poniedziałek, 4 lipca 2016

Kosmetyki marek luksusowych - czy rzeczywiście są warte swoich pieniędzy? Kiedy warto kupić, a kiedy lepiej odpuścić?

Cześć! Dzisiaj przychodzę do Was z przemyśleniami na pewien, moim zdaniem raczej istotny temat. To będzie dość długi post, więc zanim zaczniecie czytać, przygotujcie sobie najlepiej coś do picia :). Gotowe? To zaczynamy!

Nie od dziś wiadomo, że dobra luksusowe lubią kusić. Nieważne, czy chodzi o ubrania, akcesoria, innego rodzaju dodatki, czy właśnie kosmetyki, o których będzie za chwilkę mowa. Widząc na półce w sklepie piękne opakowania, czując wydobywające się ze środka wspaniałe zapachy oraz znając dorobioną do danego kosmetyku ideologię, nie trudno pomyśleć w duchu "chcę to mieć!", niemal bezwiednie kierując swe kroki w czeluście danej perfumerii, gdzie wita nas śliczna jak z obrazka Pani Konsultantka gotowa sprzedać nam co tylko dusza zapragnie. W ten sposób nieraz wydajemy swoje ciężko zarobione pieniądze i wszystko super, jeśli dany kosmetyk trafia w nasz gust, jesteśmy z niego zadowolone i podświadomie czujemy, że był to dobry wybór, natomiast gorzej, kiedy okazuje się być wtopą lub też niczym nie ustępuje o wiele tańszym markom drogeryjnym, a nam pozostaje żal, smutek i złość na samą siebie. Ja również przeżyłam oba te stany, dlatego dziś postaram się w jak najlepszy sposób nakreślić Wam, na co warto postawić, jeśli chodzi o kosmetyki luksusowe, a co lepiej odpuścić, zdając się na o wiele tańsze alternatywy, bo po prostu nie warto przepłacać.

Zacznę może od tego, że kosmetyków luksusowych z tzw. "kolorówki" miałam okazję wypróbować całkiem sporo i równie sporo posiadam w swoich zbiorach (te ze zdjęć poniżej to tylko mała część, ogólnie marki selektywne stanowią na tą chwilę ok. 35-40% moich wszystkich kosmetyków do makijażu). Od samego początku, kiedy tylko zaczęłam je kupować, czyli kilka lat temu, chciałam stopniowo wypróbowywać chociaż po jednej rzeczy z każdej kategorii, żeby mieć rozeznanie czy rzeczywiście są warte swojej ceny, kierując się przy tym oczywiście opiniami innych użytkowników. Wiadomo nie od dziś, że im więcej pochwał, tym mniejsze prawdopodobieństwo niezadowolenia, choć i z tym bywało różnie.



PODKŁADY, PUDRY WYKAŃCZAJĄCE

Jeśli chodzi o podkłady, tutaj zdanie mam mieszane. Dwukrotnie bardzo się zawiodłam, podobnie jak i dwukrotnie trafiłam na przysłowiowe "święte Grale", bez których teraz już ciężko mi wyobrazić sobie swój idealny makijaż. Hitami zdecydowanie są u mnie lekki jak piórko Lancome Miracle Air De Teint oraz Estee Lauder Double Wear, który najlepiej sprawdza się kiedy chcemy, by makijaż przetrwał od rana do nocy w nienaruszonym stanie lub kiedy nasza cera szaleje i potrzebuje solidnego przykrycia nieprzyjaciół. Podkładami, które okropnie mnie zawiodły były natomiast Sisley Phyto-Teint Eclat, który wcale nie trzymał się na mojej mieszanej cerze bez względu, czy go przypudrowałam, czy też nie, po kilkunastu minutach warząc się w tak paskudny sposób, że nie pozostawało mi nic innego, jak tylko zmycie całego makijażu oraz Dior Diorskin Star, który po parunastu minutach od nałożenia lekko zmieniał kolor i zostawał dosłownie na wszystkim (ręce, telefonie itp.), po paru godzinach znikając całkowicie z mojej twarzy :(.

