Hej! Jak w tytule, dzisiaj przychodzę do Was z kilkoma słowy o kolejnym kremie BB, tym razem tzw. oryginalnym, bo pochodzącym prosto z Korei. Skusiłam się na niego dzięki niskiej cenie oraz przeczytaniu dość dobrych opinii na Wizażu. Zależało mi na kremie nie wybielającym cery (niestety wśród azjatyckich propozycji, ciężko znaleźć krem BB, który by nie wybielał) i jednocześnie nie na tyle jasnym, aby dawać efekt trupiej twarzy. Po obejrzeniu swatchy w necie, wybór ostatecznie padł na Clearing Petit BB marki Holika Holika.
Zacznijmy od opakowania. Jak dla mnie jest ono urocze, słodkie i nie ukrywam, że znajdujący się na nim kotek sprawia, że ilekroć po niego sięgam uśmiech od razu gości na mojej twarzy :D. Krem znajduje się w miękkiej, plastikowej tubce, którą po zużyciu zawartości z łatwością będziemy mogli przeciąć nożyczkami, by wydostać resztki zostające na ściankach. Na opakowaniu widnieje marka, nazwa oraz rodzaj kremu (w moim przypadku Clearing, czyli wersja wspomagająca walkę z niedoskonałościami), a także informacja, że zawiera on filtr SPF 30. Reszta niestety nie do rozszyfrowania przez moją skromną osóbkę ;).
Konsystencja kremu jest w sam raz, dość rzadka, ale nie na tyle, by spływać. Zapach jest raczej mocny, ale bardzo ładny - mydlany, świeży i długo wyczuwalny na twarzy. A teraz przechodzimy do sedna, czyli koloru. Początkowo gdy go zobaczyłam, byłam przerażona, bo wydał mi się być mocno za ciemny mimo, że jak niejednokrotnie wspominałam, moja cera do najjaśniejszych nie należy i zawsze wybieram 2, czasem 3 w kolejności odcień podkładów/kremów tonujących. Same zobaczcie jak ciemny wydaje się być w opakowaniu (a zielonkawo-turkusowy kolor tubki dodatkowo podbił to wrażenie):
Na szczęście po wyciśnięciu na rękę odetchnęłam z ulgą, ale niestety tylko na chwilę. Nie okazał się być aż tak ciemny, by nie móc go używać, ale po roztarciu wyszła pierwsza z jego wad, czyli różowe podtony, co dla osoby o żółtym kolorycie cery jest niestety nie do przejścia.
Będąc niemal całkowicie zniechęcona i w duchu przeklinając wyrzucone pieniądze, postanowiłam zaaplikować go na twarz, mając na uwadze, że azjatyckie kremy BB w większości bardzo ładnie dopasowują się do cery i licząc, że w tym przypadku będzie podobnie. No i cóż... krem początkowo dość mocno odznaczał się od szyi, dawał szarawo-różowy, niezdrowo wyglądający koloryt, ale po ok. pół godziny jakby zbalansował i dopasował się do odcienia mojej cery, choć i tak nie w 100%. Mimo to można już było bez wstydu wyjść w nim do ludzi.
Jak widać powyżej, nadał on mojej cerze chłodniejszy odcień, niż jej naturalny i mimo, iż nie wygląda to źle, to nie lubię takiego efektu, ponieważ lubię podkreślać swoją ciepłą karnację, a nie ją przytłumiać. Krycie jest na wysokim poziomie, radzi sobie ze średniego rodzaju nieprzyjaciółmi, ale wielkich, czerwonych wulkanów nie przykryje, zatem w takich wypadkach niezbędny będzie korektor. Plus za to, że krycie można budować, dokładając kolejne warstwy. Na powyższym zdjęciu mam nałożoną jedną cienką warstwę, ale i tak wyraźnie widać, jak ładnie wyrównał koloryt. Z innych plusów można dodać, że kosmetyki takie jak bronzer, czy róż bardzo ładnie się na nim rozcierają nie tworząc plam oraz, że całkiem nieźle matuje cerę, chociaż mimo to w ciągu dnia moja mieszana buźka wymaga przynajmniej jednokrotnego przypudrowania. Natomiast kolejna zagadkowa cecha tego kremu, poza kolorem, to jego trwałość. Bywają dni, że przez cały czas od rana do wieczora wygląda fantastycznie i się nie ściera, a czasem jest tak, że po paru godzinach staje się praktycznie niewidoczny na twarzy ;/. Nie mam pojęcia od czego to zależy, ponieważ już kilkukrotnie zwracałam na to uwagę, ale nieważne ile razy rozmawiałam w pracy przez telefon, podpierałam twarz rękoma itd., raz wyglądał super, a innym beznadziejnie. O co kaman?!
Podsumowując: Powiem tak, nie jest to krem zły, nie jest też średni. W skali 0 - 10 przyznałabym mu 4, ponieważ nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, jak się w danym dniu zachowa. Mimo, że bardzo łatwo się go rozprowadza, pięknie pachnie, dobrze współpracuje z innymi kosmetykami, tak mimo wszystko nie jestem do niego przekonana, głównie z powodu koloru i trwałości, czyli najważniejszych cech podkładu idealnego. Co do obietnicy poprawiającej stan cery oraz wspomagającej walkę z niedoskonałościami, tutaj nie jestem w stanie się wypowiedzieć, ponieważ nie używam go na tyle regularnie, by mógł w tej kwestii coś zdziałać. Niemniej podczas używania nie zauważyłam zapchania, przesuszenia lub podrażnienia mojej twarzy. Generalnie można go wypróbować, krzywdy nie powinien zrobić i może akurat komuś będzie odpowiadał, ale ja z pewnością nie kupię go ponownie i z pokorą wrócę do mojego ukochanego Peach Sake Pore od Skinfood (mój pierwszy, koreański krem BB, który od razu okazał się być strzałem w dyszkę, recenzja
TUTAJ). Na koniec, jako ciekawostkę powiem Wam, że pytałam o Petitka moją koleżankę, która swojego czasu mieszkała w Korei, bo byłam ciekawa, czy akurat kremy tej marki są lubiane i chętnie kupowane przez Azjatki. Koleżanka powiedziała mi, że mimo usilnych reklam, niestety miały one małe poparcie wśród konsumentów. Hmm, czyżby z tych samych powodów, o których pisałam?
Znacie produkty Holika Holika? Jakie inne azjatyckie kosmetyki, niekoniecznie kremy BB możecie mi polecić? Pozdrawiam Was ciepło :)