Natomiast mój tata miał kilka flakoników perfum, z których zapamiętałam najbardziej Old Spice, Hattrick i Makler. Do tej pory umiem zaśpiewać fragment piosenki reklamującej Hattricka - "ten zapach za mą chodzi, nie mogę się uwooolniiić... Hattrick, Hattrick! Hattrick, Hattrick!" :D.





KOSMETYKI KOLOROWE


W mojej wczesnej młodości dostęp do nich był bardzo ograniczony, bo pamiętajmy, że były to czasy jeszcze przed erą Rossmannów i innych drogerii, a kosmetyki kupowało się najczęściej w kiosku Ruchu lub dostawało w paczce od rodziny z zagranicy, albo już nieco później - kupowało jako dodatki do gazet.

Praktycznie wszystkie dostępne podkłady były sporo za ciemne, dlatego prawie każda z dziewczyn chodziła z pomarańczową twarzą i o dziwo, nikt nikogo nie wyśmiewał z tego powodu, co jest nie do pomyślenia w czasach obecnych, gdzie "idealny" wizerunek jest wyznacznikiem "fajności". Ja podkładu zaczęłam używać późno, bo dopiero w gimnazjum, wcześniej podbierając jedynie puder mojej mamie. Puder oczywiście marki Constance Carrol, który znajdował się w chyba każdej damskiej torebce.


Korektor, jakiego używało się na wypryski był bodajże jeden i pamiętam, że był w sztyfcie oraz miał zielony kolor, ale marki już sobie raczej nie przypomnę. Nie muszę dodawać, że nic nie zakrywał, a czerwone krostki przebijały spod niego tak, że lepiej już było sobie darować jego nakładanie, choć legenda głosi, że niby potrafił łagodzić stany zapalne skóry, jeśli ktoś akurat takowe posiadał.

Jeśli chodzi o makijaż oczu to będąc nastolatką, cieni używało się wyłącznie na ważniejsze okazje, a królowały przede wszystkim odcienie niebieskiego i szarości (wszystkie rzecz jasna perłowe, bo innych wtedy nie było). Nikt nie słyszał o żadnym blendowaniu, a makijaż kończył się przeważnie na nałożeniu jednego koloru na cała powiekę ruchomą i to tyle. Nikt nie malował dolnej powieki, ani nie bawił się w żadne rozświetlanie, czy przyciemnianie kącików. Kto miał taką paletkę, jak ta poniżej śmiało mógł się czuć wybrańcem losu, ponieważ tego rodzaju dobra były dostępne jedynie za granicą i jeśli ktoś nie miał tam rodziny lub chociaż kogoś, kto mógłby taką paletę wysłać, to po prostu używał cieni typu mono, o ile akurat były dostępne rzecz jasna w kioskach. Moja siostra do dziś wspomina, jak mając 4-5 lat, rozwaliłam jej jedną taką paletkę (którą bardzo dbała i ją sobie szanowała), bo kolorowe pyłki tak mi się spodobały, że postanowiłam je pomieszać, przez co później do niczego się nie nadawała :P. Tak samo, nie mieliśmy wówczas pędzli do makijażu, więc wszystkie cienie nakładało się albo palcem, albo pacynkami, o ile były dołączone.


Z tamtego czasu pamiętam jeszcze pomadki Bell w brązowym opakowaniu, których używały najczęściej nasze mamy i babcie, a my miałyśmy wówczas najzwyklejsze pomadki ochronne Bebe za kilka zł, a już nieco później pierwsze pomadki Nivea, które dawały różowy, perłowy poblask i każda dziewczyna marzyła, by taką mieć. Były również dostępne błyszczyki Bell w mini metalowym słoiczku i pamiętam, że kiedy mama mi taki kupiła, czułam się ważna, bo oto miałam na własność pierwszy kosmetyk "dorosłej" marki, a nie duperele dla dziewczyn w moim wieku (niestety nie udało mi się nigdzie odnaleźć grafiki:(). Dostępne były także "błyszczyki" w kulce, które dawały efekt mokrych ust. Były na bazie jakichś olejków, kosztowały grosze i były prawdziwym hitem tamtych lat :).





CO JESZCZE PAMIĘTAM?