Jeśli chodzi o pudry wykańczające, tutaj miałam okazję używać tylko jednego - Smashbox Photo Set Finish Powder i jestem z niego bardzo zadowolona, zwłaszcza, że jest szalenie wydajny i służy mi dzielnie już ponad rok czasu, a jeszcze zostało ok. 1/3 opakowania :).



BRĄZERY, RÓŻE, ROZŚWIETLACZE

W tej kategorii jestem całkowicie pewna - te kosmetyki są spokojnie do zastąpienia! I chociaż wciąż kocham miłością niezmienną moje duo do konturowania #Instamarc od Marc Jacobs i bardzo Wam je polecam, tak myślę, że jeśli nie chcecie wydawać aż tyle kasy na tego rodzaju kosmetyk, jako tańszą alternatywę mogę zasugerować chociażby pudry brązujące od Kobo, które wiem, że mnóstwo osób lubi i chwali, choć mnie akurat średnio przypadły do gustu. Cena jednak jest blisko 10x niższa, więc moim zdaniem warto się przekonać. Fajne są też podobno brązery od Golden Rose, ale ich nie miałam okazji wypróbowywać bezpośrednio na sobie. Cieszę się, że drogeryjne marki tak licznie wychodzą na przeciw wymaganiom konsumentów, bo w chwili obecnej pod tym względem wybór na prawdę jest ogromny :).

Podobnie jak z brązerami, sprawa się ma z różami do policzków, w moim przypadku Chanel Joues Contraste Powder Blush. Chociaż pięknie pachnie różami i ślicznie wygląda na licu, to jako odpowiednik mogę polecić np. o wiele tańsze róże marki Bourjois, które również są rewelacyjne i dobrze się u mnie sprawdzają, o czym możecie poczytać klikając w link.

Tak samo już nawet najsłynniejszy rozświetlacz świata, czyli The Balm Mary Lou Manizer znalazł swoje równie świetne zamienniki w postaci kilku drogeryjnych i tanich rozświetlaczy np. z Wibo, Lovely, czy My Secret.



CIENIE I BAZY

W przeciwieństwie do poprzedniej kategorii, tutaj wypowiem się odwrotnie - moim zdaniem lepiej zainwestować więcej pieniędzy w bardzo dobre jakościowo cienie z kapitalną pigmentacją, których możemy być na prawdę pewne w każdej sytuacji i bazę nie do ruszenia w żadnych warunkach, niż zdawać się na tańsze rozwiązania, które często wychodzą bokiem (przynajmniej u mnie tak się zdarzało).

Moje powieki są z kategorii bardzo przetłuszczających się, dlatego dobra baza to podstawa. Do tej pory używałam różnych - z ArtDeco, Quiz, czy Paese myśląc, że są świetne, ponieważ cienie nie rolowały się przez kilka godzin, ale dopiero kiedy poznałam bazę Urban Decay, o której za jakiś czas będzie mowa w osobnej notce - doznałam szoku. Cienie nałożone rano, spokojnie wytrzymywały po 12 h i więcej bez najmniejszego uszczerbku, co w przypadku innych baz było wynikiem okazjonalnym! A jeśli już mamy solidny fundament i do tego dołożymy cienie, z którymi praca jest wręcz bajkowo prosta i które same w sobie prezentują się fenomenalnie (np. Urban Decay Naked - KLIK, KLIK, czy Lancome Ombre Hypnose), robotę mamy z głowy. Ktoś na pewno powie, że przecież nie raz zachwalałam również dużo tańsze cienie pisząc, że są super. Tak, to prawda! Jednak różnica jest taka, że praca z droższymi cieniami jest jak dla mnie jeszcze łatwiejsza i przyjemniejsza, mniej się osypują, a nawet jak już to łatwiej je usunąć i szybciej się między sobą blendują (oczywiście piszę tylko o tych, które ja posiadam, nie wiem jak zachowują się cienie np. Dior, czy Chanel, bo ich nie miałam okazji używać). To może już moja fanaberia, ale jeśli mam do wyboru sprawdzone cienie z wyższej półki, to wolę przyoszczędzić kasy i na nie się zdecydować, niż mieć 10 tańszych, z których będę nawet ociupinkę mniej zadowolona.



MASCARY, ŻELE DO BRWI

Jeśli chodzi o tą kategorię, zdanie mam mieszane. Z moich obserwacji wynika, że standardowe mascary marek luksusowych zazwyczaj nie są wcale lepsze, niż marek drogeryjnych. Podobne szczoteczki, efekt na rzęsach, czy formuły nie są niczym na tyle moim zdaniem wyjątkowym, by warto było przepłacać. Natomiast jeśli chodzi o mascary wodoodporne to tutaj przyznam, że najlepszą na jaką trafiłam była Lancome Hypnose. Miałam też oczywiście kilka egzemplarzy z marek drogeryjnych, ale albo się niemiłosiernie kruszyły, albo brzydko wyglądały na rzęsach i byłam niezadowolona, albo się rozmazywały (!). Dlatego jeśli kiedykolwiek będę potrzebowała mascary wodoodpornej, na 100% postawię na propozycje marek selektywnych, zwykłe jednak kupując w drogeriach, bo w ich przypadku nie widzę różnicy :).

Żele do brwi z kolei jeszcze kilkanaście miesięcy temu ciężko było dostać gdziekolwiek poza markami z wyższej półki, jak np. Benefit, MAC, czy ABH. Z tego też powodu, w zeszłym roku skusiłam się na benefitowy Gimmie Brow i przepadłam! Dosłownie pokochałam ten żel w każdym możliwym aspekcie, ponieważ nie dość, że pięknie przytrzymywał włoski w ryzach, nadawał kolor, to i optycznie zagęszczał - cudo! Dziś jednak, podobnie jak w przypadku brązerów i rozświetlaczy, także i tu mamy już całkiem spory wybór jeśli chodzi o porządnej jakości żele do brwi, idące w parze z przystępną ceną. Dlatego też w tym przypadku nie będę wydawała kroci na drogie produkty, szukając alternatyw w zasobach np. Golden Rose, Essence, Inglot, czy innych. Jest teraz tego tyle, że bez problemu każdy znajdzie coś dla siebie, bez wyzbywania się małej fortuny :).



POMADKI

W przypadku pomadek Ameryki nie odkryję stwierdzeniem, że jak najbardziej one także są do zastąpienia. Kilkukrotnie udało mi się trafić na na prawdę rewelacyjne szminki, czy błyszczyki (moja ulubiona hybryda to Yves Saint Laurent Volupte Sheer Candy), ale bez wątpienia jeśli tylko macie ochotę na coś tańszego, to jak najbardziej zamienniki się znajdą i nie ma tak, że marki luksusowe jeśli chodzi o pomadki czy błyszczyki, mają w swojej ofercie coś, co przyćmiewa tańsze wersje, nie licząc oczywiście często lepszego składu i bogatszych opakowań. Generalnie efekt na ustach pozostaje podobny i podobnie jest z trwałością, dlatego nie znam osoby, która rozpoznałaby czy na ustach mam akurat nałożoną Chanel, czy Rimmel, więc tu sprawa jest moim zdaniem prosta i ja bynajmniej nie zamierzam przepłacać na szminkach, chyba że akurat będę sobie mogła na to pozwolić lub będę miała taki kaprys :).



PODSUMOWUJĄC

Jeśli wytrwałaś do końca - gratulacje! Uprzedzałam, że to będzie długi post, ale myślę, że warto go było napisać :). Sądzę, że odpowiedź na pytanie zawarte w tytule, u każdej osoby będzie brzmiała indywidualnie. Są przecież pośród nas kobiety, nie wyobrażające sobie makijażu "zwykłymi", tanimi kosmetykami, podobnie jak i w drugą stronę, kierujące się np. zasadą, że nie warto przepłacać. Ja jestem gdzieś pośrodku. Udało mi się znaleźć kilkoro drogich ulubieńców, bez których mój idealny makijaż już raczej nie miałby racji bytu, ale też równie chętnie sięgam po kosmetyki tańsze, które w zasadzie z dnia na dzień są ubogacane w coraz to lepsze jakościowo formuły, opakowania, zapachy, tym samym coraz mocniej przybliżając się do produktów marek selektywnych. Wybór rzecz jasna pozostawiam Wam, jednak jestem niezmiernie ciekawa co Wy sądzicie w tym temacie, dlatego czekam na mocno ożywioną dyskusję w komentarzach :). Buziaki! :*