Już pomijając konkretną kategoryzację produktów, doskonale pamiętam trójkolorowe pasty do zębów (możliwe, że były to Aquafresh, chociaż wtedy mogły się inaczej nazywać) i bardzo trudno dostępne pasty dla dzieci z Kaczorem Donaldem i Myszką Mickey, dostępne w Pewexach. W latach 90 bardzo modne były kolorowe mascary do włosów. Kilka moich koleżanek takie miało, ale nie można było przychodzić w nich do szkoły na lekcje, a jak już, to jedynie na dyskotekę, choć mnie wtedy nie podobały się takie kolorowe włosy, dlatego sama nie używałam tego rodzaju produktów. Tuszu do rzęs zaczęłam używać dopiero w gimnazjum, dlatego kompletnie uleciało mi z pamięci, co było wcześniej dostępne. Na pewno mascara Pierre Rene, którą miała moja mama, podobnie jak czarną kredkę tej samej marki, którą później jej podbierałam i malowałam sobie linię wodną oka, oczywiście bez tuszowania rzęs (wiem, dziś to niemal zbrodnia, ale wtedy wydawało się super).

Już całkiem później, pod sam koniec lat 90, zaczęły wchodzić katalogi Avon i Oriflame i zaczął się prawdziwy boom na kosmetyki. Do dziś z sentymentem wspominam, jak kulki brązujące z Avonu były wyznacznikiem luksusu (kosztowały krocie), jak teraz co najmniej posiadanie w swoich zasobach kosmetyków Diora lub Armaniego.

Mój pierwszy fluid zakupiłam już po wejściu Rossmannów i był to podkład Lovely Make Up Brillance w kolorze morelowym. Wtedy go uwielbiałam, ale kiedy parę miesięcy temu do niego wróciłam (wciąż jest dostępny!), kompletnie nie przypadł mi do gustu, że już o kolorze nie wspomnę. Na tym przykładzie widać, jak staliśmy się na przestrzeni lat wymagający i jak to wszystko poszło w międzyczasie do przodu, stawiając milowe kroki.


Z ogromnym sentymentem wspominam czasy mojego dzieciństwa i czasów nastoletnich, bo chociaż nikt nie miał wtedy za bardzo kasy na szaleństwa, a w sklepach prawie nie było wyboru, to jednak potrafiliśmy być na prawdę szczęśliwi. Kosmetyków używało się zazwyczaj po mamie, czy siostrze, czasem tylko kupując coś swojego, kiedy akurat było dostępne i nikt nie czuł się przez to gorszy. Podobnie większość osób mająca rodzeństwo w podobnym wieku, często nosiła po sobie te same ubrania i nikt z nikogo nie szydził, bo tak robili niemal wszyscy. Mieliśmy proste zabawki, prawdziwych przyjaciół, brak telefonów i jak się dziś na to spojrzy z boku... po prostu radosne życie!

Jestem ogromnie ciekawa, co Wy zapamiętaliście z lat 90 i co moi młodsi czytelnicy uważają na ten temat. Napiszcie mi proszę, czy Waszym zdaniem było lepiej wtedy, czy teraz i czy sami urodziliście się w latach 90, czy może Wasze dzieciństwo i lata nastoletnie przypadły na czasy późniejsze. Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i przemyślenia :))).

Ps. Wszystkie zdjęcia na potrzeby dzisiejszego postu zaczerpnięte zostały z grafiki Google.

44 komentarze:

  1. Błyszczyki w kulce, Nivea i perfumy z wykrzyknikiem - klasyka! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. te błyszczyki owocowe z kulką pamiętam <3 haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał je chyba każdy :D O różnych smakach i zapachach :D

      Usuń
  3. szampon z kaczuszka, krem nivea i blyszki w kulce pamietam ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. szampon Familijny przepięknie pachnie na włosach !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już teraz pamiętam tylko zapach wersji z pokrzywą :P

      Usuń
  5. Szampon Familijny wymiata 😄 Pamiętam jak latałam z tą butlą wypełnioną wodą w śmigus dyngus. 😄 Puder od Carrol podkradałam mamie i to dość często :P oczywiście wszystkie produkty znam i bardzo mile wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były piękne lata, aż chciałoby się do nich wrócić :)

      Usuń
    2. Ja pamiętam nawet ceny tego szamponu ;D Zaczynały się od 1,20 zł

      Usuń
    3. A teraz za 1,20 zł nawet ciężko pączka kupić :P

      Usuń
  6. Najmilej wspominam Być Może :) z Nivea mi nigdy nie było po drodze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, jak stały u mojej babci za oszklonym sekretarzykiem i kiedy z kuzynkami zakradałyśmy się, by je powąchać :)