30 komentarzy:

  1. dotrwałam do końca, byłabym w stanie wydać więcej na paletkę cieni lub podkład
    jednak zawsze wybieram zamienniki
    rynek bardzo się rozwija, jak dobrze poszukamy znajdziemy alternatywę
    taka już jestem zawsze przeliczam, może gdybym mieszkała w innym kraju, z innymi zarobkami łatwiej byłoby mi zaszaleć:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, jeśli chodzi o przeliczenie zarobków na to, ile trzeba wydać na kosmetyki marek luksusowych np. w Stanach, czy Anglii, ich koszt one niemal porównywalnie z naszymi drogeryjnymi, więc nie dziwię się, że niemal każdy w tych krajach może sobie na nie pozwolić bez większego uszczerbku na finansach :(

      Usuń
  2. ja jakos nie posiadam zbyt wielu luksusowych kosmetyków ;) ale wyzanję zasade, że i w tanich znajda się perełki i w drogich buble;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście masz rację, ja ostatnio trafiłam na taki bubel za prawie 300 zł o czym wspominałam na fanpage'u bloga :(

      Usuń
  3. Baza UDPP to mój największy ulubieniec <3 niedawno mi się skończyła i planuję do niej powrót :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także nie wyobrażam sobie już teraz bez niej mojego make upu :D Jest niezastąpiona! :)

      Usuń
  4. Większą sumę z kolorówki zdecydowałabym się wydać na bazę pod cienie, bo również mam tłuste powieki :P Choć przyznam, że tanie produkty, typu Maybelline Color Tattoo w odcieniu Creme de Rose (i tylko w tym odcieniu!) się u mnie sprawdzają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie Color Tattoo (mam kolor On and On Bronze) również pięknie się trzymały nawet solo, ale nałożone na bazę, bez płynu dwufazowego nie zejdą niczym, nie ma opcji! Sprawdzone - przetestowane :D

      Usuń
  5. Kosmetyczka w sobotę robiłam mi makijaż podkładem Estee Lauder Double Wear . do rana przetrwał w stanie idealnym dlatego zamierzam go kupić. Byłam zachwycona efektem. Aktualnie nie mam żadnego podkładu a jedynie kremy bb skin 79. Kosmetyczka na mojej twarzy użyła tego samego duo do konturowania z Marc Jacobs, które masz Ty. Więc ja też muszę się skusić na tą paletę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym duo możesz poczytać szerzej również u mnie jeśli masz ochotę, bo robiłam na jego temat oddzielny post :) O Double Wear również muszę napisać, ale zbieram się już ponad rok i zebrać nie mogę hehe :D

      Usuń
  6. Też raczej nie rzucam się na drogie kosmetyki tylko szukam zamienników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również często tak staram się praktykować :)

      Usuń
  7. Tez jestem po środku. Estee Lauder uwielbism, swietnie kryje i rzeczywiście trzyma się całą noc. Miałam jednak kiedys tusz do rzęs z Clarins, który okazał się totalnym bublem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o tusze to miałam różne, Estee Lauder - Sumptuous, Benefit - They Real, Yves Saint Laurent - Baby Doll i chociaż każdy z nich miał to "coś", to jednak żaden na dobrą sprawę nie wart swojej ceny, bo drogeryjne mascary spokojnie im dorównują. Jedyny wyjątek jak na razie to wspomniana Hypnose Waterproof :)

      Usuń
  8. Droższy kosmetyk może po prostu czasem poprawić humor ;) Taka dawka luksusu, którą się później miło używa i ładnie wygląda w kosemtyczce. Oczywiście najfajniej jak cena idzie z jakością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam! :) Któraż z nas nie ma czasem "chciejstwa" na coś lepszego, piekielnie drogiego, co by po prostu ładnie wyglądało na półeczce, czy toaletce, mmm :)

      Usuń
  9. Jestem w stanie zapłacić więcej za kosmetyki do twarzy i okolic oczu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli pielęgnację? Ja jestem z tym na bakier muszę przyznać, na szczęście dzięki Panu Bogu (i genom) nie mam dużych problemów z cerą, zmarszczkami itp. i oby tak zostało jak jest, a będzie super! :)

      Usuń
  10. Poza pomadkami MAC'a, oraz kosmetykami do konturowania (brązer i róż) z Benefitu, nic z marekselektywnych mnie nie kusi. Znalazłam dobre kosmetyki drogeryjne i jestem z nich na tyle zadowolona, że raczej nieprędko zdecyduję się na dużo jednak droższe produkty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko znalazłaś swoje kultowe produkty to pewnie, czasem rzeczywiście nie warto przepłacać, jeśli kosmetyk w przystępnej cenie nam super służy i fajnie się sprawdza :)

      Usuń
  11. Nie posiadam produktów z górnej półki, oprócz 2 pomadek Mac , które dostałam na urodziny i wcale nie czuję się źle z myślą, że używam tylko produkty drogeryjne :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*
    Mogłabym Cię prosić o kliknięcie w linki u mnie w nowym poście? Będę Ci bardzo wdzięczna! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Powiem Ci, że to pytanie w tytule Twojego posta też często mnie nachodzi. Ogólnie myślę, że to ma związek nie tylko z konretnym produktem, jak i również z osobą, która produktu używa. Na jednej skórze coś będzie sprawdzało się wyśmienicie, a na innej okaże się beznadziejne.
    U mnie większość kosmetyków do makijażu jest z marek premium, choć mam parę perełek z niższej półki, które cenię ponad wszystko.
    Inną sprawą jest, że kosmetyki z wyższej półki to nie tylko działanie, ale cała ta "otoczka" - ładne opakowanie, wybieranie produktu w perfumerii itp. Ja bardzo lubię to i też dzięki temu bardziej przemyślę zakup, nie mam nadmiaru produktów i cieszę się ich używaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem, bo mam tak samo! Też coraz częściej sięgam po kosmetyki selektywne, bo piękne, bo ładnie pachną, bo kuszą, bo mają dopisaną swoistą "historię" i to tak silnie nęci, że czasem ciężko się oprzeć :D. Mnie jeszcze póki co jest w stanie powstrzymać jedynie cena. Mam ogromną ochotę na kosmetyki La Prairie, ale przy obcenych zarobkach, mając inne ważniejsze wydatki, póki co nie mogę sobie na nie pozwolić ;((( A co do skóry to też jest to bardzo ważna kwestia, bo jak mówisz, na jednych coś sprawdzi się super, na innych beznadziejnie, więc w sumie najlepiej by było wypróbować dany kosmetyk przed zakupem, choć nie z każdym tak się niestety da :(

      Usuń
  13. Z luksusowych kosmetyków mam jedynie podkład z Estee Lauder ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cóż ja zwykle kupuję tańsze, drogeryjne produkty. Ale raz miałam tusz Lancome i wow po prostu tęsknię za nim. I na pewno skuszę się na kolejny :D Poza tym ten podkład Estee Lauder też mnie kusi. Miałam kiedyś próbkę i ... różnica między nim, a drogeryjnymi podkładami jest ogromna! Muszę tylko dobrać kolor.

    OdpowiedzUsuń
  15. O matko, kiedyś kupowałam tylko takie produkty z górnej półki, ale już od dłuższego czasu nic mnie nie kusi. WIele z tych produktów okazała się być rozczarowaniem albo produktem, który nie różni się za wiele od tych znacznie tańszych, dlatego to co mam to zużywam, kupuję nowości z tańszych marek, a z drogich obecnie jestem w stanie wydać jedynie większą kwotę na błyszczyki Chanel levres lub szminkę Diora;) no i może na jakiś przepiękny rozświetlacz, ale już dawno takich nie widziałam:P

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twoją opinię! Jest ona dla mnie bardzo cenna. Staram się zaglądać do każdego kto zostawi komentarz, więc nie musisz mnie dodatkowo zapraszać na swój blog :) Komentarze obraźliwe, wulgarne, autopromocyjne, bądź z pyt. obserwujemy? - usuwam. Jeśli masz jakieś pytania, na każde odpowiem pod Twoim komentarzem.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...