      Usuń
  7. tak, fragment piosenki z Hattricka chyba każdy pamięta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O jejkuuu :D Tato pracował w latach 90 w hurtowni z chemią domową, kosmetykami etc. ;-) Zawsze w domu było pełno kosmetyków, których jeszcze wtedy nie mogłam używać ;-) Teraz bym była w niebie ;-) Mnie jednak zapadł w pamięć właśnie Bambino które cudnie pachniało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo to miałaś luksusy widzę :) Fajnie :D Mało kto miał wtedy dostęp do chemii i kosmetyków :)

      Usuń
  9. Pamiętam Cleraskin i błyszczyki w kulce-strasznie się kleiły :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kojarzę każdy z tych produktów. Szczególnie te błyszczyki w kulce - to był mały, lepki koszmarek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, choć wtedy ubóstwiany :D Fajnie, że pamiętasz wszystkie te kosmetyki :)

      Usuń
  11. Wszystko pamiętam !!! Niedawno tego używalam a tak naprawdę minęło 15 lat :-( fajny wspomnieniowy post :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Tyle czasu minęło, a wydaje się jakby to było wczoraj :)

      Usuń
  12. Ten puder też miałam - z wszystkich kosmetyków, które wtedy używam zapamiętałam go najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  13. uśmiałam się, pamiętam wszystko , szczególnie szampon familijny, dezodoranty i błyszczyki do ust. ja jestem 87

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rocznik 87 najlepszy! :D Yeah! :D

      Usuń
    2. Dokładnie :) Moja mama nie raz opowiadała jak ludzie bali się o swoje dzieci wtedy...

      Usuń
  14. O matko! Przypomniałaś mi o tych błyszczykach za gorsze! :) Uwielbiałam je strasznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też je lubiłam, choć teraz ani bym ich nie dotknęła hehe :P

      Usuń
  15. Ale obudziłaś wspomnienia, też pamiętam te kosmetyki! :-)

    Jestem starsza, więc moje wspomnienia sięgają jeszcze dalej... Kurczę, może też powinnam je spisać? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak!!! Spisz koniecznie, bardzo chętnie poczytam :)))

      Usuń
  16. haha świetny post! Szampon Bambi to mój mały koszmar- nie znosiłam myć włosów :)
    Cena perfum "być może" poszła w górę, a Impuls to nadal jeden z moich ulubionych zapachów ":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ooo ciekawe, ile teraz kosztują, bo kiedyś to była tanizna, ale mimo to każdy używał :P

      Usuń
  17. Ja z tamtych lat pamiętam szampon Head&Shoulders oraz szampony Timotei, szczególnie w pamięci zapisał mi sie ogórkowy, który miałam na wakacjach. Krem Nivea zna chyba każdy. Perfumy Old Spice to był jedyny zapach mojego dziadka, cieszę się, że powrócił do łask. A Exclamation ja sama ubóstwiałam, też je nawet ostatnio widziałam na alledrogo. Z kolorówki to oczywiście Constance Carol oraz Bell, natomiast moja mama używała wysokopółkowych w tamtych czasach Yardley, MaxFactor, Astor (wtedy jeszcze Margaret) czy nieśmiertelnego różu Bourjois. I chyba jak każda z nas przechodziłam etap niebieskiego makijażu :) Ach, to były czasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo faktycznie! Przypomniałaś mi Head&Shoulders i Timotei ogórkowy, choć Timotei był już chyba później, o ile dobrze kojarzę. Moja mama też miała coś od Margaret Astor, ale nie pamiętam co, natomiast marki Bourjois nie pamiętam nic, a nic :(

      Usuń
  18. Błyszczyki owocowe z kulka oj chciało się mieć wszystkie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoją opinię! Jest ona dla mnie bardzo cenna. Staram się zaglądać do każdego kto zostawi komentarz, więc nie musisz mnie dodatkowo zapraszać na swój blog :) Komentarze obraźliwe, wulgarne, autopromocyjne, bądź z pyt. obserwujemy? - usuwam. Jeśli masz jakieś pytania, na każde odpowiem pod Twoim komentarzem.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...